poniedziałek, 29 lipca 2013

XIII. "Take my heart As you're leaving I don't need it anymore"

 Aga wraca i na wejściu wszystko jebie :D ._.
Jeśli ktoś będzie chciał mnie zabić, to droga wolna ._.
Z dedykacją dla Anonimka od spaghetti <3 Zabijesz mnie, prawda? ;-; I tak Cię kocham <3 bardzo :3
Nie wiem kiedy się pojawi kolejny rozdział... To był taki chwilowy napływ weny D:
______________________________

Frank
W wakacje pojechałem z mamą do babci na wieś. Pewnego dnia, babcia wyciągnęła mnie na spacer do swojej przyjaciółki, na kawę i ploteczki. Nie byłem tym zbytnio zadowolony, ale nie miałem wyjścia.
Kilka minut po tym jak weszliśmy, sąsiadka babci, która nazywała się Katherine, powiedziała, że za nie długo powinna przyjechać jej wnuczka. Zdążyliśmy wypić po filiżance kawy, gdy usłyszeliśmy skrzypienie drzwi.
-Babciu, już jestem! -dobiegło z korytarza
Po chwili w salonie pojawiła się chuda, niska dziewczyna o rudych włosach. Podeszła do Katherine i uścisnęły się.
-To jest moja przyjaciółka do ploteczek, Helena- wskazała sąsiadka na moją babcię -A to jej wnuczek Frank
-Jestem Hayley- uścisnęła dłoń mojej babci, a potem z uśmiechem moją
-Jesteście z Frankiem w tym samym wieku- poinformowała Katherine- I nawet z tego samego miasta
-Naprawdę? -zdziwiła się Hayley
-Tak, tak -potwierdziła moja babcia- Frank słoneczko, zrobiłbyś nam jeszcze trochę kawy?
-Nie ma problemu- odparłem
-Pomogę ci- zaproponowała Hayley z szerokim uśmiechem
Będąc w kuchni na początku zbytnio nie rozmawialiśmy, dopiero po chwili ciszy zapytałem:
-Jakich zespołów słuchasz?
-Długo by wymieniać... Bullet For My Valentine, jak widzisz- pokazała na koszulkę- Do tego kocham Green Day i 30 Seconds To Mars... A ty?
-Tak jak ty, kocham Green Day- uśmiechnąłem się- A tak po za tym, to Rammstein, System Of A Down, Sum 41...
Kilka dni później byliśmy już naprawdę dobrymi przyjaciółmi... O ile nie kimś więcej...


Gerard
Byliśmy razem całą drugą klasę i trzecią. Jednak przerażał nas zbliżający się koniec szkoły. Wiedzieliśmy bowiem, że ciężko będzie nam się spotykać. Frank chciał iść na medycynę, a ja na psychologię. W naszym chujowym mieście nie było jednak żadnej szkoły związanej z psychologią. Musiałem po prostu wyjechać. Frank natomiast... Mój skarb nie mógł ze mną jechać. Jego mama znalazła mu szkołę 5 kroków od ich domu.
Po zakończeniu roku,  Frank odprowadzał mnie do domu. Powiedziałem mu, że w wakacje jeszcze będę w domu, dopiero końcem sierpnia wyjadę.
Stojąc pod domem (Frank nie chciał wchodzić, powiedział, że nie ma zbytnio czasu) panowała bardzo denerwująca cisza.
-Gerard...
-Hm..?
-Bo... ja tak sobie myślałem...-zaczął- Ty będziesz w innym mieście, oddalonym o miliony kilometrów... nie będziemy się widywać.. I po prostu uznałem, że ten związek nie ma sensu...
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
-Gee, ja odchodzę
-A odejdź sobie! -machnąłem na niego ręką
Czemu nie ma sensu?! Skoro się kochamy, to chyba uda nam się przetrwać, nawet jeśli będziemy oddaleni od siebie o 93634825485639 kilometrów!
Chłopak odwrócił się i poszedł. Nie mógł odejść. Na pewno tego nie zrobił. Jutro zadzwoni i powie, że się pomylił. Prawda...?

* * *
Już następnego dnia, dotarło do mnie, że to na pewno koniec. On nie wróci. 
Leżałem na łóżku i płakałem. Tak, przyznaję się. PŁAKAŁEM. Straciłem osobę, którą kochałem nad życie. Wtuliłem głowę w poduszkę. Od tego ciągłego płaczu brakowało mi już tlenu. Chciałem wyrwać sobie serce, bo w końcu i tak go nie potrzebuję. Spojrzałem na wolne miejsce na moim łóżku. Frankie zawsze leżał właśnie na tym miejscu. Leżeliśmy wtuleni w siebie... I tak miało być na zawsze. Boże, jak ja go teraz potrzebuję. Mój płacz jeszcze bardziej się nasilił. Każda rzecz w tym jebanym pokoju przypominała mi o nim. Miałem ochotę to wszystko zniszczyć, spalić. Wstałem z łóżka i zachwiałem się, jednak udało mi się nie przewrócić. Wziąłem do ręki szklankę z wodą. Upiłem łyk, a kiedy poczułem kolejną falę łez i wspomnień, rzuciłem nią o ścianę. Szklanka z głośnym hukiem rozbiła się na miliony kawałków, dokładnie tak jak moje życie. Usłyszałem głos mamy:
-Gerd, wszystko w porządku?!
-Tak, wszystko zajebiście!- krzyknąłem i rozpłakałem się jeszcze bardziej
Boże, co się ze mną dzieje?! Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Franka. Nie odbierał. Włączyła się poczta głosowa.
-Frank... Ja... Nie wiem czy zrobiłem coś nie tak, jeśli tak, to cię przepraszam! Nie mogę bez ciebie żyć! Żałuj, że nie widzisz, jak bardzo cię teraz potrzebuję... Frank, proszę- wybuchnąłem głośnym płaczem- Bez ciebie nawet ciężko mi się oddycha! Weź sobie moje serce, skoro odchodzisz, już go nie potrzebuje...-rzuciłem gdzieś telefonem i osunąłem się na kolana
Wstałem i podszedłem do półki, na której stały zdjęcia z Frankiem. Popatrzyłem na każde, a potem wszystkie zrzuciłem. 
-Gerd, na pewno wszystko w porządku? -znowu usłyszałem głos mamy
-No kurwa mówię, że tak- próbowałem opanować płacz, co było wręcz niewykonalne

Tej nocy na moment nie zmrużyłem oka. Kolejnej również. Następnej także. Cud, że w ogóle coś jadłem. Mama cały czas się o mnie martwiła i chciała mnie zapisać do psychologa. Ale ja nie potrzebowałem psychologa. Potrzebowałem Franka.

sobota, 13 lipca 2013

One Shot. "The drug in me is you"



 Jak już wspominałam moja wena pojechała na wakacje. Udało mi się jednak zmusić ją do napisania Shota. Od razu mówię, że jest baaaaaaardzo poryty. Nie jest to porno, tak jak ostatnio, tylko... Nie okay, nawet nie wiem jak na to wpadłam ._. 
Nawet nie wiem co by tu więcej o tym gadać ._. Tak czy inaczej... Miłego czytania? Nie ważne
Z dedykacją dla Anonimka od spaghetti <3 Kocham Cię bardzo i zabijesz mnie za tego Shota bo nie ma porno ._____.
Za niedługo dobiję do 7000 wyświetleń :3 
Przed wyjazdem już sie chyba nie odezwę, więc życzę wam miłego odpoczynku od mojego bloga c:
_________________________--

Niebo zaszły ciemne, deszczowe chmury. Tego mi brakowało, żeby się rozpadało. Większość ludzi widząc nadchodzącą zmianę pogody, udała się z powrotem do domów. Ja mimo tego, że byłem ubrany w sam T-shirt z Green Day, ciemne rurki i poniszczone trampki, postanowiłem nie wracać do domu. W końcu na stacji metra czekał na mnie mój diler. Tak, jestem ćpunem. Nie, nie zamierzam z tym czegokolwiek robić. Mogę się nawet zaćpać na śmierć. I tak nikt nie zwróci na to uwagi.
Zszedłem po długich schodkach na stację metra. Rozejrzałem się i dostrzegłem mojego dobrego znajomego, dilera. Jak zwykle wyglądał tak samo. Luźne spodnie, bluza i kaptur założony na głowę.
-Jesteś wreszcie-powiedział, gdy tylko mnie zauważył
-Wybacz
Chłopak wyciągnął coś z kieszeni spodni i szybko dał mi do ręki.
-Dzisiaj trochę mniej, ale za to mocniejsze niż zwykle-szepnął
Spojrzałem na podarunek od chłopaka.
-Wiesz, że wolę sobie wstrzykiwać...- odparłem, widząc, że chłopak dał mi biały proszek
-Okay...-podał mi do ręki cztery strzykawki -Tylko nie przesadź! Jamia się o ciebie martwi
-Jasne- mruknąłem -Tak czy inaczej, dzięki- dodałem i poszedłem w swoją stronę
Diler wsiadł do nadjeżdżającego metro. Wyszedłem z powrotem po schodkach. Rozpętała się już niezła ulewa. Nie było mnie raptem 5 minut, a ulice już wyglądały jak jeziora. Nie widziałem żadnej żywej duszy. Postanowiłem przeczekać tą burzę na stacji metra. Zszedłem więc po schodkach. Usiadłem pod jakąś ścianą i rozejrzałem się. Gdy dostrzegłem, że nie było tam nikogo oprócz mnie, wyciągnąłem jedną ze strzykawek. Na ręce cały czas miałem ślady po wbijaniu igły. Nie przejąłem się tym i wstrzyknąłem sobie całą dawkę. Świat od razu wydał się lepszy. Po 15 minutach bezczynnego siedzenia, postanowiłem wrócić do domu. Na polu akurat burza trochę się uspokoiła. Zacząłem iść w kierunku domu. Po kilku minutach drogi byłem już cały mokry i koszulka lepiła się do mojego ciała, a włosy opadały na oczy. Przechodząc przez ulicę uderzyło we mnie jakieś auto i chyba straciłem przytomność, bo jak się ocknąłem, jechałem w jakimś samochodzie, które nie wyglądało na karetkę. Spojrzałem na kierowcę. Jakiś czarnowłosy chłopak.
-O, obudziłeś się -delikatnie obrócił się w moją stronę- Bałem się, że nie żyjesz- uśmiechnął się
-Że tak spytam... Kim jesteś i gdzie mnie wywozisz? -spytałem lekko podniesionym głosem
-Spokojnie. Nic ci nie zrobię. A teraz odpoczywaj-  mruknął
Moje powieki postanowiły zaryzykować i mimo tego, że jechałem w aucie z jakimś psychopatą, to stały się strasznie ciężkie, aż w końcu się przymknęły.
Kiedy się obudziłem, leżałem w łóżku u kogoś w domu. W pokoju panowała ciemność, więc wypatrzyłem tylko jakąś szafkę, okno i prawdopodobnie drzwi. Podniosłem się na łóżku i poczułem brak czegoś. Pogrzebałem po kieszeniach, w poszukiwaniu strzykawek, bo czułem, że potrzebuję kolejnej dawki. Nie było ich. Ten cały psychopata zabrał część mojego życia. Kiedy chciałem wstać, drzwi z głośnym hukiem otworzyły się, wpuszczając do środka jasne światło.
-Ah, już nie śpisz- usłyszałem
-Kim do kurwy nędzy jesteś? -spytałem
-Jestem Gerard- uśmiechnął się i przysiadł na kraju łóżka -A ty?
Spojrzałem na niego groźnie.
-Frank- odpowiedziałem po chwili- Czy mogę wrócić do domu?! Jesteś jakimś psychopatą, który mnie więzi czy co?!
-Nie, chcę ci pomóc
-Co? -zdziwiłem się, a po chwili dostrzegłem w jego ręce moje strzykawki- Oddawaj mi to!- warknąłem i chciałem się na niego rzucić
-Ej, ej, ej... Spokojnie- odparł i trochę się odsunął- W łazience czekają na ciebie suche rzeczy. Weź sobie gorący prysznic, a potem spokojnie pogadamy- cały czas szeroko uśmiechał się w moją stronę
Chwilę przyglądałem mu się, a potem wstałem z łóżka.
-No to gdzie jest ta łazienka? -spytałem, a on delikatnie popchnął mnie w stronę drzwi
Kiedy wyszliśmy na korytarz, miałem wrażenie, że jestem w jakiejś bogatej willi. Ani trochę nie przypominało to mojego domu. Czarnowłosy wskazał mi ręką jakieś drzwi.
-Proszę bardzo. Tu jest łazienka. W środku masz ciuchy i ręcznik. Jak czegoś jeszcze będziesz potrzebował to wołaj- powiedział
-Oddaj moje strzykawki- mruknąłem
-Porozmawiamy o tym
Wszedłem do łazienki i od razu zamknąłem drzwi na klucz. Nic gorszego nie mogło mnie spotkać. Porwał mnie jakiś psychopata, zabrał moje strzykawki, a do tego nie mam pojęcia gdzie jestem. Świat jest piękny.
Na szafce leżały jakieś ciuchy i ręcznik. Dobra, będę udawał grzecznego, żeby stąd jak najszybciej spierdolić. Ściągnąłem lepiące się do mnie rzeczy i wszedłem pod prysznic. Gorąca woda chociaż trochę mnie odprężyła.
Koszulka, którą dał mi Gerard była z Iron Maiden, a do tego dał mi jakieś rurki, które mi właściwie cały czas spadały. Spojrzałem do lustra i o mało co nie zemdlałem. Lekkie zadrapanie na policzku, guz na czole, wory pod oczami... Ta, co jak co, ale jestem piękny.
Ledwo co wyszedłem z łazienki, a przede mną już pojawił się czarnowłosy psychopata. Wziął ode mnie moje mokre rzeczy i położył je na kaloryfer. Moje ciało domagało się kolejnej dawki heroiny.
-Proszę, daj mi strzykawkę -poprosiłem
Chłopak chwycił moją rękę i przejechał ręką po śladach.
-Co ty ze sobą robisz? -spytał niezadowolony
-Nic co by cię mogło zainteresować- warknąłem i zabrałem rękę
-Po co ty to robisz?
-Nie twoja sprawa- odwróciłem się i wróciłem do pokoju w którym się obudziłem, mając nadzieję, że znajdę tam moje strzykawki .
Przeszukałem każdą szafkę, ale nie znalazłem nic. Najśmieszniejsze jest to, że nie mam przy sobie telefonu. Chyba poproszę tego psychopatę o kartkę i zacznę spisywać testament. Nie widząc nic do roboty, położyłem się na łóżku. Po chwili Gerard przysiadł obok.
-Chcę ci pomóc- uśmiechnął się, a na jego policzkach pojawiły się słodkie dołeczki
-Pomóc? Mi? -zdziwiłem się- Lekarze cię przy porodzie upuścili?
Wstał z łóżka i wyszedł z pokoju.
Za cholerę nie pamiętam co się potem działo. Wiem tylko, że zasnąłem i śnił mi się ten psychopata. Tyle, że nie był takim psychopatą, za jakiego go brałem. Właściwie, to w tym śnie był całkiem miły. Może powinienem skorzystać z jego pomocy? Nie, ja wcale nie potrzebuje pomocy. Chcę już się wydostać z tego pieprzonego domu i zapomnieć o tej całej sytuacji.

Następnego dnia, czarnowłosy cały czas starał mi się jakoś pomóc, jednak ja nie wykazywałem chęci. Cały czas mu powtarzałem, żeby się odwalił i dał mi odejść, ale on tak jakby tego nie słyszał.
Czwartego dnia tej męki, obudziłem się bo poczułem jak coś mnie głaszcze po policzku. Otworzyłem oczy i dostrzegłem czarnowłosego, który gładził dłonią mój policzek.
-Nie dotykaj mnie!- warknąłem
Chłopak zabrał rękę i westchnął. Wstał z łóżka i zatrzymał się przy drzwiach.
-Chciałem ci pomóc, ale nie przyjmowałeś mojej pomocy. Rozumiem to. Nie będę cię już dłużej męczył. Właściwie dziwi mnie, że po prostu nie wziąłeś kluczy spod wycieraczki i nie uciekłeś. Ja idę wziąć prysznic. Jak jednak zmienisz zdanie, to z chęcią ci pomogę. A jeśli nie... To miło było cię poznać Frank. Trzymaj się jakoś.
Wyszedł z pokoju, a ja szybko rzuciłem się za nim.
-Ty pieprzony gnoju! Teraz mi mówisz, że klucze były pod wycieraczką?! -krzyknąłem za nim
Chłopak zamknął drzwi od łazienki, nie zwracając na mnie uwagi.
-Ale Gerard... Wiesz dlaczego nie uciekłem? Bo... Bo się w tobie zakochałem. Ale teraz każesz mi spierdalać, więc...
Drzwi od łazienki otworzyły się i pojawił się w nich wyjątkowo zaskoczony czarnowłosy.
-Zakochałeś się? We mnie? -spytał zdziwiony
-Tak- odparłem i się zaśmiałem. To było głupie
-A myślisz, że dlaczego cię tu sprowadziłem i chciałem ci pomóc? Bo kiedy tylko potrąciłem cię autem coś mnie ukuło w sercu, a mózg podpowiedział mi, że mam cię zabrać. A oczy znowu mówiły, że jesteś piękny.
-Gee... -zacząłem- Może po prostu mnie pocałuj?
Gerard uśmiechnął się, ujął moją twarz w dłonie i delikatnie musnął moje usta. Taki pocałunek mi nie wystarczył, więc wpiłem się w jego usta.

Dzięki Gerardowi rzuciłem nałóg. Teraz heroina nie jest całym moim życiem. Moim życiem jest Gerard.Gee stał się moim narkotykiem. Już na zawsze.

czwartek, 11 lipca 2013

XII. "You’re the only one I’d be with till the end"

 Poddaję się ._.
Moja wena poszła sobie na wakacje, tak samo jak mózg. Chwila... Ja nigdy nie miałam mózgu ._.
Rozdział znowu jest krótki, ale do tego chyba już się przyzwyczailiście. 
Teraz bardzo, ale to bardzo zła wiadomość............................ Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział ._. Jeśli nie dodam go w niedziele, to pewnie nic się tu nie pojawi, przez około 10 dni... No wiecie, wakacje, morze na mnie czeka itp... xd Odpoczynek od tego opowiadania chyba dobrze mi zrobi. Dobrze mi zrobi.. :3 If you know what I mean :3 Nie to było głupie ._. Aż mnie korci, żeby tu napisać coś jeszcze ale się powstrzymam ._.
Zapewne nikt tego nie czyta, ale okay ._. 
Rozdział chciałam zadedykować Anonimkowi od spaghetti <3 Kocham Cię <3 Nawet nie wiesz jak bardzo :*
A, co do pytania ile jeszcze będzie rozdziałów... Dosyć sporo :3 Znacie mnie i wiecie że coś wymyślę :3 
Dobra, to tyle c: 
Miłych wakacji c:
____________________________________

Frank

W sobotę obudziła mnie kłótnia Steva i mojej mamy. Nałożyłem sobie poduszkę na głowę, żeby nie słyszeć tych wrzasków, jednak nic to nie dało. Leniwie wstałem i udałem się do kuchni. trudno było powiedzieć, o co dokładnie się kłócą, bo raz gadali o mnie, potem o pracy, potem o alkoholu. Nie zwracając na nich uwagi zrobiłem sobie kawę i wróciłem do pokoju. Spojrzałem na telefon i dostrzegłem jakąś wiadomość. Jak się okazało, od Gee.
Witaj moja kochana Franczesko :* Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem... Mógłbyś dzisiaj do mnie przyjść? Przedstawiłbym Cię rodzicom :)
Twój Romeo :*
Uśmiechnąłem się i szybko odpisałem, że z chęcią przyjdę. Umówiliśmy się, że Gee przyjdzie po mnie koło 15 i razem pójdziemy do jego domu.
Kilka minut przed 15 siedziałem w przedpokoju, z niecierpliwością wyczekując Gerarda.
-Na co tak czekasz? -spytał Steve
-Na kolegę
-Przynieś ojcu piwo, a nie siedź w przedpokoju jak pierdolnięty
-Już ci mówiłem, że nie jesteś moim ojcem!- warknąłem i wyszedłem przed dom
Po kilku minutach dostrzegłem Gee, więc podbiegłem do niego i rzuciłem mu się w ramiona.
-Hej skarbie- przywitał mnie całusem w policzek  -Pięknie wyglądasz
-Ty też -uśmiechnąłem się

Weszliśmy do domu Gee i zobaczyłem, że cała rodzinka siedzi zgromadzona w salonie. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do salonu.
-Mamo, tato, idiotyczny bracie... Chciałem wam powiedzieć, że Frank jest moim chłopakiem -uśmiechnął się
-Gee, naprawdę? -spytała jego mama, a on kiwnął głową- No to mnie zaskoczyliście... Ale cieszę się- uścisnęła nas- Frank, wydajesz się być naprawdę cudownym chłopakiem
-No bo jest- mruknął Gee

Posiedzieliśmy jeszcze trochę w domu czarnowłosego, a potem chłopak wyciągnął mnie na jakiś spacer.
-W parku teraz jest jakiś poryty konkurs. Każdy może wejść na scenę i coś zaśpiewać. Chodź, ponabijamy się- uśmiechnął się
Faktycznie, przez większość czasu się nabijaliśmy. W pewnym momencie Gee, powiedział, że musi coś szybko załatwić i zniknął mi z oczu. Po paru minutach, zobaczyłem go na scenie. Nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy płakać.
-Tą piosenkę, chciałbym zadedykować osobie, którą kocham najbardziej na świecie. Frankie, jesteś dla mnie wszystkim- usłyszałem i łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu
Po chwili chłopak zaczął śpiewać: 
 When the lights go out
Will you take me with you?
And carry all this broken bone
Through six years down in crowded rooms
And highways I call home
Is something I can't know till now
Til you pick me off the ground
With brick in hand, your lip gloss smile
Your scraped-up knees and
If you stay
I would even wait all night
Or until my heart explodes
How long?
Until we find our way
In the dark and out of harm
You can runaway with me
Anytime you want

Kiedy zszedł ze sceny od razu podszedł do mnie.
-To było piękne- odezwałem się i mocno do niego przytuliłem
-Tak jak ty- dodał
Posiedzieliśmy jeszcze trochę w parku, pogadaliśmy o wszystkim i o niczym. I tak mijały miesiące. Z nim u mego boku.

piątek, 5 lipca 2013

XI. "My last words are this: "Begin, I want you" "

Hejka moi kochani :3 
Rozdział jak zwykle krótki, ale mimo to jestem z niego zadowolona :3 I to bardzo :3 
Jak zwykle z dedykacją dla Anonimka od spaghetti Kocham Cię i to bardzo :* Nasza rozmowa mnie zainspirowała :* 
_____________________________ 

Frank
Wszystko zaczęło się układać. Steve przestał mną aż tak pomiatać, Gerard kochał mnie nad życie (co było dosyć dziwne, bo jeszcze niedawno byliśmy największymi wrogami) i wreszcie poczułem się szczęśliwy. W szkole nadal zachowywaliśmy się jak przyjaciele, bo wiedzieliśmy, że ludzie raczej nie zareagują najlepiej na wieść, że jesteśmy parą. Powiedzieliśmy o tym jedynie Ray'owi, który okazał się być wyjątkowo tolerancyjny.
Zazwyczaj po lekcjach chodziliśmy do domu Gerarda. Jego rodzina jak na razie nic nie wiedziała, o tym, że jesteśmy parą, ale Gee powiedział, że za niedługo im to powie. Do mnie na razie nie chodziliśmy, bo bałem się reakcji Steva. A mamie jakoś nie chciałem o tym mówić.
Poznałem brata Gee, Mikey'go. Wydawał się być idiotą, ale nie mnie to oceniać. Jak go pierwszy raz spotkałem, to miał na sobie koszulkę z jednorożcem, ale okay... A jego pokój jest wypełniony pluszowymi jednorożcami. Ale po za tym, wydawał się być całkiem spoko.

Pewnego dnia na plastyce, pani kazała nam rysować jakieś bzdety. Szło mi beznadziejnie, ale to szczegół. Nagle Gee nachylił się w moją stronę i szepnął mi do ucha:
-Frankie, co ty na to, żeby dzisiaj zrobić TO?
-Myślimy o tym samym? -mruknąłem
-Wiesz... Nasz pierwszy raz na trzeźwo
-Pan Iero i pan Way... -usłyszeliśmy głos nauczycielki- Fajnie wam się rozmawia? Za karę pójdziecie po lekcjach sprzątać naszą szkolną piwnicę
-Ale...- zaczął Gee
-Nie ma żadnego "ale" -powiedziała babka
No i po lekcjach szliśmy ciemnymi schodkami do piwnicy. Pani z plastyki w tym czasie miała oceniać kartkówki w swojej klasie.
-Zajebista robota...- stwierdziłem patrząc na pająka, przebiegającego zaraz obok mojej nogi
-Frankie...Wiem, że to nie jest najromantyczniejsze miejsce..
-Tak, chcę to tutaj zrobić! -niemalże krzyknąłem i wpiłem się w usta chłopaka
Czarnowłosy wsunął swoje chłodne ręce pod moją koszulkę i zaczął badać mój tors. Ja w tym czasie zacząłem rozpinać spodnie Gee.
-Tylko musimy zrobić to dosyć szybko, bo ta głupia baba może w każdej chwili przyjść..- odparł czarnowłosy
-Nie ważne ile nam to zajmie, ważne, że z tobą- mruknąłem
Chłopak wziął mnie na ręce i położył na jakimś materacu.


Gerard postanowił przejąć inicjatywę i zaczął mi ściągać koszulkę, a potem spodnie. Czarnowłosy zaczął całować moje ciało, zostawiając gdzieniegdzie mokre ślady. Po chwili zdjąłem  koszulkę z Gerarda i zacząłem rozpinać spodnie. Spodnie Gerarda, tak jak jego koszulka wylądowały na podłodze.  Wróciliśmy do namiętnych pocałunków, podczas których nasze języki walczyły o dominację.

-Chcesz to zrobić?-spytał z troską Gee
-Tak! -niemalże krzyknąłem-Proszę, zrób to teraz
Gerard jak najwolniej i delikatniej wszedł we mnie, a ja syknąłem z bólu.
-Możemy przestać jeśli chcesz...-powiedział Gerard widząc jaki ból mi to sprawia
-Nie! -odpowiedziałem 

Gerard włożył dłonie pod moje drobne ciało, obejmując mnie troskliwie. Odczekał chwilę, a potem wprawił w ruch biodra. Jeszcze parę razy syknąłem z bólu, ale po chwili zacząłem odczuwać ogromną przyjemność. Gee widząc, że nie odczuwam już takiego bólu, pozwolił sobie przyspieszyć tempo. 
-Ahh... Gee, szybciej! -krzyknąłem
Rytmiczne pchnięcia Gee, doprowadzały mnie do granic wytrzymałości. Mocno oplotłem nogami biodra chłopaka. Gerard zgodnie z prośbą przyśpieszył pchnięcia. Nasze oddechy  przyśpieszyły i stały się głębsze.  Na zakończenie Gerard jeszcze bardziej przyśpieszył, co już totalnie mnie podnieciło
-AHH! O Boże...!-krzyknąłem znowu

Głośne jęki kochanka, jeszcze bardziej mnie podniecały  i czuł, że już za chwilę dojdę.
Gerard wykonał ostatnie kilka pchnięć i oboje w tym samym momencie, z głośnym jękiem doszliśmy.
 Obydwoje z trudem łapaliśmy oddech.
-Ej, chyba ktoś idzie -stwierdził Gee
Szybko zerwaliśmy się z materaca i ubraliśmy się. Jak się okazało szła pani od plastyki.
-Co się tu dzieje? Słyszałam jakieś wrzaski -powiedziała, a jak o mało co nie wybuchnąłem śmiechem 
-Wszystko w porządku -uśmiechnął się Gee
-Jeszcze nic nie posprzątaliście? Jak tak będziecie pracować, to będziecie tu siedzieć do rana- stwierdziła i wyszła
Kiedy tylko mieliśmy pewność, że jest dostatecznie daleko, zaczęliśmy się śmiać jak nienormalni.
-Kocham Cię- szepnąłem do Gee
-Ja Ciebie też -uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek
-A teraz weźmy się za sprzątanie tej piwnicy...-odparłem