Dzień dobry, cześć i czołem!
Jest pierwsza w nocy, a ja właśnie skończyłam pisać tego shota.
Mi osobiście się nie podoba, ale Gumi uznała, że nie jest najgorszy. A ponieważ dawno nic nie dodawałam, to uznałam, że może wypada dać wam chociaż byle gówno.
W każdym razie Shot jest na podstawie filmu "Nieznajomi", który bardzo mi się spodobał. Swoją drogą chyba tracę wenę, skoro cały czas się czymś inspiruję.
Nie wiem kiedy wrócę z "I wanna be your dreamcatcher", o ile wrócę. Po dłuższych przemyśleniach uznałam, że to opowiadanie jest bezsensu. Brawo Aga, jesteś geniuszem zła!
W każdym razie... Smutno, krwawo i niepotrzebnie.
P.S. Pozdrowienia dla Gumi, tej głupiutkiej kluski, która mówi, że mam to dodać. Jeśli wam się nie spodoba to obwiniajcie ją :c A tak na serio to kc Gumi XD <3 I czekam na twoje ff, krowo jedna :/
______________________________________
Ta noc była wyjątkowo zimna. Mimo, że był czerwiec i wszyscy
spodziewali się prażącego słońca i ciepłych nocy, to pogoda ich zawiodła i
przyniosła ulewy i niskie temperatury.
Leśną drogą , ciemnym samochodem jechało dwóch chłopaków.
Czarnowłosy kierowca, o oliwkowych oczach, starał się skupić na drodze, ale
było widać, że jednocześnie myślami jest gdzie indziej. Jego towarzysz- również
o kruczoczarnych włosach, spoglądał przez boczną szybę, a na jego policzkach
widniało kilka łez. Od kiedy tylko wsiedli do auta, nie zamienili ze sobą ani
jednego słowa.
-Daleko jeszcze?- przerwał panującą ciszę pasażer i cicho
pociągnął nosem
-Nie.- mruknął kierowca
W końcu zatrzymał samochód pod domem, stojącym na obrzeżach
lasu. Obydwoje rozejrzeli się po okolicy, a po chwili ruszyli w stronę dużego
budynku. Kierowca otworzył drzwi i wpuścił towarzysza przodem.
-Dom jest udekorowany przeze mnie i Mikey'go. No bo wiesz...
To wszystko miało inaczej wyglądać, Frank.- odezwał się kierowca i westchnął
Frank spojrzał zdezorientowany na chłopaka, a później
dokładnie rozejrzał się po salonie, w którym aktualnie się znajdowali. Pokój
był niewielki, ale przytulny. Na regałach stało mnóstwo książek, a na półkach
przeróżne pamiątki, jednak nie na to miał zwracać uwagę. Czarna kanapa została
obsypana płatkami róży, a na stoliku stojącym przed nią, znajdowały się dwie
małe świeczki. Frank ponownie spojrzał na chłopaka, jednak on wyszedł z
pomieszczenia, prawdopodobnie kierując się do kuchni. Nie do końca wiedząc co
ze sobą zrobić, postanowił powędrować za nim. Gdy tylko przekroczył próg
kuchni, otworzył szerzej oczy i z zachwytem patrzył co przygotował jego chłopak
Gerard i jego brat. Niewielki stół został przykryty białym obrusem, na którym
postawiono trzy duże świeczki i również obsypano go płatkami róży.
On się tak namęczył, a ja wszystko zepsułem., przeszło mu
przez myśl.
Dzisiaj (chociaż jest po 3, więc wczoraj) byli na ślubie
znajomych. Później na weselu świetnie się bawili, tak jak reszta gości. W
pewnym momencie, kiedy Frank rozmawiał z panną młodą, podszedł do niego Gerard.
Przeprosił i pociągnął chłopaka za rękę w stronę wyjścia.
-Dokąd mnie zabierasz?- zapytał roześmiany Frank
-Zobaczymy.- odparł z uśmiechem Gerard
Zatrzymali się przy parkingu i poczekali, aż spacerujący tam
goście sobie pójdą. Cały czas uśmiechali się do siebie i patrzyli sobie w oczy,
jak typowa zakochana para.
-Wiesz, że cię kocham, prawda?- szepnął Gerard i delikatnie
chwycił Franka za ręce
-Wiem. Ja ciebie też.- odparł czarnowłosy i kąciki jego ust
ponownie powędrowały do góry
Ich usta na moment się złączyły, jednak Gerard nie pozwolił
by ten pocałunek trwał zbyt długo. Frank wyraził swoje niezadowolenie robiąc
swego rodzaju grymas. Jego chłopak zareagował na to cichym śmiechem, jednak
całkiem szybko spoważniał.
-Frank?
-Tak?
Gerard spojrzał na ich złączone dłonie i delikatnie
uśmiechnął się pod nosem. Po kilku sekundach spojrzał w oczy swojego ukochanego
i w końcu zapytał o to, co go dręczyło:
-Wyjdziesz za mnie?
Teraz, gdy stał w kuchni patrząc na ten pięknie zastawiony
stół, westchnął głośno. Wolał nawet nie wiedzieć, co w tej sytuacji musiał czuć
Gerard. Aktualnie jego ukochany krzątał się po kuchni niczym duch, delikatnie
jeżdżąc opuszkami palców po poszczególnych meblach, tak jakby sprawdzał czy
jest na nich kurz.
-Jeśli nie masz nic przeciwko, to chciałbym wziąć kąpiel.-
odezwał się nieśmiało Frank
-Łazienka jest tam.- wskazał obojętnie ręką Gerard. Po
chwili opuścił kuchnię i ponownie udał się do salonu. Włożył do odtwarzacza
jakąś płytę i już po chwili spokojna melodia piosenki wypełniła głuchą ciszę
domu.
Frank poszedł do łazienki i nawet tam czekała na niego
niespodzianka. W wannie także były płatki róż, na półkach stało mnóstwo małych
świeczek, a na brzegu wanny czekał szampan. Przez moment nawet chciał zawołać
Gerarda, aby przyszedł i dołączył się do kąpieli, jednak uznał, że to bezsensu.
Oboje musieli trochę ochłonąć.
Napełnił wannę gorącą wodą i powoli się rozebrał, cały czas
zastanawiając się, jak naprawić sytuację. Wszedł do wody i westchnął. Nie był
gotowy na małżeństwo. Z jednej strony ich wiek był całkiem odpowiedni na ślub,
jednak coś go blokowało.
Gerard w tym czasie korzystając z chwili swobody, wyjął
telefon i zadzwonił do swojego brata by opowiedzieć mu jak wygląda sytuacja,
oraz by prosić go żeby przyjechał po niego rano.
-Cześć Mikey.- odezwał się po tym jak włączyła się poczta
głosowa- Nie poszło po mojej myśli.- wziął głęboki oddech i przetarł oczy.-
Mógłbyś przyjechać po mnie rano? Auto zostawiam Frankowi.- chciał coś jeszcze
dodać, ale ostatecznie jednak się rozłączył.
Udał się do kuchni, którą tak perfekcyjnie udekorował z
bratem. No i po co?
Wyjął z lodówki zimne piwo i usiadł przy pięknie
przygotowanym stole. Wyciągnął z kieszeni spodni zapalniczkę i zapalił sobie
świeczki. To wszystko miało inaczej wyglądać. Frank miał odpowiedzieć
"Tak" i teraz powinni, albo jeść tutaj razem romantyczny posiłek,
albo brać razem kąpiel. Razem. Tymczasem siedzą osobno, niby tak blisko, a
jednocześnie tak daleko. Po kilku minutach w butelce nie było już ani kropelki
piwa. Siedział bezczynnie wpatrując się tępo w zapalone świeczki. Po kilku
minutach na krześle na przeciwko niego usiadł Frank. Z jego włosów nadal
skapywały pojedyncze kropelki wody.
-Przepraszam, nie jestem gotowy.- rzekł Frank, po
kilkuminutowej ciszy. Na szczęście nie było aż tak spokojnie, gdyż ciągle grała
muzyka włączona przez Gerarda.
Chłopak nie doczekał się odpowiedzi ze strony swojego
ukochanego. Po kilku kolejnych minutach w nieprzyjemnej atmosferze Frank wstał
ze swojego krzesła i podszedł do Gerarda. Delikatnie pogładził go po włosach,
zastanawiając się co teraz powinien zrobić. Cała ta sytuacja była bynajmniej
niezręczna dla ich obu. Chwilę później Gerard wstał i podszedł do lodówki po
kolejne piwo. Nim je otworzył, Frank podszedł do niego i mocno się w niego
wtulił. Jego ukochany przez chwilę stał wmurowany, jednak już po chwili jego
ręce objęły chłopaka, przyciągając go jeszcze bliżej siebie.
-Kocham cię, Gerard.- szepnął Frank i wtulił się w ramię
czarnowłosego.
Tę jakże cudowną chwilę przerwało pukanie do drzwi. Szybko
oderwali się od siebie i posłali sobie zdziwione spojrzenia. Kiedy pukanie
ponowiło się, tym razem z większą siłą, spoglądnęli w stronę drzwi. Zegar
wskazywał godzinę czwartą nad ranem. Nikt normalny nie kręciłby się po tak
opustoszałej okolicy o czwartej rano.
Gerard powoli ruszył w stronę drzwi, a Frank tuż za nim. Pukanie
powtórzyło się jeszcze raz. Oddech obu chłopaków odrobinę przyspieszył- w końcu
nie mieli pojęcia kto czai się po drugiej stronie drzwi. W końcu Gerard
otworzył drzwi i oboje dostrzegli stojącą przed nimi dziewczynę. Było cholernie
ciemno, więc nie mogli jej się aż tak przyjrzeć, ale po budowie ciała z
łatwością rozpoznali, że to kobieta.
-Zastałam może Alice?- spytała niemal od razu
-Chyba pomyliła pani domy.- odparł czarnowłosy i chciał
zamknąć drzwi
-Na pewno?
-Tak, na pewno.- mruknął i nie czekając na jakiekolwiek
słowa dziewczyny, zamknął drzwi i odwrócił się w stronę Franka. Usłyszeli jak
zbiega po schodach i odetchnęli z ulgą.
-To było dziwne.- stwierdził Gerard, na co jego chłopak
przytaknął głową. Stali jeszcze chwilę w przedpokoju, odrobinę zakłopotani,
jednak po chwili oboje wrócili do kuchni. Ponownie usiedli naprzeciwko siebie,
zupełnie jakby byli dla siebie całkiem obcy. Czar sprzed kilku minut kompletnie
znikł. Frank wyjął z kieszeni paczkę papierosów, jednak ta okazała się być
pusta.
-Kurwa.- mruknął pod nosem, przez co Gerard spojrzał na
niego pytająco.- Skończyły mi się fajki.- wyjaśnił
-Mogę podjechać na stację i ci kupię.- zaproponował chłopak
i delikatnie się uśmiechnął
-Nie trzeba. Z resztą jestem zmęczony i chyba pójdę spać.
-Wiem, że nie zaśniesz bez tego papierosa.
-Ale spróbuję.- odwzajemnił uśmiech Frank
Jednak te słowa tak jakby nie docierały do jego chłopaka, bo
ten już szukał kluczy do samochodu. Kiedy je znalazł ruszył w stronę drzwi, a
Frank podreptał za nim.
-Te co zawsze?- upewnił się Gerard, a czarnowłosy przytaknął
głową. Chwycił już klamkę od drzwi, ale na moment odwrócił się i czule
pocałował chłopaka w czoło.
-Wróć szybko.- szepnął tylko Frank, a po chwili jego
ukochany wyszedł z domu
Został sam w tej wszechogarniającej go pustce. Zaczął
spacerować po mieszkaniu, wsłuchując się w melodię kolejnej piosenki z płyty.
Stawiał powolne kroki na cholernie skrzypiących deskach i przyglądał się
poszczególnym rzeczom. W ciągu dalszym był zachwycony tym co przygotował
Gerard, jednak nie umiał tak po prostu powiedzieć "Tak". Zaczął się
zastanawiać co teraz z nimi będzie.
Nagle w domu zapanowała kompletna cisza i oprócz tykającego
zegara czy kroków chłopaka, nie było niczego słychać. Nie przeszkadzało mu to
zbytnio, więc kontynuował zwiedzanie domu. Jego uwagę najbardziej przyciągnęła
komoda, na której stało mnóstwo zdjęć oprawionych w ramkę. Najbardziej
spodobało mu się jedno, na którym był Gerard i jego brat Mikey. Wziął je do
ręki i przyglądał się z bliska, gdy nagle usłyszał donośne pukanie do drzwi.
Tak go to zaskoczyło, że aż zdjęcie wypadło mu z rąk i z hukiem uderzyło o podłogę.
Chciał je podnieść, ale wtedy ponownie usłyszał pukanie, tylko tym razem o
wiele mocniejsze. Z mocno bijącym sercem podszedł do drzwi i nie otwierając ich
zapytał "Kto tam?". W odpowiedzi usłyszał tylko "Zastałam
Alice?", na co westchnął i odparł, że nie. Usłyszał jak kobieta schodzi ze
schodów i chciało mu się zaśmiać z własnej naiwności. Mógł się jej tutaj
spodziewać. Wrócił pod komodę i chciał w końcu jednak podnieść zdjęcie, co
chyba nie było mu dane, bo tym razem usłyszał stukanie z drugiej strony domu. Odrobinę
przerażony nawet nie chciał sprawdzać co to było. Zostawił zdjęcie na podłodze
i wyjął telefon. Ku jemu zdziwieniu po odblokowaniu ekranu ukazała mu się
informacja, że bateria jest wyczerpana.
-Kurwa.- rzucił pod nosem i rozejrzał się
Po kilku minutach poszukiwań udało mu się znaleźć pasującą
ładowarkę. Szybko podłączył ją do gniazdka i w kontaktach wyszukał numer
swojego chłopaka.
-Gerard? Za ile będziesz?
-Za jakieś 15 minut, a co? Aż tak pragniesz tych fajek?-
usłyszał wymuszony śmiech Gerarda
-Nie. Znowu przyszła ta dziewczyna. Chyba się kręci wokół
domu.
-Co? Spokojnie, przecież nic ci nie zrobi. Drzwi są
pozamykane i okna też.- próbował uspokoić Franka
-Proszę, pospiesz się.- wydusił tylko i rozłączył się
Położył telefon na stoliku i podszedł do drzwi by upewnić
się, że są zamknięte. W istocie- były zamknięte, tak samo jak okna. Popadał w
jakąś paranoję. Poszedł do kuchni i nalał sobie do szklanki trochę wody. Gerard
za niedługo wróci i już będę się czuł bezpieczniej, pomyślał i udał się do
salonu. Rozsiadł się na kanapie, w jednej ręce trzymając wodę, a w drugiej
jeden z płatków róży. W ciągu dalszym był na siebie trochę zły, ale starał się
o tym nie myśleć. Przypomniał sobie, że na podłodze w ciągu dalszym leży
zdjęcie Gerarda z bratem. Podniósł się z kanapy i spojrzał w stronę komody.
Kilka sekund zajęła mu realizacja, że zdjęcia nie ma na podłodze, tylko stoi
niedbale na komodzie. Bez zastanawiania się pobiegł do kuchni i przeszukał
szafki w poszukiwaniu jakiegoś ostrego noża. W końcu wyjął jeden i z mocno
bijącym sercem udał się do sypialni, aby tam schować się w oczekiwaniu na
Gerarda. W drodze jednak ponownie usłyszał jakieś stukanie. Tym razem jednak
wiedział, że tajemniczy stukot dochodzi z okna, zasłoniętego przez zasłony.
Postanowił jakimś gestem pokazać tej dziwnej dziewczynie, że ma się stąd
wynosić. Serce w ciągu dalszym waliło mu jak oszalałe, ale udało mu się ze
swego rodzaju odwagą podejść do okna. Szybkim ruchem odsłonił je i niemal w tym
samym momencie odskoczył od niego jak poparzony. Nie dostrzegł tej opętanej
dziewczynki, tylko kogoś w swego rodzaju worku na głowie z wycięciami na usta i
oczy. Frank szybko zasłonił okno i pobiegł do sypialni, modląc się w duchu,
żeby Gerard już był przy nim. Usiadł przy łóżku, ściskając kurczowo w ręce nóż.
Wtem na korytarzu usłyszał czyjeś kroki. Przerażony
skierował swoje drżące ręce w stronę drzwi, żeby w razie czego móc się obronić.
Po jego policzkach spłynęło kilka łez, których nawet nie próbował ocierać.
-Frank? Gdzie jesteś?- usłyszał głos ukochanego
Szybko zerwał się z podłogi i ciągle trzymając nóż w rękach,
otworzył drzwi i wybiegł na spotkanie z Gerardem. Kiedy tylko go dostrzegł,
poczuł się o wiele bezpieczniej. Pełne bezpieczeństwo poczuł dopiero wtedy,
kiedy mocno wtulił się w chłopaka.
-Co się stało?- spytał Gerard, spoglądając na nóż w ręce
czarnowłosego
-Ktoś... Ktoś jest pod domem.- odparł i pociągnął nosem.- W
domu chyba też.
Gerard spojrzał na chłopaka i przerażenie malowało się na
jego twarzy. Jednak szybko pokiwał przecząco głową, mrucząc coś pod nosem, więc
Frank był pewny, że jego ukochany uważa tę historię za zwykłą bujdę. Ale
przynajmniej tu był, a to wystarczyło.
I wtedy ponownie usłyszeli stukanie do okna.
-Dobra to już nie jest śmieszne.- mruknął Gerard i spojrzał
z lekkim zdenerwowaniem w stronę okna.- Dzwoń po gliny.
Frank podszedł do stolika i dostrzegł, że jego telefon
gdzieś zniknął. Na wszelki wypadek posprawdzał kieszenie, choć był pewny, że
nie odłączał telefonu od ładowarki.
-Nie mam go.- powiedział do czarnowłosego lekko łamiącym się
głosem
-Ja zostawiłem swój w aucie.- westchnął. Po kilku sekundach
podszedł do Franka i zabrał z jego ręki nóż.- Zaraz wracam.
-Nie idź tam!
-A mam jakieś wyjście?
Nie zwracając uwagi na prośby chłopaka, Gerard opuścił dom i
powoli zakradł się do auta. Frank zagryzał wargę i z niecierpliwością czekał na
powrót czarnowłosego.
Tymczasem Gerard zaskoczony dostrzegł, że jego samochód ma
włączony silnik, mimo tego, że go wyłączył. Rozejrzał się dookoła, jednak
nikogo nie zauważył. Przełknął głośno ślinę i mocniej ścisnął nóż w dłoni.
Paranoja Franka zaczęła mu się udzielać. Zajrzał do wnętrza pojazdu. Jeśli jego
pamięć go nie myliła, to telefon zostawił na przednim siedzeniu. Tam go jednak
nie było. Usiadł na miejscu kierowcy i ręką zaczął grzebać gdzieś po podłodze,
jednak i tam nie znalazł. Nie pozostało mu nic innego, jak po prostu wrócić do
domu. Rozejrzał się i gdy nikogo nie dostrzegł, szybko pobiegł do budynku.
Zamknął drzwi i odetchnął z ulgą. Frank niemal od razu pojawił się w
przedpokoju i wysłał mu pytające spojrzenie.
-Nie mam telefonu. Chodź, biegniemy do auta i spieprzamy
stąd.- zaproponował i wyciągnął rękę w stronę ukochanego. Ten niepewnie chwycił
ją, wpierw bardzo delikatnie, a później bardzo mocno.- Gotowy?- kiedy Frank
kiwnął głową, Gerard pociągnął go i razem szybko pobiegli do auta. Obydwoje
westchnęli, gdy szczęśliwie znaleźli się w samochodzie. Gerard szybko uruchomił
silnik i zaczął wyjeżdżać. Nagle jednak w uliczkę wjechał jakiś terenowy
samochód, całkowicie blokując im drogę wyjazdową. Ich nadzieja rozprysła się
jak bańka mydlana.
-Co to za samochód?- zapytał przerażony Frank i spojrzał na
kierowcę. Ten jedynie pokręcił głową, na znak, że nie ma pojęcia. Nim Gerard
zdążył cokolwiek zrobić, tajemniczy samochód ruszył do przodu, uderzając w tył
auta, w którym siedzieli chłopcy.
-Wysiadamy i biegiem do domu!- rozkazał Gerard i szybko
wyskoczył z pojazdu. Zaczął biec w stronę domu i zauważył, że Frank biegnie
zaraz za nim. Wpadli do budynku i od razu zamknęli drzwi.
Nie wiedząc co zrobić, spanikowani mocno przytulili się do
siebie, cicho płacząc. Oboje bali się i nie dało się tego ukryć. Byli na
pustkowiu, całkowicie odcięci od świata, a dookoła ich domu kręciło się kilku
jakiś psychopatów.
W swoich ramionach próbowali się jakoś uspokoić i poczuć
bezpiecznie, ale czy w takiej sytuacji można mówić o bezpieczeństwie? Nie
wiedzieli czego mogą się spodziewać, ani czego chce ta grupka ludzi.
Gdy wszystko wydawało się tak cholernie piękne, usłyszeli
podejrzany trzask. Natychmiast oderwali się od siebie i posłali sobie
przerażone spojrzenia. Kiedy dziwny trzask ponowił się, chwycili się za ręce i
powoli skierowali się w stronę drzwi, skąd podejrzany hałas dochodził.
Im oczom ukazała się sporych rozmiarów dziura w drzwiach,
która powstała na wskutek uderzeń siekierą. Gerard podbiegł do stojącego obok
pianina i zawołał Franka. Zaczęli przesuwać instrument w stronę drzwi, aby
oprawca nie zdołał wedrzeć się do środka. Gdy w końcu im się to udało, szybko
pobiegli do sypialni i zamknęli się w niej.
Gerard przekopywał różne graty stojące w pomieszczeniu, a
jego ukochany po prostu zdziwiony przypatrywał się jego poczynaniom. W końcu
chłopak znalazł czego szukał, a konkretnie- strzelbę. Jego ojciec swego czasu
lubił polować i w tej chwili z głębi serca dziękował mu za to. Znalazł kilka
naboi i szybko naładował broń.
Jednak nawet tam nie mogli czuć się bezpiecznie, gdyż po
kilku minutach w okno uderzył jakiś kamień.
-Schowajmy się w piwnicy.- szepnął Gerard i pociągnął
czarnowłosego za rękę.
* * *
Pod domem zatrzymał się srebrny samochód. Kierowca wyjął
telefon i szybko wystukał czyjś numer.
-Gerard? Tutaj Mikey. Stoję pod domem.- powiedział na jednym
oddechu, kiedy włączyła się poczta głosowa.
Rozłączył się i odczekał chwilę, stukając palcami o
kierownicę. Kiedy jego brat nie odzwonił, ani nie wyszedł z domu, postanowił
sprawdzić sytuację. Wysiadł z auta i ruszył w stronę budynku. Ku jemu
zdziwieniu na podjeździe stało zdemolowane auto Gerarda. Zaniepokojony szybko
wyjął klucze ze spodni, żeby otworzyć ogrodowe drzwi, jednak te okazały się być
otwarte. Zdziwiony wszedł do środka i zastał trochę zdemolowany pokój.
-Gerard! Frank!- zawołał, jednak odpowiedziało mu jedynie
echo
Ruszył korytarzem w głąb domu, nie zdając sobie sprawy, że
za nim skrada się zamaskowany mężczyzna z siekierą w ręku.
-Ej chłopaki!- krzyknął ponownie, jednak i tym razem
odpowiedziała mu cisza
Zrobił kolejny krok i od razu zatrzymał się, słysząc
podejrzane skrzypienie desek kilka metrów za sobą. Delikatnie przekręcił głowę,
aby móc cokolwiek dojrzeć, jednak to na nic się nie zdało, bo dokładnie w tej
samej chwili siekiera wbiła się w jego plecy.
* * *
W piwnicy panowała ciemność i jedynym źródłem światła była
słaba poświata księżyca wpadająca przez niewielkie okienko. Chłopcy siedzieli
blisko siebie, w ciągu dalszym cholernie przerażeni i nasłuchiwali czy
przypadkiem ktoś nie zbliża się do drzwi. Bezczynne siedzenie nie przypadło im
do gustu, ale co innego mogli zrobić?
-Mam plan.- odezwał się nagle Gerard- W szopie mamy radio.
Mógłbym wezwać pomoc.
-Nie. Nie wychodź, proszę cię.- zaszlochał jego chłopak.
Ogarnęła go panika. Bał się dlatego, że jego ukochany miałby wyjść z domu i
wpaść w ręce tych psychopatów, i zostałby całkiem sam.
-To nasza jedyna nadzieja.- stwierdził i otarł delikatnie
łzy Franka.- Siedź tutaj, a ja szybko pobiegnę. Nic mi nie będzie, obiecuję.
-Idę z tobą.- wtrącił.- Nie zostanę tu.
Gerard wiedział, że jak czarnowłosy się uprze, to nic go nie
przekona. Oboje zatem wyszli w piwnicy i powoli skradali się w stronę wyjścia. W
końcu jednak doszli do porozumienia i Frank został pod domem, a jego chłopak
ruszył w stronę szopy.
Gerard schował się za drzewem, widząc jak jeden z oprawców
przeczesuje teren. Mógłby tak po prostu strzelić w jego stronę... Ale nie było
pewności, że sobie trafi. A po co dawać znak pozostałym, że mają broń? Jednak
po kilku sekundach zastanawiania się, postanowił że warto zaryzykować.
Frank siedział skulony pod domem i nasłuchiwał każdego,
nawet najmniejszego dźwięku. Kiedy usłyszał huk wystrzału, jego serce w momencie
zabiło szybciej. Co jeśli dorwali Gerarda?
Po chwili do jego uszu dotarł inny dźwięk. Głęboki, odrobinę
charczący oddech dochodzący zza ściany. Jeden z oprawców był w domu i w każdej
chwili mógł wyjść i złapać Franka. Chłopak stwierdził, że nie ma innego wyjścia
i pobiegnie do szopy i jakoś wróci razem z Gerardem. Tak więc, nawet się nie
rozglądając rozpoczął szybki bieg do budynku, pragnąc tylko zobaczyć
ukochanego.
Światło w szopie nie działało, więc wziął do ręki leżącą na
ziemi latarkę.
-Gerard?- szepnął i zaczął rozglądać się po niewielkim
pomieszczeniu
Nie było go tutaj. Przełknął głośno ślinę i poczuł jak
trzęsą mu się nogi. Widok niewielkiego radia dodał mu trochę odwagi. Szybko
podbiegł do niego i zaczął szukać mikrofonu. Znalazł go na ziemi i z pełnym
nadziei głosem wypowiedział "Pomocy. Słyszy mnie ktoś?". Odpowiedział
mu jedynie szum. Nie tracił jednak nadziei i zaczął kręcić pokrętłem. Kiedy
usłyszał jakieś głosy, ponownie wypowiedział te kilka słów do mikrofonu.
Ponownie nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Wtedy głośny trzask rozległ się
nad jego uchem. Radio zostało przepołowione, po tym jak zakrwawiona siekiera
wbiła się w niego. Krzyknął przerażony i wybiegł z budynku. Bał się jak
cholera, szczególnie o swojego ukochanego. Wbiegł do domu i ostrożnie zaczął go
sprawdzać. Wszystkie pokoje były puste, jednak z trudem stłumił wrzask, kiedy
dostrzegł zmasakrowane ciało leżące na środku korytarza. Szybko doszedł do
wniosku, że to na szczęście nie Gerard. Po chwili dotarło do niego, że to Mikey
i łza zakręciła się w jego oku.
Wtem usłyszał trzask. Niewiele myśląc wbiegł do kuchni, choć
stąd nie było drogi ucieczki. Usłyszał czyjeś kroki i rozejrzawszy się po
pomieszczeniu, uznał, że najlepiej będzie jak schowa się do spiżarni. Jedynym
minusem drzwi od spiżarni były delikatne szpary, przez które z łatwością można
było kogoś dostrzec. Jednak w domu panował półmrok, więc Frank miał nadzieję,
że to może przejść. Po kilku sekundach do pomieszczenia wkroczył zamaskowany
mężczyzna. Ciężko oddychał i rozglądał się dokładnie, starając się niczego nie
przegapić. Frank zakrył sobie usta dłonią, żeby przypadkiem nie krzyknąć ze
strachu, czy rozpaczy. Chciał się już wydostać z tego koszmaru. W tym momencie
wręcz zapragnął, by to się skończyło i by mógł z Gerardem wziąć ślub. Kiedy z
tego wyjdą powie mu "Tak". Oprawca w końcu wyszedł z kuchni i
czarnowłosy zbliżył się do drzwi spiżarni, aby móc już wyjść. To chyba nie było
mu dane, gdyż nagle drzwi zostały nachalnie otworzone przez zamaskowaną
dziewczynę. Ponieważ była to zwykła dziewczyna, Frank zdołał się jakoś wybronić
i dorwać kuchenny nóż. Celował nim w stronę dziewczyny i już chciał zadać cios,
gdy usłyszał jęk bólu swojego chłopaka.
-Gerard...- szepnął nie wiadomo do kogo i w jego oczach
pojawiły się łzy
Odepchnął na bok dziewczyna, a ta przewróciła się. Mimo, że
to był najgorszy pomysł z możliwych, pobiegł do pokoju z którego usłyszał pełen
bólu głos Gerarda. Jego ukochany leżał na ziemi cały poraniony, a jego ręce
były związane, tak samo jak nogi. Nad nim stał ten ciężko oddychający koleś i
chyba ta dziewczyna, która pukała do drzwi.
-Frank, uciekaj.- wydusił Gerard, a Frank postanowił ten
jeden jedyny raz go posłuchać.- Szybko!
Zaczął bieg w stronę wyjścia, modląc się o jakiś cud. Kiedy
już otwierał drzwi, poczuł jak ktoś z siłą popycha go na ścianę. Uderzył głową
i w momencie upadł na ziemię. Oprawca nawet nie zwlekając sekundy, zaczął
ciągnąć go za nogi do salonu. Frank resztkami sił próbował łapać się
czegokolwiek, jednak na nic się to zdało.
Kiedy w pełni dotarł do siebie, za oknem już świeciło
słońce, a on siedział związany na kanapie zaraz obok Gerarda. Przed nimi stała
trójka zamaskowanych osób.
-Dlaczego nam to robicie?- zapytał przez łzy, jednak żaden z
oprawców nie miał zamiaru odpowiedzieć
Frank spojrzał na Gerarda. Teraz pokochał go bardziej niż
kiedykolwiek. Choć wiedział, że w tym momencie ta miłość nie ma żadnego znaczenia.
W końcu Gerard również popatrzył na Franka. Wysłali sobie pełne miłości
spojrzenie, takie jak zaraz na początku ich związku. Zbliżyli się do siebie i
przyłożyli swoje czoła do siebie.
-Kocham cię.- wyszeptał Frank i kolejna fala łez popłynęła
po jego policzkach
-Ja ciebie też.- odpowiedział mu czarnowłosy i pociągnął
nosem.
Wtedy zamaskowany mężczyzna szybkim ruchem wbił nóż w brzuch
Gerarda. Chłopak głośno krzyknął z bólu i kolejne kilka łez spłynęło mu po
policzkach.
-Boże, nie! Zostawcie go!- wydusił Frank, choć wiedział, że
te słowa na nic się nie zdadzą
Drugi- śmiertelny- cios został wymierzony w płuca.
Czarnowłosy płakał i patrzył, jak z jego ukochanego odchodzi życie. I wiedział,
że teraz czas na niego.
* * *
Dwóch młodych chłopców, ubranych w eleganckie czarne spodnie
i białe koszule, prowadziło obok siebie rowery, w ręku trzymając jakieś
gazetki. Blisko nich zatrzymało się jakieś auto, wewnątrz którego siedziały
dwie kobiety i jeden mężczyzna. Z pojazdu wyskoczyła blondynka i podeszła w ich
stronę.
-Mogę jedną gazetkę?- spytała
Chłopacy wymienili zdziwione spojrzenia.
-A grzeszysz?- zapytał jeden
Dziewczyna chwilę zwlekała z odpowiedzią, jednak w końcu
odparła, że czasami. Jeden z chłopaków podał jej gazetkę o tytule "Życie
chrześcijanina", a ona szybko z powrotem wskoczyła do auta.
Oboje wsiedli na rowery i szybko podjechali do kolejnego
domu. Mocno zdziwieni porzucili pojazdy, widząc zdemolowane auto na podjeździe.
Ruszyli jednak po schodach i zastały ich drzwi otwarte na oścież. Wnętrze
budynku już od progu wyglądało na mocno zdemolowane. Chłopcy chcąc sprawdzić,
czy wszystko okay wślizgnęli się do środka. Na ścianach było mnóstwo krwi, tak
samo na podłodze. Obydwóm zebrało się na wymioty, jednak powstrzymali się i
ruszyli dalej. Im oczom ukazały się dwa ciała siedzące obok siebie na sofie. Podeszli
bliżej i widząc liczne rany, mieli pewność, że są martwi. Było to dwóch
chłopaków, kompletnie obcych dla rowerzystów, którzy nawet podczas tak
brutalnego zgonu trzymali się za ręce.
Chłopcy spanikowani opuścili dom i szybko zawiadomili o
dramacie, który przydarzył się tej młodej parze.