czwartek, 29 sierpnia 2013

XVI. "I don’t wanna a conversation I just wanna cry infront of you"

 Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, ale chyba oduczyłam się pisać długie teksty. Po prostu muszę gdzieś jebnąć te dialogi xd
Tak czy inaczej... Zbliża się koniec wakacji i nie wiem kiedy znowu coś dodam :P 
Ten rozdział jest... dziwny? Tak jak każdy rozdział pisany przeze mnie ._.
Z dedykacją dla Anonimka od spaghetti <3 Kocham Cię <3 
No to chyba tyle. Miłego czytania xD
________________________________________

Gerard
Większość osób faktycznie zwinęła się po dwóch dniach. Zostaliśmy tylko ja, Frank i Ray, no i oczywiście nasze dziewczyny. Chodziliśmy sobie na imprezy i balowaliśmy jak za dawnych lat, co nie do końca pasowało Lindsey. Dogadałem się z Frankiem i zachowywaliśmy się jak starzy, dobrzy kumple. W moim sercu Frank zawsze będzie kimś znacznie więcej, ale serce to ja sobie za chwilę wyrwę, bo podpowiada mi same brednie i wolę słuchać rozumu.
Wszyscy łącznie z Lindsey byli wielce zachwyceni Lily. Jeśli mam być szczery, to nie widziałem ŻADNEGO podobieństwa do Franka. Żadnego. Najmniejszego. Nic. Uśmiech był po Hayley, włosy pewnie po babci, jeden chuj. Po co ja w ogóle myślę o tym bachorze Franka?

-Chodź na imprezę, chodź na imprezę, chodź na imprezę, chodź na imprezę, chodź na imprezę, chodź na imprezę..!- wył mi nad uchem Ray- Chodź, chodź, chodź, chooooodź!
-Dobra, tylko zamknij już ten ryj! -poddałem się w końcu
-Frank też idzie
-Yhm. Lindsey mnie w końcu zajebie...
-Oj tam...- uśmiechnął się- To zróbmy tak... Jak dzisiaj się upijesz, że zapomnisz jak się nazywasz, to farbujesz włosy na... czerwony!
-CO?! -przeraziłem się- Okay, zakład przyjęty

 Rano obudziłem się na plaży. Wokół mnie leżało mnóstwo butelek i puszek. A na moim brzuchu głowę miał położoną Frank.
-Frank... Mógłbyś zabrać głowę z mojego biednego brzucha?
-Co...? Tak, tak... Wybacz- chłopak podniósł się i położył obok- Pamiętasz coś z wczoraj?
-Właśnie kurwa nie
-Przegrałeś, przegrałeś, przegrałeś, przegrałeś! -usłyszałem wrzask Ray'a- Dzisiaj idziemy do fryzjera!
-Nie, nie nienienienienie....!!!

Siedziałem w fotelu u fryzjera cały czas przymykając oczy i przygryzając wargę ze strachu. Moje piękne, czarne włosy właśnie miały się zamienić w czerwone gówno.
-Nie martw się, to nie będzie na długo- szepnął mi na pocieszenie Ray
Wpatrywałem się w swoje odbicie i patrzyłem na fryzjerkę, która nakładała mi farbę. Matko boska, jak Lindsey mnie zobaczy to chyba umrze. Ale prędzej to ja umrę. Jebnie mnie żelazkiem czy coś.
W końcu moje włosy stały się czerwone. Kiedy zobaczyłem się w lustrze, to prawie zemdlałem. Frank i Ray tarzali się po podłodze ze śmiechu i stwierdzili, że wyglądam jak debil.

Po wyjściu od fryzjera....

-Jezu, za ile to zejdzie? -spytałem zrozpaczony 
-Ale ładnie ci w nich- uśmiechnął się Frank- Umyjesz je z 2 razy i zejdzie

Frank
Przez cały czas świetnie się bawiliśmy i mieliśmy wielki polew z Gerda i jego pięknych włosów. 
W bardzo dobrym humorze wszedłem do domu i dostrzegłem Hayley z Lily na rękach, jednak ona nie wyglądała na taką szczęśliwą jak ja.
-Coś się stało, misiu? -spytałem
-Musimy o czymś porozmawiać... 
-Yhm... O czym? Co się stało? -spytałem zdziwiony 
-Bo... Spójrz... Zauważyłeś, że Lily nie jest do ciebie podobna? 
-Ma mój uśmiech- stwierdziłem
-Frank... To nie jest twoja córka.
Miałem wrażenie, że serce przestało mi bić. Jej słowa echem odbijały mi się w głowie. Przysiadłem na kanapie i próbowałem coś powiedzieć, ale byłem zbyt zaskoczony. 
-Okłamałaś mnie...-wykrztusiłem w końcu- A ja głupi, przez cały czas wierzyłem, że to moja córeczka...- łzy napłynęły do moich oczu
-Przepraszam...
-Muszę.. wyjść...- wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi 
Poszedłem na plażę i usiadłem przy brzegu morza. Łzy leciały z moich oczu, ale mało mnie to obchodziło. Jak ona w ogóle mogła mi to zrobić?! Dlaczego?! Wyciągnąłem paczkę papierosów i na uspokojenie musiałem sobie zapalić. Ręce trzęsły mi się jak cholera, policzki były mokre od łez, a żołądek wywracał mi się do góry nogami. Cały czas słyszałem jej słowa "To nie jest twoja córka". Jaki ja jestem głupi. Gdybym wiedział jak to wszystko się potoczy, nigdy bym się z nią nie związał. A może nawet nadal byłbym z Gerardem... Czemu ja go zostawiłem?! Przecież byłem w tym związku szczęśliwy! Frank, uspokój się. Zaraz zrobisz coś głupiego... 
Wytarłem łzy z policzków i rozejrzałem się. Wybrałem sobie na przemyślenia takie miejsce, gdzie było naprawdę mało ludzi. Tym lepiej dla mnie. 
-Frank...- usłyszałem głos Hayley
-Frajerska miłość, opcja jaką wybrałem... - mruknąłem- Szkoda, że dopiero teraz to zauważyłem. Zniszczyłem prawdziwą miłość i nic mnie nie usprawiedliwia
-Frank, ale...
-Nie chcę cię już widzieć. Z nami po prostu koniec. Jedź do prawdziwego ojca Lily. 
-Ale ja cię kocham!
-Nie. Nie kłam. Spakuj się, a ja... Ja muszę z kimś porozmawiać... 
Ruszyłem w stronę domu Gerarda. Po co ja to robię? Przyjdę do jego domu, powiem mu "Hej Gerard, właśnie dowiedziałem się, że moja córka wcale nie jest moją córką. Zerwałem z Hayley, może po tym wszystkim jednak do siebie wrócimy?". Nawet się nie łudziłem, że mam u niego jakiekolwiek szansę. Chciałem z nim tylko porozmawiać. Boże, jaki ja byłem głupi! On mnie kochał, a ja co? Odrzuciłem jego miłość, bo myślałem, że z Hayley będzie mi lepiej. Niech mi ktoś strzeli w ten głupi, pusty łeb.
-Frank..? -usłyszałem i niechętnie się odwróciłem- Coś się stało?
-Nie, Ray... Gerard jest w domu?
-Pewnie tak. Ej Frank, na pewno wszystko okay? 
-Nic nie jest okay! -wrzasnąłem i łzy znowu napłynęły mi do oczu- Życie mi się sypie...
-Siadaj, wyrzuć to z siebie- uśmiechnął się Ray, przysiadł na piasku i machnął ręką, żebym siadł obok
Niechętnie przysiadłem i opowiedziałem wszystko co mi siedziało na sercu. Łącznie z tym, że chciałbym przeprosić Gerarda. Zdążyło się już ściemnić, a my nadal siedzieliśmy.
-Stary, no to chodź! -Ray zerwał się z piachu i próbował mnie podnieść
-Co? Po co mam do niego iść? 
-Pogadaj z nim. Wytłumacz mu to. Myślę, że... Nie ważne. Po prostu do niego idź! -rozkazał -Albo lepiej! Pójdę tam z tobą, żeby mieć pewność, że nie skręciłeś gdzieś obok.
-Nie, Ray, proszę....
-Idziesz!
No i byłem zmuszony iść do Gerarda. Ale naprawdę nie wiedziałem co mam mu niby powiedzieć. Jeszcze jakby Lindsey była w domu... I w końcu stanęliśmy pod drzwiami Gerarda. 

Gerard
Lindsey wyszła sobie na imprezę, a ja nie mając co robić chciałem w spokoju posiedzieć na plaży. Już stałem pod drzwiami gdy usłyszałem głosy najprawdopodobniej Ray'a i Franka.
-Nie! Nie mam mu nic do powiedzenia!
-Pogadaj z nim tak jak ze mną. Powiedz całą prawdę
-Puszczaj mnie! 
-Zapukaj do tych jebanych drzwi
-Nie! 
-To ja sam zapukam
-Nie, błagam...
Nie czekając na dalszy ciąg sytuacji, po prostu otworzyłem drzwi. Pod drzwiami stał Ray trzymający Franka za kaptur. Obydwoje widząc mnie byli bynajmniej zaskoczeni. 
-Co wy tu odpierdalacie? -spytałem
-Frank chce o czymś porozmawiać- powiedział Ray i puścił kaptur chłopaka.
-Mogę wejść...?- mruknął Frank nie do końca zadowolony z tej sytuacji 
-Tak, oczywiście... -odparłem zdezorientowany i pytająco spojrzałem na Ray'a, który tylko wzruszył ramionami i poszedł sobie
Kiedy z powrotem spojrzałem na Franka, dostrzegłem, w jego oczach łzy. Przysiadł na kanapie, a ja obok niego. Nic nie powiedział, tylko rzucił mi się w ramiona. Nie wiedziałem jak zareagować, więc odwzajemniłem uścisk. Chłopak przez kilka minut siedział tak przytulony do mnie i się wypłakiwał. W końcu delikatnie odsunąłem go od siebie i spojrzałem w oczy.
-Frankie... Co się dzieje? 
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko cały czas płakał. Podałem mu paczkę chusteczek i czekałem aż w końcu coś odpowie. 
-Życie mi się rozjebało, najkrócej mówiąc...- odparł w końcu i znowu mocno się we mnie wtulił- Przepraszam. Przepraszam, że wtedy cię zostawiłem. To było naprawdę głupie i... Przepraszam! 
-Frank...- odsunąłem się od niego- Po co przyszedłeś?
Zaczął mi opowiadać, że okazało się, że Lily nie jest jego córeczką. To naprawdę musiało go zaboleć. Potem powiedział, że zerwał z Hayley. Obawiałem się, że za szybko podjął taką decyzję i będzie jej żałował. W końcu działał pod wpływem emocji. Ale potem zaczął gadać na temat tego, jaki to wielki błąd popełnił odchodząc ode mnie. Mam szansę do niego wrócić. Ale nie wrócę. Nie ma mowy. Mam wspaniałą dziewczynę i nie chcę tego zepsuć po raz drugi. 
-Gee... -szepnął- Mógłbyś...
-Hm...?
-Mógłbyś mnie pocałować? 
-Nie, Frank... Przepraszam, ja... Jestem szczęśliwy i nie chcę tego znowu niszczyć.
-Rozumiem...- westchnął
-Może zadzwonię po Ray'a i pójdziemy razem na jakąś imprezę, na poprawę humoru? -uśmiechnąłem się i chwyciłem go za rękę
-Wolałbym zostać w domu... Mogę przenocować u ciebie? Nie chcę być sam...
-Żaden problem, Frankie. Lindsey i tak jest na imprezie, więc pewnie wróci nad ranem. Chodź, położysz się.

No i leżeliśmy obok siebie. Jego drobne ciałko leżało przytulone do mojego. Koszulkę miałem już mokrą od jego łez, ale to nic. Jednak ta sytuacja obudziła we mnie wiele wspomnień. Niby jest dla mnie kimś ważnym, ale jak sobie przypomnę, co się ze mną działo gdy mnie zostawił... Nie mogę do niego wrócić.
-Gee...
-Tak?
-Bo ja....
_______________________________________
Buahahahahha, zastanawiajcie się co tam Franio znowu mógł wymyślić :*
A piosenka którą się "inspirowałam" pisząc rozmowę Franka i Hayley (tą o frajerskiej miłości) to Placebo-Every you every me c:

wtorek, 27 sierpnia 2013

XV. "Here’s to never growing up"

 Rozdział dosyć długi, bezsensowny i nudny. Wena jest, ale chyba nie umiem jej dobrze wykorzystać. Dużo przekleństw i żadnego sensu. Ten rozdział jest naprawdę dziwny.
Nigdy, nigdy więcej nie będę słuchała Rammsteina pisząc rozdział XD Znaczy, dzięki temu to napisałam, no ale mam głupie myśli xd
Dziękuję za 8375 wyświetleń, 171 komentarzy i 13 obserwatorów. To naprawdę wiele dla mnie znaczy i jest wsparciem do dalszego pisania.
Jeśli ktoś zdechnie z nudów to sorry. Podczas pisania tego rozdziału słuchałam z 40 piosenek, których teksty czasem mnie rozwalały bądź inspirowały, dlatego dzisiaj jest takie wielkie gówno. Btw, podczas tych kilku ostatnich dni postaram się coś napisać. Albo powalonego Shota, albo jeszcze jakiś rozdział. A może macie jakieś pytania do mnie? Lol, co? Nie wiem, ale gdybyście mieli czy coś, to bym zrobiła taką notkę specjalną xd Tak czy inaczej. Dziękuję za całe to wasze wsparcie c:

_______________________________________
 
Frank
 Został mi ostatni rok studiów. Cieszę się, że wybrałem medycynę, bo jest naprawdę świetna. No i skromnie mówiąc, idzie mi całkiem nieźle. Zapomniałem już o tym o było i cieszyłem się tym, że mam Hayley.

Siedziałem w salonie i bawiłem się z moją córeczką Lily (taka wpadka, okay?), kiedy usłyszałem dzwonek telefonu.
-Hayley, podasz mi telefon?
-Teraz gotuję
-Kur...-ugryzłem się w język i wstałem po telefon- Halo?
-Frank Iero?
-No tak- mruknąłem- Kto pyta?
-Tu Ray Toro
-Ray? Siema!
-No siema, siema. Mam pytanie. Organizujemy zjazd absolwentów, wybierzesz się?- spytał
-Jasne! Tylko... Mógłbym przyjechać z córką i narzeczoną?
-Hoho, imprezowiczu, nieźle się porobiło.- zaśmiał się- Jasne, że możesz.
Przez cały ten czas, ani razu nie spotkałem się z Ray'em. Nawet do niego nie zadzwoniłem. Miło będzie znowu się z nim spotkać. I z innymi osobami ze szkoły. Z Gerardem chociażby...


Gerard
Przede mną ostatni rok studiów. Szybko to zleciało. Od dwóch lat jestem w związku z Lindsey. O Franku zapomniałem. Nie odezwaliśmy się do siebie ani razu. I w sumie to dobrze.
Po zakończeniu studiów planowałem się oświadczyć Lindsey. Była tą osobą, z którą pragnąłem spędzić całe moje życie.
Pewnego deszczowego dnia, oglądałem jakiś durny film w telewizji gdy nagle usłyszałem dzwonek telefonu.
-Halo?
-Gerard Way?
-Tak to ja- odparłem- A kto mówi...?
-Ray Toro, pamiętasz mnie?
-Ray? -zdziwiłem się- Jasne że pamiętam! Boże, stary, opowiadaj co u ciebie! Tak długo nie gadaliśmy!
-Gerd, ogarnij hormony. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że organizujemy zjazd absolwentów z naszego rocznika. Wbijesz?
-Jasne! Powiedz tylko gdzie i kiedy- ucieszyłem się
-Wyśle ci wszystko w sms'ie- odpowiedział- Miło było cię usłyszeć. Do zobaczenia!
Przez wszystkie lata studiów gadałem z Ray'em może z dwa razy. A zawsze byliśmy takimi wielkimi kumplami. Po kilku minutach dostałem sms'a z dokładną datą i miejscem zjazdu. To było pewne, że tam pojadę. Z Ray'em zawsze byliśmy takimi kumplami, a tu nagle studia nas rozdzieliły. Ciekawe czy Frank również przyjedzie...

* * *
W końcu nadszedł dzień wypadu. Lindsey ładowała swoje walizki do bagażnika, a ja patrzyłem na mapę. Ray wybrał na zjazd jakieś miejsce nad morzem. Z 2 godziny drogi. Nie najgorzej. 
-Jedziemy?- mruknęła Lin
-Tak, tak. Wszystko masz?- spytałem, bo byłem pewny, że i tak czegoś zapomni
-Chyba tak... -odparła i wsiadła do samochodu 

Zatrzymałem samochód jak najbliżej plaży i od razu dostrzegłem bujne afro Ray'a. Wysiadłem z auta i jak najciszej do niego podszedłem. 
-Bu! -wyskoczyłem obok niego, a on cicho pisnął
-Ty chuju! -wrzasnął
-Tak, to ja- uśmiechnąłem się i zaśmiałem
-To nie było kurwa wcale śmieszne- mruknął niezadowolony 
- Miło cię widzieć kretynie
-Ciebie również pawianie
Przez chwilę piorunowaliśmy się wzrokiem, ale w końcu zmusiliśmy się na przyjacielski uścisk.
-Co tam u ciebie?- spytał
-A no wiesz... Ostatni rok studiów... W ogóle, to od dwóch lat jestem z Lindsey...
-Jednak? Nadal jest taka ładna? -mrugnął
-Sam ją zobacz. Lindsey, chodź tu do nas -zawołałem, a po chwili dziewczyna leniwie podreptała w naszą stronę
-No no, nadal taka piękna- uśmiechnął się Ray i cmoknął ją w policzek
-Nadal masz swoje afro- odwzajemniła uśmiech Lin
Nagle koło nas zatrzymało się jakieś czarne auto. Szyby były przyciemnione, więc raczej nie mogliśmy dostrzec kto to był. W końcu z auta wysiadł... Frank. Potem dostrzegłem jeszcze jakąś dziewczynę i... dziecko. 
-Siemka- przywitał nas Frank- To moja narzeczona Hayley, a to moja córeczka Lily
Zmusiłem się na uśmiech i spojrzałem na Lindsey. 
-No to ciekawie się porobiło- zaśmiał się Ray- To chyba tylko ja, nadal nikogo nie mam. No, ale nie przedłużając więcej, chodźcie na plażę. Tam już jest większość naszej szkoły i szykują ognisko. 
Chwyciłem Lindsey za rękę i ruszyliśmy w kierunku plaży. Jednak tuż obok pojawił się Frank.
-Nie odzywaliśmy się do siebie przez cały ten czas...- stwierdził, tak jak ja bym o tym nie wiedział- Więc opowiadaj, co tam u ciebie słychać? 
Hm.. Przez ciebie miałem sporą depresję, nie chciałem jeść, spać, żyć, zrzucałem wszystko z półek, Mikey próbował mnie pocieszać jednorożcami, jednego prawie rozszarpałem... Hm...
-Nic ciekawego. Na studiach jest fajnie.. Ostatni rok już... -odparłem- A u ciebie?
-A no wiesz... Wszystko okay. Studia są cudowne, Hayley jest wspaniałą dziewczyną...
Czy on mi teraz będzie tak zatruwał dupę? Nie widzieliśmy się kilka lat, po tym jak chamsko ze mną zerwał nie odezwał się ani razu, a teraz będzie mi opowiadał jaką to ma wspaniałą dziewczynę? Chuj mnie obchodzi jego dziewczyna. Jeszcze do tego ten bachor. No, ale co ja się nim będę przejmował? 
Na plaży dostrzegłem kilku znajomych. Większość się w sumie nie zmieniła. Gdyby nie te pieprzone studia pewnie nadal miałbym z nimi lepszy kontakt. I być może nadal byłbym z Frankiem... Ale teraz też jestem szczęśliwy. 
Lindsey poszła pogadać z jakimiś swoimi koleżankami, a ja nie czując chęci rozmowy z wariatkami, poszedłem do Ray'a. Chłopak jak zawsze przygotowany podał mi puszkę piwa i siedliśmy na piasku. 
-Powiem ci... że brakowało mi tych naszych imprez- stwierdził Ray- Sam nie chodziłem, bo tylko ty mnie odprowadzałeś do domu i podnosiłeś z ziemi, kiedy traciłem przytomność. A po za tym nudno by było bez ciebie
-U mnie dokładnie to samo. Ze 2 razy poszedłem z Lin, ale z nią nie da się tak upić. -zaśmiałem się
-Hej chłopaki!- usłyszeliśmy i się odwróciliśmy się. No kurwa znowu Frank. Ray mu podał piwo i siadł obok mnie- O czym dyskutujecie?
-Wspominamy nasze imprezy- uśmiechnął się Ray- A pamiętacie wtedy w sylwestra?
Sylwester... Noc o której wolałbym zapomnieć.Stanowczo. 
-Oj, pamiętam, pamiętam- Frank z szerokim uśmiechem mrugnął do mnie porozumiewawczo 
-Wolałbym zapomnieć...- odparłem i wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów- Chcecie?
-Ja nie palę- mruknął Ray
-Ja poproszę- powiedział Frank

Jakąś godzinę później mieliśmy przygotowane ogromne ognisko.  Zaczęliśmy wspominać jakieś wspólne wycieczki, a niektórzy przywieźli albumy, więc nabijaliśmy się z tego jak kiedyś wyglądaliśmy. 
-A pamiętacie, jak Gerard w pierwszej klasie brał udział w tym całym konkursie talentów?- spytała nagle Lindsey
-Haha, no pewnie! -zaśmiał się Ray- Pani chciała cię wywalić ze szkoły za co zaśpiewałeś
-Co zaśpiewał?- zaciekawił się Frank
Uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem od jakiegoś kumpla gitarę.
-Jakby ktoś nie wiedział, jest to piosenka Blink 182- zacząłem- Shit Piss Fuck Cunt Cocksucker Motherfucker Tits Fart Turd And Twat 
Wszyscy natychmiast zaczęli się śmiać.
-Gerd, jaką miałeś potem karę?
-Musiałem napisać w zeszycie 200 razy, że nie będę śpiewać takich piosenek. A jak rodzice się dowiedzieli co zaśpiewałem to mało mnie z domu nie wywalili- uśmiechnąłem się

Kiedy poszedłem po kolejną puszkę piwa, zaczepił mnie Ray.
-Co ty na to, żeby się stąd wyrwać i pójść sobie na jakąś imprezkę w mieście?- spytał
-Pewnie! -ucieszyłem się- To wspominanie już mi się znudziło
-To czekaj, skoczę jeszcze po Franka- uśmiechnął się
Kurwa. Kurwa. Kurwa. Dżizyskurwajapierdolę.
No i w końcu całą naszą trójką szliśmy po mieście w poszukiwaniu jakiejś imprezy na którą warto byłoby wbić. No i znaleźliśmy. 
Po godzinie byliśmy schlani, że ledwo pamiętaliśmy jak się nazywamy. Ray zaczął się potykać o własne nogi, Frank zaczął się śmiać jak opętany prawie z wszystkiego, a ja gadałem filozoficzne brednie. Czyli było już z nami źle. Cudem doczołgaliśmy się na plażę, a z plaży do domków, które mieliśmy wynajęte. Próbowałem jak najciszej wejść do domu, bo nie chciałem budzić Lindsey.
Otworzyłem drzwi, ale wtedy nogi odmówiły mi posłuszeństwa i potknąłem się o jebany próg i mordą zaryłem o podłogę. 
-Kurwa- mruknąłem i próbując się podnieść, dostrzegłem, że ktoś nade mną stoi. Podniosłem głowę i dostrzegłem Lin z groźną miną- Hej Lin... 
-Gdzieś ty kurwa był?
-No tu i tam...-stwierdziłem, że już nie dam rady wstać więc zacząłem się czołgać- Wybacz
-Debil
-Może trochę

Rano obudziłem się z morderczym bólem głowy. Na podłodze. Chwila... Czyżbym jednak nie doczołgał się do łóżka? Kiepsko ze mną. 
-Rusz dupę, leżysz na środku- usłyszałem głos Lindsey- No grubasie, rusz się
-Że niby ja jestem gruby? -zdziwiłem się, wstałem i podszedłem do lustra-Z której strony?
-Gorzej jak baba...-zaśmiała się Lindsey- Aha, Frank był jakieś 10 minut temu sprawdzić czy żyjesz
-Frank? Czy on mi kurwa nie da spokoju?
Lindsey wzruszyła obojętnie ramionami. 

Po godzinie z Ray'em i Frankiem spotkaliśmy się na plaży.
-Żyjecie?- spytał Ray
-A wyglądam jakbym żył? -odparłem 
-Hayley mi chciała przyjebać wałkiem- powiedział Frank
A ten kurwa znowu z tą Hayley. Też zacznę tak gadać o Lindsey. 
-Uuuu, fajna dziewczyna- wtrącił Ray
-Ta?- zdziwiłem się, patrząc na dziewczynę w jakimś czarnym stroju kąpielowym- To idź i zagadaj! -popchnąłem go
-No... okay..- Ray niepewnie ruszył w stronę dziewczyny
Przez chwilę panowała cisza. Chciałem sobie pójść, ale Frank mnie zatrzymał.
-Chyba mamy sobie coś do wytłumaczenia...- stwierdził
-Jak dla mnie wszystko jest jasne. Minęły lata, to była przeszłość. Głupie zauroczenie.
Sam nie wierzyłem w to co powiedziałem. Głupie zauroczenie przez które miałem depresję. 
-Gee...
-Ja nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia. 
-Nie moglibyśmy być nadal przyjaciółmi? Tak jak kiedyś? Wspólne imprezy, żarty, i tak dalej? 
-Niech ci będzie...- mruknąłem
Po 5 minutach wrócił do nas Ray. 
-Umówiłem się z nią! -powiedział od razu
-Przez afro masz większe powodzenie- uśmiechnąłem się
-A właśnie, Gerd, obciąłbyś włosy. Wyglądasz jak baba- stwierdził Ray
-No kurwa! Jak mi się będzie chciało to pójdę do fryzjera. Przestańcie ze mnie robić taką kobietę- zaśmiałem się 
-Ale jako kobieta też byś fajnie wyglądał- dodał Ray i próbował powstrzymać śmiech- Może nawet bym cię podrywał. A w ogóle, to na ile zostajecie? Bo większość zwija się już jutro, ale tu jest fajnie, więc z chęcią zostałbym dłużej
-Pogadam z Lindsey. Ale też z chęcią bym został
-No a ja pogadam z Hayley
-No to na co czekacie? Wypierdalać mi stąd! -uśmiechnął się Ray i popchnął nas
I tak o to mieliśmy tam zostać co najmniej na tydzień.

Z Ray'em jak zawsze trochę nam odwalało.

Tak wyglądałem po imprezie...

Frank z narzeczoną... 

Z moją cudowną dziewczyną 

Z Frankiem... 

Ze starym kumplem...


niedziela, 25 sierpnia 2013

XIV. "When you're gone The pieces of my heart are missing you"

 Okay, Demolition Puppy wraca po dłuższej przerwie. Kto ma ochotę mi zajebać za tą przerwę? ;_;
Tak czy inaczej.......... Nie mam nic do powiedzenia. Wydaje mi się, że moja wena wróciła. Czy na długo to nie wiem, ale chwilowo wróciła. 
Chciałam podziękować za pomoc Alicji, która napisała fragment z listem. Naprawdę, dziękuję, bo sama lepiej bym tego nie napisała. W ogóle, dziękuję Ci za wszystko :D Jesteś cudna i wybacz, że za rzadko się do Ciebie odzywam. Chyba, że nie chcesz, to okay xd
Z dedykiem dla Oli P. z facebooka :D Dziękuję za miłe słowa i to wsparcie :D XD
I z dedykiem dla Agaty :*
_______________________________

Gerard
 Po tygodniu mojego ciągłego ryczenia dostałem list. Kiedy zobaczyłem od kogo ten list, od razu się rozpłakałem. Był od Franka. Niechętnie otworzyłem kopertę i wyciągnąłem kartkę.
"Gerard, będziemy od siebie oddaleni o całe godziny jazdy, będziemy się widywać najczęściej dwa razy w roku. Nie mogę żyć ciągle w tym poczuciu pustki. Potrzebuję, by ktoś mnie przytulał, całował, BYŁ PRZY MNIE i wspierał, kiedy słowa nie będą w stanie opisać tego co czuję. Gdybym miał żyć w sposób, w który każdy dzień opiera się na tęsknocie, wyniszczałbym tylko sam siebie. Nigdy nie wiedziałbym co robisz, co się z tobą dzieje. Tak łatwo jest kłamać przez telefon.  Ja wiem, że zawsze obiecywałeś mi szczerość, ale to już nie to samo. Pozwól mi odejść i nie opierać swojego życia na tęsknieniu i zamartwianiu się. Znaczy ja...na pewno będę tęsknił. Byłeś dla mnie nie tylko chłopakiem i przyjacielem. No własnie, byłeś. Przepraszam, że tak to wyszło. Nie chciałem tego robić wiedząc, że cię zranię. Dalej jesteś moim najlepszym przyjacielem, ale nie oszukujmy się, nie uda nam się utzrymać kontaktu pod pretekstem przyjaźni. I tak będziemy wypominać sobie nasze wspólne chwile...
Poznałem taką jedną Hayley. Jest bardzi miła i urocza. Dobrze się rozumiemy. Ty na pewno też kogoś wkrótce znajdziesz. Przepraszam, wiem, że powinienem cię teraz wspierać, gdy zmieniasz miejsce zamieszkania. W końcu nikogo tam nie będziesz znał. Bardzo cię przepraszam Przegrałem.
Tak, dobrze słyszałeś. To ja przegrałem, to jest moja osobista porażka, bo ta sytuacja mnie przerosła. Więc proszę Gee, nie obwiniaj siebie.
Dziękuję, że byłeś ze mną. Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Nigdy ci tego nie zapomnę. Ale ty musisz zapomnieć o mnie."

Minął miesiąc. Jeden jebany miesiąc, odkąd Frank mnie kurwa zostawił. Nie mogłem spać, nie mogłem jeść. Nie mogłem żyć. Nadal nie mogę.
Pierwszy tydzień spędziłem w pokoju, pijąc tylko wodę i co jakiś czas przegryzając jabłko czy coś. Potem wyszedłem z pokoju, zacząłem w miarę normalnie funkcjonować. Jeść nie chciałem. Kiedy tylko zaczynałem coś jeść, przypominał mi się Frank i po prostu nie mogłem.
Moim pocieszycielem okazał się Mikey. Przychodził do mnie do pokoju z tymi swoimi jebanymi jednorożcami i opowiadał, że kiedy on ma doła, to przytula się do któregoś i od razu mu lepiej. Nawet mi zostawił jednego, różowego z grzywą obsypaną brokatem. Miło z jego strony, ale nic mi to nie dawało. Ale pewnego dnia...
Kiedy siedziałem w pokoju i próbowałem zasnąć, Mikey wszedł do mojego pokoju i powiedział, że ktoś do mnie przyszedł. Podniosłem się na łóżku i miałem nadzieję, że to Frank. Jednak dojrzałem Lindsey. Tak, tą moją byłą, którą potraktowałem dosyć chamsko.Weszła do mojego pokoju i przysiadła obok na łóżku.
-Lindsey? Co ty tu...? -zacząłem
-Ciiii... -uciszyła mnie- Przyszłam, żeby z tobą posiedzieć. Nie płacz już...
-Po tym co ci zrobiłem, przychodzisz do mnie i po prostu próbujesz mnie pocieszyć?
-Gee... Mikey mi o wszystkim opowiedział. Uważam, że...
-Nie mówmy o tym.- wtrąciłem- Po prostu... Nigdy się to nie zdarzyło, okay? On nie wróci, prawda? - przez chwilę nic nie odpowiadała- Prawda? -powtórzyłem
-Wydaję mi się, że masz rację... Przykro mi Gerard. -pogłaskała mnie po policzku i wytarła łzę- Wiem, że nie będzie łatwo, ale musisz o nim zapomnieć. Tak będzie lepiej dla ciebie. Kiedy ostatni raz dobrze się wyspałeś, hm? Gee, zdrzemnij się. Będę siedziała przy tobie, póki sam mnie nie wywalisz.
Wiedziałem, że jej nie wywalę. Nie mógłbym.
Wtedy po raz pierwszy udało mi się zasnąć i nie budzić co 10 minut.

* * *
-Gerard kochanie, na pewno wszystko masz?
-Mamo, błagam cię, przestań! -warknąłem
-Ale Gerd, jesteś moim kochanym synkiem
-Miło mi to słyszeć, mamo- odparł Mikey
-Zamknij jadaczkę Michael.
Wybuchnąłem głośnym śmiechem.
-No wiesz Mikey, mama będzie musiała znosić cię, przez kilka lat co najmniej. A mnie... -uśmiechnąłem się- No cóż, studia czekają. Właśnie, Lindsey też na mnie czeka. Trzymajcie się, kocham was. Ciebie trochę mniej Michaelu- mrugnąłem do niego

Razem z Lindsey wybraliśmy psychologię. Dla mnie to nawet dobrze, ponieważ od czasu rozstania z Frankiem, była moją najlepszą przyjaciółką, która mnie cały czas pocieszała. Dzięki niej, w końcu się uśmiechałem. No i najważniejsze: zapomniałem o przeszłości. 
W końcu, po kilku miesiącach 

Frank
Minął pierwszy rok moich studiów. Szło mi całkiem nieźle, ale głównie dlatego, że miałem dziewczynę u swego boku. Tak. Zostawiłem Gerarda dla kogoś innego. Ale jaki byłby sens związku z Gerardem, jeśli on byłby w innym mieście a ja w innym? Z Hayley to co innego. Mieszkamy całkiem blisko siebie, możemy się spotykać prawie codziennie... Tak wiem, to było wredne z mojej strony. Raz odsłuchałem wiadomość, jaką od niego dostałem i przez chwilę myślałem, żeby do niego wrócić. Ale szybko wracałem myślami do rzeczywistości i wiedziałem, że to nie wypali. 
Starałem się zapomnieć o przeszłości. Przyznam szczerze, że nawet z Ray'em straciłem kontakt. No, ale cóż... Życie. Na studiach poznałem nowych ludzi, z którymi imprezuję sobie tak jak za dawnych lat z Ray'em i Gerardem.

środa, 14 sierpnia 2013

Agaszka- Czyli historia miłosna Demolition Puppy :3



 Wiem że chuj was to obchodzi, ale no... .___. Trochę krótka ta historia ale chuj ._.
Kocham Cię Agata <3
_______________________

Większość historii miłosnych rozpoczyna się od słów "Dawno, dawno temu...". Moja na pewno nie zacznie się od tych słów, ponieważ zaczęła się dosyć niedawno. Chociaż wtedy nie wiedziałam, że wyniknie z tego tak wiele.
Był 23 maj. Wyjątkowo nudny wieczór. Przeglądałam facebooka, ale nawet tam nie działo się coś ciekawego. Mimo ponad 60 aktywnych znajomych, nie miałam z kim pisać. Postanowiłam zapytać na mojej stronie "Killjoys powinni trzymać się razem" czy przypadkiem ktoś nie chciałby ze mną popisać. Znalazły się 3 chętne osoby. Między innymi Agata. Nasze rozmowy na początku polegały na lepszym poznaniu się. Okazało się, że obie lubimy zespoły takie jak Mindless Self Indulgence, Green Day, Bring Me The Horizon czy Sum 41. W krótkim czasie w pełni sobie zaufałyśmy i powierzałyśmy sobie sekrety, oraz pomagałyśmy sobie kiedy miałyśmy problemy. Stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami i nikt nie był dla mnie tak ważny jak Agata.
Pewnego dnia leżałam sobie na łóżku i gapiłam się w sufit. Agata była na zajęciach tanecznych i czułam jakąś pustkę w sercu. W pewnym momencie nasunęło mi się pytanie: "Czy ja się w niej zakochałam?". Odpowiedź przyszła niemal tak szybko jak pytanie. Tak. Tak, zakochałam się w Agacie.
15 lipca wyjeżdżałam na wakacje. I mnie i Agatę to załamało. Obiecałam jej, że będę z nią pisała tak często jak się da. Będąc w pociągu postanowiłam, że jednak wyznam jej co czuję. Co się mogło stać? Mogła co najwyżej... przestać się do mnie odzywać. W każdym bądź razie napisałam jej, że ją kocham i czy chciała by  zostać moją dziewczyną. Odpowiedź dostałam po kilkunastu sekundach. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a w brzuchu czułam stado szerszeni. Otworzyłam wiadomość. Spodziewałam się odpowiedzi w stylu "Aga, weź się odwal. Nic do ciebie nie czuję" czy coś. A jaką odpowiedź dostałam? "Jezu, czekałam aż o to zapytasz". Nie mogłam w to uwierzyć. Kiedy jednak wreszcie to do mnie dotarło, prawie się poryczałam ze szczęścia. Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Mama się na mnie patrzyła jak na debila, tak jak połowa ludzi z przedziału. Wyszłam na korytarz i delikatnie uchyliłam okno. Trochę się rozmarzyłam, ale jakieś drące się dzieciaki sprawiły, że wróciłam do rzeczywistości.
Przez kilka kolejnych dni, gdy leżałam na plaży, myślałam tylko o niej. Oglądając zachód słońca, marzyłam, o tym, że pewnego dnia, zabiorę ją nad morze i przytulone do siebie, będziemy spacerować brzegiem morza przy zachodzie słońca.
Taką "naszą" piosenką została Sum 41- With me.
Jutro mija miesiąc, od kiedy jesteśmy razem. A przed nami jeszcze cała przyszłość. Agata jest osobą, dzięki której jestem szczęśliwa. Dzięki niej, wiem co to prawdziwa miłość. Wiem, że większość pomyśli, że my jesteśmy razem dla lansu. Ale my naprawdę się kochamy. Bez niej jestem niczym. Kiedy upadam, ona mnie podnosi. Jest moim natchnieniem, wsparciem, nadzieją, moim życiem... Po prostu wszystkim. Kocham ją nad życie i niech cały ten pierdolony świat o tym wie.