wtorek, 14 października 2014

"50 shades of Way". Rozdział 5.



 Ładnie mnie prosiliście, więc postanowiłam się zlitować :D
Ten rozdział na pewno przypadnie wam do gustu :3
Miałam się uczyć na chemię, a zamiast tego poprawiałam błędy w tym rozdziale. Gejoza niszczy życie moje i Gumi XD
Tak czy inaczej, miłego czytania i mam nadzieję, że się spodoba :D
xoxo Demolition Puppy
_____________________

"I can be your whore
I am the dirt you created
I am your sinner
I am your whore"
-In This Moment "Whore"

-Nie, Frank. Z resztą ja się nie kocham. Ja się pieprzę... i to ostro.
Zamarłem. Powoli zaczynałem żałować że podpisałem tą umowę. Siedziałem w szoku na czarnej kanapie, a Way zdawał się być niewzruszony tą całą sytuacją. Pewnie to nie był jego pierwszy raz, gdy przedstawia komuś taką propozycję. 
-Chodź, muszę ci coś pokazać. 
Czarnowłosy złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zeszliśmy krętymi schodami kilka poziomów na dół, aż znaleźliśmy się na samym parterze (jeśli można to tak nazwać). Przed nami znalazły się potężne ciemne dębowe drzwi ze złotą ciężką klamką. Gerard wyjął klucz ze swoich czarnych spodni i włożył do zamka i powoli przekręcił. 
-Gotowy? – Spojrzał na mnie lekko podekscytowany, a ja jedynie niepewnie mu przytaknąłem. Jego dłoń nacisnęła na ogromną klamkę i powoli otwierała potężne pomieszczenie. -Oto mój pokój zabaw. Rozgość się, Frankie – Zaśmiał się cicho pod nosem.
Delikatnie popchnął mnie do środka, a ja po przekroczeniu progu zamarłem i nie byłem się w stanie poruszyć. Pomieszczenie nie było zbyt duże, jednak jego wystrój mnie odrobinę przerażał. Najbardziej w oczy rzucało się ogromne łóżko z krwistoczerwoną pościelą, z pięknie rzeźbioną ramą. To jedyna normalna rzecz w pokoju. Naprzeciwko drzwi, na ścianie wisiały przeróżne kajdanki, pejcze, bicze i różne śmieszne piórka. Way stanął obok mnie i spojrzał zaciekawiony w moją stronę, prawdopodobnie próbując wyczytać coś z mojej twarzy. Zerknąłem na niego, ale szybko odwróciłem wzrok, z powrotem rozglądając się po sekretnym pokoju.
-Podoba ci się tutaj? - Spojrzał na mnie z dumą po czym oparł się o ramę łóżka. Rany, ten facet to niezły perwers. Patrząc na wszystkie zabawki Gerarda przeszedł mnie drzeszcz na samą myśl do czego one mogą służyć. 
-Jasne... To dlatego byłeś u mnie po tą farbę - Zagadałem coś bez sensu, byle zejść z tematu seksu, który chyba był jednak nieunikniony. 
-Tak, specjalnie zadbałem by wszystko tutaj ze sobą współgrało. Czujesz ten klimat? - Przymknął oczy i na moment zamilkł po czym cicho westchnął. Kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć. Jedynie co mogłem czuć, to oczywiście seks. Nie wiem jak to się czuje, jednak tu było go wszędzie.
Im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej to miejsce mnie przerażało.
-Jesteś masochistą czy sadystą? -zapytałem i zrobiłem krok w tył, aby wycofać się z pokoju
-I tym i tym, ale bardziej sadystą. -uśmiechnął się zadziornie i wyszedł z pomieszczenia razem ze mną. Z powrotem zamknął je na klucz, a my w ciszy wróciliśmy po schodach na górę. Nie wiedziałem czemu mi pokazał ten pokój. Jeśli myślał, że mu ulegnę i dam się związać i lać pejczem po tyłku to... Ciężko powiedzieć czy miał rację.
-Chcesz jeszcze wina? - Zapytał wyciągając już napoczętą butelkę i nalał do swojej lampki. 
-Nie, dziękuję - Odmówiłem mu, choć to wino było nieziemskiego smaku. Lecz musiałem przyznać, że mam słabą głowę. Wystarczy mi jedno piwo lub lampka wina by zaczęło mi się kręcić w głowie. Dlatego rzadko chodzę na popijawy. Co za wstyd. 
-To może życzysz sobie coś innego, może jakiegoś drinka? Wypadałoby uczcić udaną umowę.
-A przynajmniej jedna umowę. -dodał po chwili
Zerknąłem na niego zdezorientowany, a on tylko zrobił kilka łyków wina. Potem uśmiechnął się do mnie, a ja wysyłałem mu nieme pytania. Zniknął na chwilę za jakimiś drzwiami, a po chwili wrócił z kolejnymi dokumentami.
-A to co jest? -zapytałem rzucając okiem na kartki
-Umowa o przynależności.
-Słucham?! -zaskoczył mnie tak, że dokumenty wylądowały na podłodze. Szybko je pozbierałem, a potem spojrzałem na niego. Jego spojrzenie było śmiertelnie poważne.
Zacząłem czytać pobieżnie o co w tej umowie chodzi. Miałem przynależeć do Gerarda, a ten z kolei miał być moim Panem. Mielibyśmy uprawiać seks w każdy weekend i musiałbym wykonywać każde jego polecenie. Nie za bardzo mi się to podobało, jeśli mam być szczery. Zwykły seks, byłby okay, ale nie z tymi wszystkimi zabawkami. Chwila, Frank, nie rób z siebie męskiej dziwki.
-A tu masz listę, czego sobie nie życzę podczas seksu. -odezwał się nagle czarnowłosy i podał jakąś niewielką kartkę. Wspomniał o (moim zdaniem) podstawowych rzeczach, czyli żadnego ognia, igieł, czy noży.
-A ty czego sobie nie życzysz podczas seksu? -zapytał, a ja spojrzałem na niego zdezorientowany.
-Ale ja nigdy nie uprawiałem seksu... - Wymruczałem, i znów wlepiłem wzrok w kartkę z "życzeniami" Gerarda. Nie odezwał się w tej chwili ani słowem, co jeszcze bardziej komplikowało całą sytuację. Takiej reakcji właśnie się od niego obawiałem. Może zaraz mnie wyśmiać, lub porwać wszystkie papiery i wyrzucić ze swojego luksusowego apartamentu, gdy dowie się że w tych sprawach jestem całkowicie nieobeznany.
-Jesteś prawiczkiem? -wydusił w końcu. -Czemu kurwa wcześniej nie mówiłeś?!
Był zły. Cholera był zły. Wzruszyłem ramionami i dałem mu chwilę na oswojenie się z sytuacją. Napił się wina i parokrotnie przeczesał włosy palcami.
-Ale bardzo mi zależy, żebyś podpisał te papiery. Frank cholera, ja cię pragnę. -mruknął i zaskoczył mnie swoją dosadną szczerością. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc po prostu milczałem i pragnąłem zapaść się pod ziemię. -Kochaj się ze mną Frank.
Ręce mi zadrżały po usłyszeniu tych słów. Stałem kompletnie zamurowany, nie potrafiłem wypowiedzieć ani jednego słowa. „Kochaj się ze mną Frank”. Było mi cholernie gorąco a jednak moje dłonie drętwiały mi z zimna a plecy oblewał zimny pot. Way czekał na moją reakcję i był wyraźnie zestresowany zaciskając pięści aż do braku krwi. Bóg seksu, najbardziej pociągający facet na świecie oferuje mi nie seks, ale kochanie się. Czy mógłbym mu odmówić? 
-Uch… Ja… Dobrze. – Wyjąkałem. Pragnąłem go. Pragnąłem go równie mocno jak on mnie. Chciałem go dotknąć, pocałować, kochać.
Te słowa w pełni mu wystarczyły. W kilka sekund znalazł się przy mnie i mocno przyciągnąwszy do siebie, wpił się w moje usta. Odwzajemniałem pocałunek, w głowie ciągle rozmyślając, czy to aby na pewno dobry pomysł. Przeżyć pierwszy raz z bogatym biznesmenem, którego znam cholernie krótko i który na dodatek jest sadystą. Ale cholera pragnąłem go.
-To też będzie mój, swego rodzaju, pierwszy raz. -stwierdził uśmiechając się zadziornie. -Nie dość, że proponuję kochanie się, to jeszcze w mojej sypialni. -dodał po chwili. Nagle złapał moją rękę i zaczął prowadzić w stronę czarnych drzwi na końcu korytarza.
Weszliśmy przez jasne drzwi do pomieszczenia, które były jego sypialnią. Na samym środku pod ścianą stało eleganckie i idealnie pościelone łóżko z beżową narzutą. Pewnie zatrudnił gosposię i to na całkiem niezły etat. Zaraz obok łóżka stała ciemna szafka z nowoczesną jasną lampką. Po drugiej stronie stała potężna dębowa komoda z przesuwanymi drzwiami. Po lewej stronie wisiało ogromne lustro. Wszystko idealnie współgrało z kremowymi ścianami zdobionymi własnoręcznymi malowidłami. Wszystko było tu takie nowe. Pewnie Gerard nieczęsto bywał, w końcu był strasznie zapracowany. Czarnowłosy przysiadł na łóżku i poluzował swój idealnie zapięty czarny krawat. Przyglądałem mu się i czekałem, na jego pierwszy ruch. Ja na pewno nie byłem w stanie go wykonać.
Way widząc moje zainteresowanie pokojem, uśmiechnął się pod nosem. Po chwili wstał z łóżka i stanął przede mną, całkowicie odwracając uwagę od wystroju pomieszczenia. Serce biło mi jak oszalałe, a myśli walczyły same ze sobą, nadal nie do końca przekonane co do podjętej przeze mnie decyzji.
-Nie przygryzaj wargi. -upomniał mnie. -Sam z wielką chęcią bym ją pogryzł.
W tym momencie Gerard ponownie wpił się w moje usta i niemal od razu spełnił swoją zachciankę. Jednocześnie zaczął powoli odpinać guziki od mojej koszuli. Oderwał się od moich warg tylko po to, by zsunąć koszulę z moich ramion i rzucić ją gdzieś niedbale.
Jego dłonie przeniosły się na moje biodra delikatne je obejmując. Podszedłem do niego niepewnie o krok bliżej nadal trzymając ręce przy sobie. Gerard wepchnął język do moich warg, wręcz wpraszał się do wejścia. Za moment oderwał się ode mnie i położył moje dłonie na samej górze guzików od jego koszuli.
-Rozbierz mnie – Zażądał cicho dysząc. Przełknąłem cicho ślinę i spojrzałem na rządek równo zapiętych guzików. 
Przy pierwszym ręce zadrżały niemiłosiernie, co cholernie uniemożliwiło mi moją pracę. W końcu odnalazłem w sobie siłę, by uspokoić moje ciało i powoli rozpinałem go guzik po guziku. Wreszcie udało uporać mi się w jego koszulą i delikatnie zsunąłem mu ją z ramion. Gerard był idealny. Miał idealnie wyrzeźbiony tors oraz mięśnie brzucha. Nie za mocne, lecz delikatne rysy i piękne „V” wycięte na podbrzuszu.
Później niepewnie przesunąłem ręce na pasek jego spodni. Moje nogi zmieniły się w galaretkę, a serce prawie połamało mi żebra, jednak jakoś udało mi się rozpiąć pasek. Kiedy zerknąłem na twarz Gerarda, dostrzegłem jego charakterystyczny uśmiech, który zachęcał mnie do dalszego rozbierania. Odważyłem się i zsunąłem jego spodnie do kolan. Przełknąłem ślinę, a moja podświadomość zaczęła na mnie wrzeszczeć i uświadamiać mi co robię. Ale ja chciałem to zrobić.
Nie miałem odwagi rozbierać go dalej. Wszystko nie było tak spontanicznie jak w filmach (albo pornosach, które dotychczas mnie zadowalały) tylko jakby według danego scenariuszu. Stanąłem przed nim i byłem zbyt onieśmielony by spojrzeć mu w oczy. Usłyszałem cichy charakterystyczny chichot mężczyzny, który po chwili delikatnie mnie do siebie przyciągnął. Odgarnął kilka kosmyków włosów z mojej szyi i po chwili zaczął namiętnie ją całować. Odchyliłem głowę w tył dając mu większy dostęp do szyi, z czego Way szybko korzystał. Przejechał językiem po całej długości i na samym środku mocno zassał się zostawiając mokry ślad.
Nie przerywając całowania szyi, skierował ręce na moje biodra, a potem na pasek spodni. Zdjął mi je, a potem zaczął delikatnie ciągnąć za gumkę od bokserek. Po raz pierwszy miałem być przed kimś kompletnie nagi (i to nie byle kim), ale jakoś nie czułem skrępowania. Delikatnie popchnął mnie w stronę łóżka, nakazując tym samym bym się położył. Rozszerzył moje nogi, a sam usiadł między nimi, uśmiechając się pod nosem. Powrócił do całowania mojej szyi, jednak szybko się tym znudził i przeniósł swoje usta na obojczyk, a potem klatkę piersiową.
-Cholera Frank, naprawdę cię pragnę. -wyznał w przerwie między składaniem pocałunków.
Uniosłem lekko żebra do góry, gdy mężczyzna przeniósł swoje usta i zassał się na mojej skórze tuż pod obojczykiem. Odruchowo moje ręce zjechały na jego biodra ciągnąc się niżej, aż w końcu spoczęły na jego pośladkach. Jego język zaczął zjeżdżać po brzuchu aż do linii podbrzusza kreśląc małe kółeczka, a to doprowadzało mnie do frustracji. 
-Jezu Gerard, chcę cię – wyjęczałem ściskając mocniej jego pośladki.
Moja erekcja zaczęła się lekko ocierać o ciało mężczyzny, co nie uszło jego uwadze. Na jego twarzy ponownie zawitał uśmiech.
-Za łatwo się podniecasz. Ale popracujemy nad tym. -mrugnął do mnie, a potem wrócił do robienia szlaczków po moim podbrzuszu.
Po kilkunastu sekundach znowu się znudził i tym razem zębami chwycił gumkę od bokserek. Z pomocą rąk zaczął je powoli zsuwać z mojego ciała.
Jego dłonie zaczęły zsuwać moje bokserki do kolan, po czym mężczyzna kompletnie się ich pozbył i rzucił gdzieś poza zasięg łóżka. Westchnąłem cicho i czekałem na kolejny ruch z jego strony. Za moment jego dłoń ujęła moją męskość i zaczynała powoli masować moją główkę. Zacisnąłem kurczowo pięści i stłumiłem głośny jęk w moim gardle. Nigdy przedtem nikt nie sprawiał mi takiej przyjemności i obawiałam się że mógłbym szybko dojść psując całą zabawę. Gerard spojrzał na mnie i zauważył jak mocno przygryzam wargę i zaczął przyspieszać ruchy wokół mojej główki. 
-Nie powstrzymuj, chcę usłyszeć jak brzmisz – Wymruczał po czym nagle ścisnął mojego członka a ja dałem głośny dość niemęski głos.
Spod pół przymkniętych oczu mogłem dostrzec rysujący się na twarzy Gerarda uśmiech. Po kilku sekundach zabrał jednak rękę i dostrzegłem, że zaczął grzebać w spodniach leżących na ziemi. Po kilku sekundach wyjął z kieszeni prezerwatywę. Dopiero teraz poczułem jak stres ściska mój żołądek.
-Będzie bolało, ale postaram się być delikatny. -mruknął z troską Way, co dodało mi trochę otuchy.
-To twój pierwszy raz, więc jak będzie za bardzo bolało to powiedz – Powiedział otwierając opakowanie od prezerwatywy. Te słowa jeszcze bardziej mnie zestresowały. Słyszałem, że gejowski seks może boleć, ale nigdy nie myślałem że kiedykolwiek będę musiał to robić. I oczywiście nie było mowy żebyśmy się zamienili miejscami. Gerard usiadł na łóżku i zaczął naciągać gumkę na swojego członka. Spoglądałem na niego nadal leżąc i próbowałem przygotować się psychicznie na to, co miało zaraz nastąpić.
Odwrotu nie było. Z resztą cholera, naprawdę chciałem zrobić to właśnie z tym pieprzonym sadystą. Way pochylił się i cmoknął mnie w usta, a potem posłał pogodny uśmiech. Delikatnie uniósł moje biodra do góry, ułatwiając sobie dostęp do mojego wejścia. Oplotłem go nogami w pasie, a on powoli wszedł we mnie. Kurwa chyba umieram. Był cholernie delikatny, ale mimo wszystko ból był nie do zniesienia.
-Aah! – Syknąłem cicho z bólu zaciskając paznokcie na skórze jego pleców. Zapewne musiałem zostawić kilka śladów na jego plecach, gdyż Gerard wyprostował się i naprężył się zagryzając mocno wargę. Chyba zrozumiał, że sprawił mi (choć naprawdę tego nie chciał) ogromny ból i wchodził we mnie jeszcze wolniej. Ból nie ustępował, jednak był trochę lepszy do zniesienia. Wszedł we mnie cały i tym razem znów głośno jęknąłem gdy doszedł do samego końca. Zacisnąłem swoje uda wokół jego bioder jeszcze silniej i przyciągnąłem go za ramiona bliżej do siebie. Każdy ruch jaki wykonałem sprawiał mi niesamowity ból, ale nie potrafiłem nic z tym zrobić. Cholernie go pragnąłem, chciałem się z nim kochać.
W dolną wargę wbiłem mocno zęby, a Way widząc to zaprzestał jakichkolwiek ruchów. Pochylił się jedynie i wpił w moje usta, a potem sam delikatnie przygryzł moją wargę. Przyciągnąłem go jeszcze bliżej, choć myślałem, że to już nie możliwe. Jego pierwsze pchnięcie było ostrożne i spokojne. Kompletnie nie spodziewałem się po nim takiej wyrozumiałości i czułości. Parę razy jeszcze syknąłem z bólu i zagryzałem wargi, jednak w końcu zacząłem do niego przyzwyczajać. Nie bolało tak cholernie jak na początku, a nawet zaczęło mi to sprawiać przyjemność.
Poruszyłem lekko biodrami na znak, że mężczyzna może wykonać kolejne mocniejsze ruchy. Gerard czując to, położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej, po czym zaczął ze mnie powoli wychodzić, a potem nadając nieco szybsze tempo znów we mnie wszedł. Uniosłem biodro jeszcze bardziej do góry, gdy poczułem jak jego mokra główka znów znajduje się w moim wnętrzu. Przyciągnąłem czarnowłosego znów do siebie by wpić się w jego usta. On natomiast postanowił nieco mocniej rozgrywać naszą zabawę.
Jego pchnięcia stały się mocniejsze, a co za tym idzie, nasze jęki głośniejsze. Znowu delikatnie podrapałem plecy Gerarda, jednak tym razem było to z zalewającej mnie przyjemności. Way też przestał się dłużej kryć i podczas pocałunku parę razy jęknął w moje rozchylone usta. Wykonywał jeszcze szybsze pchnięcia niż wcześniej, a mnie przez to przechodziły dreszcze. Było mi tak cholernie dobrze, że mógłbym z nim to robić całą noc. Kiedy trafił w mój najczulszy punkt, wydałem z siebie długi przeciągły krzyk, a Way tylko się uśmiechnął i przyssał do mojej szyi, co jakiś czas głośno jęcząc.
Słysząc, że Way’owi się podoba zacząłem działać coś z własnej perspektywy. Objąłem go rękami i mocno do siebie docisnąłem po czym przechyliłem nas gwałtownie do pozycji siedzącej. Gerard przy każdym ruchu wydawał z siebie głośniejsze jęki i posapywania. Zacisnąłem go znów w mocnym uścisku moich ud poruszając coraz szybciej moimi biodrami. Było mi tak cholernie dobrze aż nie mogłem uwierzyć, że na samym początku tak strasznie mnie to bolało.
Oboje jęczeliśmy coraz głośniej i byliśmy bliscy finału.
-Cholera, Gerard! -wrzasnąłem dochodząc. Czarnowłosy wykonał jeszcze kilka pchnięć i również głośno jęcząc doszedł. Wysunął się ze mnie, a po chwili obydwoje padliśmy zmęczeni na łóżko.
-Jeśli nie podpiszesz tej umowy, to chyba się zabiję. -wysapał Way i mimo panujących w pokoju ciemności, mogłem dostrzec na jego twarzy malujący się uśmiech

niedziela, 12 października 2014

"50 Shades of Way". Rozdział 4.



 Krótko, zwięźle i... powiedzmy, że na temat.
Dawno nie dodawałam rozdziału, tak wiem. Ten jest krótki, ale mam nadzieję, że sprawi że na kolanach będziecie błagać mnie o ciąg dalszy XD (Tak, ja też mam swoje marzenia)
Jeśli mnie ładnie poprosicie to może dodam go szybciej. Może.
Anyway... Mam nadzieję że mimo wszystko rozdział się spodoba.
Miłego czytania c:
xoxo Demolition Puppy
_________________
"I wanna break this spell
That you've created
You're something beautiful
A contradiction
I wanna play the game
I want the friction"
-Muse "Time is running out"

Way oczywiście ciągle pojawiał się w mojej głowie i przeszkadzał w pisaniu. Ciągle mnie zastanawiało, czemu uczepił się akurat mnie. Jestem od niego o sześć lat młodszy, jestem zwykłym dziennikarzem, praktycznie bez pieniędzy i nie jestem w żadnym stopniu ciekawą osobą. Przygotowałem sobie herbatę i po mniej więcej dwóch godzinach miałem prawie cały artykuł. Spojrzałem na wiszący na ścianie zegar i obliczyłem, że do spotkania z Wayem została mi mniej więcej godzina.
Dlatego też postanowiłem do owego spotkania się przygotować. Na początek wskoczyłem pod długi gorący prysznic. Użyłem intensywnego żelu pod prysznic i jakiegoś owocowego szamponu do włosów. Po raz pierwszy w życiu postanowiłem zaszaleć i nałożyć odżywkę. Potem postanowiłem zająć się moją twarzą, bo nie oszukujmy się - wyglądałem jak pół dupy zza krzaka i wypadałby się ogolić. Nałożyłem piankę i zacząłem przejeżdżać maszynką po policzkach. I oczywiście taki idiota jak ja musi się zaciąć. Do spotkania zostało mi mniej więcej 20 minut. Postanowiłem się ubrać w czarne rurki i czarną koszulę. Jeszcze na sam koniec popsikałem się droższymi perfumami, które dostałem od matki na urodziny. Mam nadzieję, że zrobię na nim wrażenie.
Nawet nie wiem dlaczego tak mi na tym zależy. Założyłem trampki i jeszcze parę razy spojrzałem na siebie w lustrze. Byłem pewny, że nieważne jak bym się ubrał- Way i tak zawsze będzie się prezentował lepiej. W końcu punktualnie o 20 podjechał pod mój dom swoim Porshe. Ruszyliśmy, słuchając Kings Of Leon- Sex on fire, a mi w momencie zrobiło się cieplej.
-Nieźle wyglądasz. -ocenił Gerard, rzucając na mnie okiem i przez jego twarz przemknął delikatny uśmiech. -Mam dla ciebie pewną niespodziankę.
Spojrzałem zaciekawiony na Gerarda ale nie mogłem dostrzec jego oczu, gdyż miał na sobie przyciemnione okulary. 
-Jaką? 
Way uśmiechnął się pod nosem i przez chwilę milczał, co zaczynało mnie powoli irytować. Czułem się dość niepewnie i nie wiedziałem czy mogę ufać temu facetowi. Ale on mi się podobał, więc mogłem mu nawet zaprzedać duszę. 
-Poznasz się z moim Mansonem – Mruknął i wcisnął replay przy piosence Kings Of Leon. Świetnie, pozna mnie z jakimś gościem, zapewne ochroniarzem bo „Manson” jakoś mi groźnie brzmi. Im dłużej jechaliśmy tym bardziej oddalaliśmy się od strony miasta przechodząc w niezamieszkane puste tereny. Coraz bardziej się niepokoiłem. Gerard to dość tajemniczy gość i nie miałem pojęcia co może ze mną zrobić. Bałem się, jak mam być szczery.
I w końcu rozpoznałem tą drogę. Jechałem tędy do jego firmy. Spojrzałem na niego lekko zdziwiony, ten jednak w pełni skupił się na drodze. Jednak wreszcie zatrzymał się pod wielkim budynkiem firmy i kazał wysiąść. Nie mam pojęcia dlaczego przyjechaliśmy właśnie tu, ale miałem nadzieję, że szybko się to wyjaśni. Weszliśmy do środka i windą wjechaliśmy na samą górę. Kiedy wysiedliśmy, Way chwycił mnie za rękę i uśmiechnął się zachęcająco. Po chwili otworzył wejście prowadzące na dach. I cholera już wiedziałem kim, a raczej czym, był Manson. Był to śmigłowiec z logiem firmy Way'a.
Usta otworzyły mi się z wrażenia. Rzadko (a w zasadzie nigdy) kiedy mogłem mieć do czynienia z takim widokiem. Ale Way był nieprzewidywalny i ohydnie bogaty, on mógł wszystko. 
-Frank, poznaj Mansona – Powiedział Way z bardzo poważnym wyrazem twarzy. Słowa Gerarda ocknęły mnie z transu podziwiania pięknego helikoptera. 
-Matko, Gerard jest… Świetny. Ale po co mi go pokazujesz? Wiesz, jeżeli chcesz udowodnić mi to, że należę do niżu to doskonale ci to wychodzi… - pomruknąłem i spojrzałem na niego. Ale jego wyraz nadal nie zmieniał się ze śmiertelnie poważnego. 
-Powiedziałem, że pokażę ci mój dom. Zatem zapraszam –powiedział i otworzył przede mną drzwi śmigłowca. Posłuchałem go i posłusznie wsiadłem na miejscu pasażera obok Gerarda, który zasiadł za sterami. Zanim zdążyłem zapiąć pasy śmigłowiec już ruszył a ja widziałem malejące struktury budynków i świateł ulicznych.
Ten facet naprawdę jeszcze niejeden raz mnie zaskoczy. Po ponad  godzinnym podziwianiu świata z góry, Gerard zaczął szykować się do lądowania na szczycie wysokiego budynku. Domyśliłem się, że to pewnie jest jego mieszkanie. Kompletnie nie pasowałem do takiego świata, ale Way zdawał się tego nie zauważać. W końcu śmigłowiec wylądował i silnik w końcu przestał wydawać tyle hałasu. Czarnowłosy pomógł mi wysiąść, a potem trzymając za rękę, zabrał z dachu i znaleźliśmy się w salonie jego wielkiego apartamentu.
-Chcesz coś do picia? -zapytał Gerard i ściągnął swoją marynarkę. Rzucił ją niedbale na kanapę i spojrzał na mnie z uśmieszkiem. -Proponuję wino.
Przytaknąłem głową i zacząłem rozglądać się po olbrzymim pomieszczeniu. Było ciekawie urządzone, bez zbędnych rupieci. Moją uwagę najbardziej przyciągnęło czarne pianino stojące przy ogromnym oknie z widokiem na panoramę miasta. Czułem się odrobinę nieswojo, ale starałem się tego nie okazywać.
-Grasz na pianinie? – Zapytałem gdy czarnowłosy podał mi długą lampkę wina. 
-Czasami sobie pogrywam – mruknął zasiadając przy czarnym instrumencie. – Podoba ci się tu? 
Ten facet jest naprawdę nieprzewidywalny. Najpierw zaprasza mnie na spotkanie, wozi swoim drogim autem pod firmę i na koniec zabiera luksusowym śmigłowcem do wielkiego mieszkania. I jeszcze pyta czy mi się podoba. Chyba więcej emocji niż dziś nie miałem nigdy w życiu. 
-Pewnie, piękne mieszkanie – powiedziałem upijając wino. Zapewne było tak samo drogie, że spokojnie mogłoby przewyższyć wartość mojego mieszkania Mężczyzna westchnął cicho i przejechał dłonią po pianinie.
-Chciałbym, byś rzucił okiem na pewne papiery i zechciał je podpisać – Mruknął ni stąd ni z owąd.
Zgodziłem się przytaknięciem głowy, a on zniknął na moment za drzwiami. Pozwoliłem sobie usiąść na mięciutkiej czarnej kanapie i upiłem kolejny łyczek wina. Mogłem się poczuć chociaż przez chwilę jak ktoś z wyższych sfer. Po kilkunastu sekundach do pomieszczenia wrócił Way i podał mi jakieś papiery. Rzuciłem okiem na pogrubiony napis u góry "Umowa o poufności". Spojrzałem zdziwiony na Gerarda, który podał mi długopis.
-Co to jest? -zapytałem nie do końca rozumiejąc
-Umowa o poufności. To znaczy, że jeśli ją podpiszesz, nie będziesz mógł nikomu mówić o tym, że się spotykamy, w jakim celu się spotykamy, o czym rozmawiamy, ani nie wspomnisz o tym co znajduje się w moim mieszkaniu.
Spojrzałem na niego lekko zdezorientowany.
-A jeśli tego nie podpiszę? -zaciekawiłem się. Way również napił się wina, a potem wzruszył ramionami.
-Wtedy po prostu grzecznie się rozstaniemy i prawdopodobnie więcej nie spotkamy.
Przytaknąłem głową i przeczytawszy szybko umowę, podpisałem ją we wskazanym miejscu. Podałem ją Gerardowi, a ten przyjął ją z uśmiechem.
-A w jakim celu się spotykamy? -zapytałem przypomniawszy sobie jego słowa. -Będziemy... będziemy się kochać? -odważyłem się i zadałem to pytanie, które od kilku minut ciążyło mi w głowie
Way zaśmiał się uroczo, jednak szybko spoważniał. Znowu przybrał ten wyraz twarzy biznesmena, który postarzał go o kilka lat.
-Nie, Frank. Z resztą ja się nie kocham. Ja się pieprzę... i to ostro.

niedziela, 21 września 2014

"50 shades of Way". Rozdział 3.



 Wybaczcie, że w zeszłym tygodniu nic nie dodałam, ale jakoś nie miałam czasu.
A teraz tonę w chusteczkach bo katar i męczę się nad błędami w tym fragmencie XD No ale powinno być okay.
Życzę miłego czytania i mam nadzieję że się podoba. Dziękuję za komentarze do poprzedniego rozdziału i mam nadzieję, że teraz również mogę liczyć na wasze wsparcie :D
xoxo Chora Demolition Puppy
______________________

"Maybe tonight I'll call ya. After my blood turns into alcohol."
-Ed Sheeran "Give me love"

Przez kolejne dni byłem w pełni skupiony na nauce i kompletnie zapomniałem o Gerardzie. Jednak pewnego dnia, kiedy wróciłem po pracy do domu, pod drzwiami leżała jakaś paczka. Nie było napisane od kogo, ale zainteresowany wziąłem ją do środka i szybko rozpakowałem. Dostałem kilka książek nieznanych mi autorów, jednak po opisie mogłem stwierdzić, że będą ciekawe. I wtedy dotarło do mnie, że przecież Way polecił mi właśnie kilka z nich. Kazał mi się z nim nie widywać, a teraz nagle wysyła mi książki? I to nie byle jakie, bo z tego co widzę są to jakieś specjalne egzemplarze, które musiały kosztować majątek.
Wziąłem pierwszą książkę do rąk i popatrzyłem na okładkę. Dany egzemplarz miał twardą okładkę i z opisu fabuły z tyłu książki wynikało, że na nią mógłbym wydać spokojnie połowę mojej pensji. A co dopiero można powiedzieć o pozostałych… Moja duma mogłaby na tym ucierpieć (choć bądźmy szczerzy, ja nie mam dumy), ale wypada podziękować Gerardowi za ten prezent. Z książki kontaktowej telefonu wybrałem numer Way’a. Zastanowiłem się przez moment czy zadzwonić do niego, czy lepiej wysłać wiadomość. Wybrałem to drugie, nie miałem na tyle siły i odwagi by znów usłyszeć jego głos i w dodatku racjonalnie reagować.
Już zacząłem pisać wiadomość, kiedy przemyślałem całą sprawę i uznałem, że w zasadzie nie ma po co. Jasne, to cholernie miłe z jego strony, że podarował mi takie książki, ale stwierdził, że lepiej będzie jeśli zaprzestaniemy się spotykać, więc po co wysłał mi prezent? Odłożyłem telefon, razem z paczuszką i postanowiłem się przespać, padnięty po całym dniu pracy.
I w końcu nadszedł dzień tych pieprzonych egzaminów. Dzięki Bogu Gerard nie siedział wtedy w mojej głowie, przez co mogłem spokojnie odpowiedzieć na wszystkie pytania. Skończyłem kilka minut przed czasem i zdążyłem dwa razy sprawdzić swoje odpowiedzi. Poszło mi nieźle, jeśli mam być szczery.
Zadowolony z mojej pracy wyszedłem z pokoju egzaminacyjnego i poszedłem w stronę metra. Dzisiaj byłem na tyle zestresowany, że wolałem nie jeździć autem po drodze, bo znając moje szczęście na pewno spowodowałbym jakiś wypadek. Dawno nie jeździłem metrem i będąc w podziemiach przypomniałem sobie słodki urok bycia gówniarzem. Jeździłem metrem jeszcze gdy miałem 16 lat. Wtedy nic mnie nie obchodziło, jedynie by ledwo zdać do następnej klasy. Białe światła przyprawiały mnie zaś o klasyczny ból głowy, który orientalnie zgrywał się z muzyką grających na gitarze bezdomnych. Tego klimatu nie da się zapomnieć.
O godzinie dwudziestej zadzwonił do mnie Matt i zapytał czy nie mam ochoty opić egzaminów. Oczywiście pomysł bardzo mi się spodobał i już pół godziny później byłem z nim i Alanem w klubie. Zazwyczaj się nie upijam do nieprzytomności, ale tej nocy już wszystko było mi obojętne.
Także po dwóch godzinach byłem już dosyć nietrzeźwy, tak jak moi kumple.
-Fraaank, przynieś jeszcze piwko. -poprosił Alan
Normalnie bym się nie zgodził, ale i tak musiałem skorzystać z toalety, więc w drodze powrotnej wziąłbym piwo. Odszedłem od naszego stolika i stanąłem w kolejce do kibla, która chyba ciągnęła się w nieskończoność. Nie wiem dlaczego, ale nagle przypomniały mi się książki, które dostałem od Gerarda, a ponieważ byłem odrobinę wstawiony, postanowiłem do niego zadzwonić.
-Iero, to ty? -usłyszałem
-No cześć. -odparłem chichocząc pod nosem
-Czemu dzwonisz? Gdzie jesteś?
-Eeeej, chwila to ja tu mam zadawać pytania. -paplałem nadal się głupio śmiejąc
-Jesteś pijany? Jak wrócisz do domu? -zapytał z troską, a ja nie miałem zamiaru odpowiedzieć. -Frank, gdzie jesteś?
Powoli przesunąłem się w stronę kibla i próbowałem sobie przypomnieć o czym miałem rozmawiać z czarnowłosym.
-Frank kurwa mać gdzie jesteś?!
-W barze. -odparłem wymijająco i zacząłem żałować, że w ogóle wybrałem jego numer. Ta rozmowa kompletnie nie przebiegała po mojej myśli. -Dobra, idę do kibla, pa.
Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Po skorzystaniu z toalety, kiedy stałem przy barze i czekałem na piwo, poczułem wibracje telefonu.
-Taaaak?
-Jadę po ciebie.
Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon, w razie gdyby Gerard znów chciał do mnie dzwonić. Nie docierały do mnie sygnały z zewnątrz i akurat to, że Gerard tu przyjedzie było mi w tym momencie obojętne. Wróciłem do stolika przy okazji zahaczając o bar z piwem. Alan widząc kolejne puszki piwa w mojej dłoni zagwizdał na mój widok i zabrał dwie z nich. Usiadłem między nim a Matty'm i zacząłem pić już 4 z kolei mocne piwo. 
-Wiesz co Frank? - zaczął bełkotać Alan - Jesteś niesssamowicie sseksowny
Kurwa temu panu już nie dajemy alkoholu. Mieszanie alkoholu to był beznadziejny pomysł, bo nagle zrobiło mi się cholernie niedobrze. Postanowiłem możliwie szybko wyjść z baru i zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie zauważyłem, że razem ze mną wyszedł również Alan. Znalazłem się przed wejściem do baru i zrobiłem kilka głębokich wdechów, mając nadzieję, że mój żołądek się uspokoi.
Nagle poczułem jak Alan obejmuje mnie swoim ramieniem i przyciąga bliżej.
-Puszczaj mnie. -wydusiłem totalnie niezadowolony z zaistniałej sytuacji
-Mogę liczyć na małego buziaka Frankieee?
-Nie. Puść mnie!
Próbowałem się wyszarpać, ale każdy mocniejszy ruch kończył się fikołkiem mojego żołądka. Nie miałem siły go od siebie odepchnąć, ale ani mi się śniło lizać z tą paskudą. Nagle mój znajomy został mocno odepchnięty, choć nie bardzo mogłem dostrzec przez kogo bo wtedy zacząłem wymiotować. Po kilkunastu sekundach przy moim boku ktoś się pojawił i miałem głęboką nadzieję, że to nie Alan. Kiedy opróżniłem cały żołądek i zdołałem się wyprostować, ta sama postać podsunęła mi chusteczkę. Otarłem nią usta i wreszcie odważyłem się spojrzeć na swojego bohatera. Way.
-Co ty tu robisz? - Zapytałem przecierając swoje spocone czoło. Gerard położył dłoń na moim ramieniu lekko mnie podtrzymując po czym objął mnie drugą ręką na boku. 
-Mówiłem, że przyjadę - Powiedział podtrzymując mnie o holując w stronę swojego srebrnego Porshe. - A teraz jedziemy do mnie. 
Pozwoliłem mu, by zaprowadził mnie do swojego auta i przy okazji swojego drogiego apartamentu. Wiedziałem, że to tym gorzej dla mnie, lecz nie miałem siły i może nawet ochoty protestować.
Po tym jak wsiadłem do auta kompletnie odpłynąłem.
Kiedy się obudziłem słońce wpadało przez nie do końca zasłonięte okno. Byłem... na pewno nie u siebie. Leżałem na dużym łóżku z czarną pościelą. Co gorsza: miałem na sobie tylko bokserki. Po dłuższych przemyśleniach doszedłem do wniosku, że to musi być apartament w hotelu. Chciałem wstać, ale wtedy do pokoju wszedł Way ze szklanką soku.
-Dzień dobry. -odparł z uśmiechem. Przysiadł na skraju łóżka i podał mi szklankę.
-Czy my...? -zacząłem, jednak nie umiałem dokończyć pytania. Na szczęście Way idealnie mnie zrozumiał.
-Skądże! Byłeś tak nieprzytomny, że myślałem że umarłeś. A nekrofilia mnie nie kręci. -promiennie się uśmiechnął i gestem ręki nakazał mi wypić napój.
Odetchnąłem na wieść, że między nami do niczego nie doszło. Choć mogłoby być ciekawie. Nie Frank, niech twoje myśli nie idą tym tokiem.
Zgodnie z jego zaleceniem wypiłem sok, a potem podałem mu szklankę.
-W takim razie gdzie są moje ciuchy? -zapytałem
-Oddałem do pralni. Zarzygałeś sobie spodnie, a koszulkę miałeś przepoconą. Kupiłem ci nowe ubrania, mam nadzieję, że będą pasować. -odpowiedział i wstał z łóżka. -Ah, no i śniadanie już gotowe.
Byłby idealnym mężem dla swojej żony albo partnerem dla swojego kochanka. Ale zdążyłem oprzytomnieć i uświadomiłem sobie, że znów jestem w punkcie wyjścia. Miałem nie spotykać się z Gerardem, a tymczasem on mnie ratuje upitego w 4 dupy przed napalonym Alanem i zawozi do domu... Właśnie, co z Alanem?! 
-Dziękuję ci, nie musiałeś. Wystarczyło mnie odwieść do domu, i tak sprawiłem ci niezły kłopot tym telefonem - rzuciłem zażenowany zakrywając się czarną pościelą. 
-Zgłupiałeś do reszty? Nie trafiłbyś żywy do tego domu. Poza tym, kto wie co by się stało, gdybym nie przybył na czas i nie przerwał twojemu kumplowi...
Przytaknąłem głową, a potem zapytałem czy mogę wziąć prysznic. Way oczywiście się zgodził i wskazał mi drogę do łazienki, oraz podał mi nowe ciuchy. Widząc metki w momencie zakręciło mi się w głowie. Kupił mi rzeczy w takim sklepie, w którym zapewne nie byłoby mnie stać nawet na skarpetki. Boże, ten facet wydaje na mnie masę pieniędzy. Wziąłem szybki prysznic i założyłem swoje nowe, jakże drogie, ubrania. Pasowały idealnie.
Way siedział przy stoliku w kuchni i czytał jakąś gazetę. Usiadłem obok niego, lekko skrępowany, bo mimo wszystko przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu sprawiało mi trudności.
-Dziękuję za książki. -odezwałem się, a on zareagował na to uśmiechem. -Właściwie, czemu mi je przysłałeś?
-W ramach przeprosin. -odparł i odłożył gazetę. Nalał sobie do szklanki soku pomarańczowego i zrobił łyka. -Jak trzymałem cię w ramionach to aż słyszałem twoje myśli, które błagały o to, żebym cię pocałował. -na mojej twarzy pojawiły się rumieńce, jednak Gerard kompletnie nie zwrócił na to uwagi i kontynuował. -I przez to zrobiło mi się głupio, że tak nagle urywam kontakt.
-To bardzo miłe z twojej strony - Odpowiedziałem. Znów zapadła ta niezręczna cisza. Gerard przygotowywał sobie w swoim ekspresie kawę a ja wciąż siedziałem zamurowany z rumieńcami na twarzy. .Może powinienem już wyjść? - I to nie tak z tym pocałunkiem... Znaczy wiesz... - zacząłem się niemiłosiernie jąkać i przeklinać w myślach, że nie studiuję aktorstwa. Gerard podniósł swój wzrok na mnie i cicho zaśmiał się pod nosem. 
Wstał z krzesłu i ogarnął opadające kosmyki włosów. Podszedł do mnie na tyle blisko, że mogłem dostrzec wszystkie szczegóły i rysy na jego twarzy dokładnie jak ostatnim razem. 
-Załóżmy, że nie wiem. To jak to jest?
-Nnooo... To nie tak, że jestem w tobie zakochany czy coś... Po prostu byłeś blisko, a mnie naszła ochota. -mruknąłem i zabrzmiało to chyba w miarę przekonująco, bo Way wrócił do przygotowywania swojej kochanej kawy.
Długo się nad czymś zastanawiał, a w końcu powiedział:
-Jeśli nie masz nic przeciwko to dziś wieczorem zabiorę cię do mojego mieszkania. Pokażę ci, dlaczego nie chciałem, żebyś się ze mną spotykał. I przy okazji pokażę ci pewne dokumenty, które chciałbym abyś podpisał.
Zaskoczony przytaknąłem głową. Z jednej strony naprawdę nie chciałem mieć z tym człowiekiem nic wspólnego, ale z drugiej był cholernie pociągający i nie śmiałem mu odmówić. I chciałem wiedzieć co takiego skrywa.
-Zjedz śniadanie i odwiozę cię do domu. -polecił, a ja nie śmiałem mu odmówić. Chciał sprawować kontrolę również nade mną. Póki co wychodziło mu to całkiem nieźle.
W pośpiechu zjadłem kanapkę z serem i wypiłem herbatę, którą Gerard kupił specjalnie dla mnie. Potem wyszliśmy z apartamentu i ruszyliśmy w stronę wind. Way przycisnął guzik i już po kilku sekundach podjechała winda, całkiem pusta. Weszliśmy do środka i czarnowłosy wcisnął przycisk z numerem piętra.
-Chrzanić dokumenty. -mruknął pod nosem, a ja zdziwiony spojrzałem w jego stronę nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Jednak wtedy on rzucił się na mnie, przygniatając mnie do ściany i wpijając się mocno w moje usta. Moje ręce uniósł do góry, trzymając je w żelaznym uścisku, tak że nie mogłem go przyciągnąć bliżej siebie, ani nawet zatopić palców w jego czarnych włosach. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, a ja rozchyliłem usta, co on od razu wykorzystał. Jego język dokładnie penetrował wnętrze moich ust, a ja zapragnąłem go jak jeszcze nikogo wcześniej. W końcu rozległ się charakterystyczny dzwoneczek i Way oderwał się ode mnie. Chwyciwszy mnie delikatnie za rękę wyprowadził mnie z windy i poprowadził w stronę swojego samochodu.
Pobiegłem tuż za nim do auta i posłusznie wsiadłem na miejsce pasażera. Gerard za moment siadł za kółkiem i wyruszył z piskiem opon. Przez kilka minut jazdy nie odezwaliśmy się ani słowem. Serce wciąż mocno biło z nadmiaru wrażeń. Budzę się półnagi w jego apartamencie, potem ta gadka o dokumentach i na sam koniec przygoda w windzie. 
- A kiedy będziesz mógł mi powiedzieć o tych dokumentach? - Zapytałem nieśmiałym tonem z obawą, że poruszyłem niechciany temat. 
Gerard skupiony na drodze nie oderwał wzroku z asfaltowej powierzchni i jedynie rzucił obojętne "Cierpliwości". Spojrzałem na schowek i zauważyłem kilka płyt ułożonych w stosik. Ciekawość jednak jest cechą idiotów. Spojrzałem na opakowania i dostrzegłem dobrze znane mi logo. 
-Misfits? Też słucham! - Zachwyciłem się. Zawsze mnie podświadomie ciekawiło, czego taki znany biznesmen może słuchać, ale tego co odkryłem mnie całkowicie zaskoczyło.
Poza tym miał również płytę Kings Of Leon, oraz jakąś składankę podpisaną "Mozart". Czyli słuchał trochę wszystkiego. Włożyłem płytę Misfits do odtwarzacza, jednak długo nie nacieszyłem się piosenką, gdyż rozległ się dźwięk jego telefonu, więc Way wcisnął pauzę.
-Cześć Bob. -mruknął do telefonu. -Słuchaj potrzebuję Mansona, na 20... No dzisiaj. Może być z mojej firmy. Dasz radę? Super.
Żadnego "dziękuję", czy chociaż "miłego dnia". Te słowa zupełnie nie pasowały do Gerarda. I ciekawe kim jest ten cały Manson. Nie chciałem już wyjść na takiego ciekawskiego, więc przemilczałem sprawę.
-To chyba tutaj - Mruknął Gerard gdy podjechał swoim autem pod mój blok. Skąd on mógł wiedzieć gdzie ja mieszkam? No tak, jest bogaty i może wszystko. Obudź się idioto. 
-Tak. Dziękuję za podwózkę - Wymamrotałem i wysiadłem z Porshe. Zanim jednak zdążyłem wysiąść Gerard rzucił "Czekaj na mnie o 20" na co tylko skinąłem głową i zamknąłem drzwi. Odszedłem kilka metrów pod swoją klatkę i zacząłem się mocno zastanawiać, w jakie gówno się wpakowałem. Nie wiem czy mogę zaufać Way'owi. Wygląda na bardzo stanowczego mężczyznę i zachodzenie z nim w dalsze i głębsze relacje może być dla mnie niebezpieczne, lecz to co ze mną zrobił po dzisiejszej nocy też wywarło na mnie duże znaczenie. Ale tego już sobie nie przetłumaczę bo jestem kurwa debilem. W mieszkaniu jak zwykle panował u mnie niezły bałagan a na stoliku sterta notatek, gazet i otwarty laptop. Włączyłem go, po czym złapałem się znerwicowany za głowę. -Kurwa, wisi mi na jutro reportaż! Ja pierdolę - Zacząłem głośno na siebie klnąć. Po dobrych kilku samobójstwach popełnionych w mojej głowie zabrałem się do pracy.