poniedziałek, 30 września 2013

Frerardowe porno 2 :3

Pamiętacie Frerardowe porno, które pisałam z Agatą? :D
A więc... Napisałyśmy kolejne porno! xD Mamy nadzieję, że się spodoba :3 
+Niespodzianka na dole xD 
Kocham was ludziki <3 
Agata, dziękuję za to że jesteś i że mogę z Tobą pisać takie głupoty xD Kocham Cię <3
___________________________________


Był deszczowy dzień. Gerard siedział samotnie na parapecie i przyglądał się kroplom deszczu, powoli spływających po szybie. W ręku trzymał gorące kakao. Czekał na powrót swojego chłopaka z pracy. 
"Ohh Frank..." Pomyślał Gerard. Tak za nim tęsknił. Nie widział go już 2 tygodnie. Brakowało mu jego dotyku, zapachu... Brakowało mu po prostu Franka. Wtem usłyszał dzwonek do drzwi. "To na pewno Frank!" pomyślał i szybko zbiegł po schodach. Otworzył drzwi i dostrzegł Franka. Wreszcie widział tą jego anielską twarz, ten jego kochany uśmiech... Po prostu jego. Ukochany rzucił się na szyję Gerarda. 
-Frankie!- Krzyknął przez łzy radości. Czuł się wspaniale przy nim. Był lekiem na całe zło.
-Nareszcie...-wyszeptał Frank-Tęskniłem za tobą, wiesz?
 -Ja za tobą też- uśmiechnął się Gee i delikatnie musnął usta chłopaka
Frankie ujął twarz chłopaka i zaczął namiętniej całować. Jak on mógł bez tego wytrzymać? Usta Franka są... Po prostu wszystkim. Jednak nagle Frank oderwał się od niego i uśmiechnął się szatańsko. 
-Wiesz, za czym jeszcze tęskniłem?- spytał i wsunął rękę pod bluzkę Gee
 -Za czym? -zapytał Gerd, choć domyślał się odpowiedzi
-Twoim ciałem kotku...- Wymruczał Frankie i posunął Gerarda prosto do kuchni. <Lol to brzmi jakby Frankie ruchnął Gee aż do kuchni XD> 
"Hmm... Tym razem na blacie, okay" pomyślał Gee.
Frank szybko ściągnął koszulkę swojego ukochanego i zaczął składać pocałunki na torsie. -Brakowało mi tego... -westchnął Frank
-Wiem... - Mruknął Gerard i usiadł na blacie kuchennym. Szybko zdjął koszulkę ukochanego i zaczął namiętnie całować jego szyję.
Frank szybkim ruchem ściągnął spodnie Gerarda. 
-Ooo, masz te bokserki które ci kiedyś kupiłem- uśmiechnął się Frankie 
-Yhm...- odparł Gee 
-Ale lepiej wyglądasz bez nich...-stwierdził i ściągnął je
-Yhm...- Mruknął Gee i podniósł lekko bioderka. W ciągu Frankie całkowicie pozbył się jego bokserek. Oblizał wargi i ujrzał nabrzmiałą męskość swojego chłopaka.
Delikatnie ją uścisnął, na co Gee zareagował cichym jęknięciem. 
-Brakowało mi twoich jęków- mruknął Frankie i ścisnął męskość trochę mocniej
Gerard odpowiedział na to głośniejszym jękiem. Frankowi się to podobało, jego jęki go strasznie podniecały.
Zaczął poruszać ręką w górę i w dół. 
-Frank...- jęknął Gee- Rżnij mnie! 
Frank uśmiechnął się, propozycja ukochanego bardzo mu się spodobała. Gerard szybko pozbył się spodni i bokserek chłopaka i rozchylił przed nim nogi. Frankie gwałtownie wszedł w chłopaka na co Gerard zareagował głośnym jękiem.
Frank delikatnie poruszył biodrami, nie chcąc sprawiać Gerardowi bólu. 
-Ohh...- jęknął Gee- Możesz szybciej...
Frankie poruszył szybciej, jednak nie tak mocno jak Gerard tego chciał. Frankie przybliżył się jeszcze bardziej do chłopaka i zaczął cicho pojękiwać.
-Frank... Miałeś mnie rżnąć... Nieważne czy będzie bolało- mruknął Gee 
Frank posłusznie mocniej wszedł w Gerarda. Gee z ogarniającej go przyjemności niechcący machnął ręką, zrzucając z blatu miskę z owocami, ale żaden z nich się tym nie przejął.
-Ohh zwierzaku... - Jęknął Frankie i zaczął mocniej wchodzić w Gerarda. 
Gee jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczał takiej przyjemności. Może przez to że nie robił tego aż 2 tygodnie? W każdym razie było wspaniale.
Ich jęki zagłuszały ciszę panującą w mieszkaniu. 
-Błagam... Nie przestawaj...- mruknął Gee 
Frank nie miał zamiaru przestać, a nawet jeszcze przyspieszył pchnięcia
Frankie wplótł swoje dłonie we włosy Gerarda. To była rozkosz... Nie myślał o niczym innym tylko o tym by zadowolić swojego ukochanego.
Gerard zaczął głośno jęczeć. Wiedział, że długo nie wytrzyma. Frank wpił się w usta ukochanego, zagłuszając jęki.
Gee jęczał mu prosto w usta. 
-Ohh Frankie... - Wyjęczał Gerard. Powoli czuł jak nadchodzi ten moment. -Jeszcze moment
Frank wykonywał jak najmocniejsze pchnięcia, aby jak najlepiej zadowolić chłopaka.
W końcu Gerard lekko wygiął się w łuk i poczuł olbrzymi napływ przyjemności i rozkoszy. 
-Ohh!... - Zdążył wykrzyczeć Gerard po czym <LOLZ MIAŁAM NAPISAC "WYSTRRZELIL" XD> doszedł i biała ciecz wylądowała na torsie Franka.
Frank również nie wytrzymał i w końcu doszedł. Gee łapał oddech, a Frankie wysunął się z niego. -To było świetne...- wyjęczał Gerard
-Misiu...- Wymruczał Frank. 
-Tak? 
-Musimy to niedługo powtórzyć- Uśmiechnał się i pocałował chłopaka w usta.
Gee wpił się w usta ukochanego. Właśnie tego mu brakowało.
__________________________________________________________________________________

 THE MAKING OF
Podczas tworzenia porno, zdarzyło się kilka śmiesznych sytuacji, które po prostu trzeba było tu napisać xD


Agata: -Twoim ciałem kotku...- Wymruczał Frankie i posunął Gerarda prosto do kuchni. <Lol to brzmi jakby Frankie ruchnął Gee aż do kuchni XD> 

Agata: -Ohh!... - Zdążył wykrzyczeć Gerard po czym <LOLZ MIAŁAM NAPISAC "WYSTRZELIŁ" XD> doszedł i biała ciecz wylądowała na torsie Franka.
Ja:  <Wystrzelił niczym sylwestrowy szampan XD>
Agata: <TAKI PTFFUU! PROSTO DO UST FRANIA XD>
Ja:  <"SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU FRANK" XD> 
Agata:  <"NAPIJ SIE SZAMPANA MISIU, TO PODWOJNA PRZYJEMNOSC DLA DWOJGA XDD>
 Ja: <NIE MUSIELI PIENIĘDZY WYDAWAĆ NA SZAMPANA, BO MIELI SWÓJ, LEPSZY XD>

Ja: Po zobaczeniu tego, już chyba nic w internecie mnie nie zaskoczy... 


 Ja: *5 minut później* Myliłam się.


sobota, 28 września 2013

One Shot. "Mam pistolet, dwa naboje i nas dwoje"

 Witajcie c:
Ostatnio nie mam zbytnio weny, jednak słuchając piosenki "Gdyby nie to"- HuczuHucza, olśniło mnie i napisałam takie Shota.
Jest on mocno nienormalny i mogę się założyć, że się wam nie spodoba. No, ale jednak... To mój blog, będę tu dodawać co chcę ;_; Okay, wiem że sam tytuł was odstrasza, ale...
Nie bijcie mnie za to i módlcie się aby wena wróciła. Jeśli nie wróci, to może zasypię was Shotami, czy coś. Albo moja dziewczyna będzie pisała Umbrella Academy i zajmę się publikowaniem tylko tego. Nie wiem, nie ważne. 
Dziękuję za 9605 wyświetleń, 16 obserwatorów i 193 komentarze. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. 
Jeśli macie jakieś życzenia co do Shotów czy coś to piszcie. 
No i mam nadzieję, że nie zryłam wam zbytnio psychiki. 
_____________________________________

~~
"Słyszałem mordercę, to było samo zło
To nie była agresja
Agresja jest dynamiczna jak crescendo w muzyce
Zło jest nieruchome
Chwilę potem była śmierć, zła śmierć"
~~

Leżałem samotnie na łóżku, pogrążony w ciemnościach. Jedynym źródłem światła, był samotny księżyc za oknem. Wpatrywałem się w sufit. Znowu nie mogłem spać. Jednak wcale mnie to nie zaskoczyło, ponieważ od ponad miesiąca cierpiałem na bezsenność. Nie mogłem normalnie spać i po prostu wpatrywałem się w ten sufit, na którym odkryłem mnóstwo pajęczyn, czy plam, których nawet nie chciało mi się sprzątnąć.
Ale mimo  tego bólu, smutku i bezsenności, było jak dawniej. Tylko on nie mówił mi "dobranoc". I chyba właśnie dlatego nie mogłem spać. Budząc się, nie widziałem tej jego anielskiej twarzy. Delikatne rysy twarzy i niemal woskowa cera. Te kruczoczarne włosy, w które miliony razy wplatałem swoje palce. Jego delikatne ręce, niczym porcelanowej lalki, które tyle razy trzymały moje dłonie.
Na pytanie "Co czujesz?" mógłbym jedynie odpowiedzieć, że czuję pustkę. Tak, pustka to dobre określenie. Zabrano mi część serca.
Rano, jak zawsze z kubkiem gorącej kawy siedziałem w fotelu, w którym kiedyś siedział on. Gorący napój trochę mnie parzył, a kilka dużych łez spłynęło po moich policzkach, jednak nawet nie zwróciłem na to uwagi. Moje myśli znowu skupiały się na nim.
I jak tu potem wierzyć, że marzenia się spełniają? Osoba która miała być na zawsze, tak po prostu odeszła. I choć próbowałem, to nie byłem w stanie o nim zapomnieć. Zapomnieć i po prostu znaleźć kogoś innego. Tak wiele nas łączyło, że nie dało się tak nagle włączyć w mózgu przycisku "Usuń" i zacząć wszystko od nowa.  
Wychodziłem z domu naprawdę rzadko. I właśnie kiedy pewnego dnia wyszedłem z domu, popełniłem największy błąd swojego życia. Idąc, odnosiłem wrażenie, że mimo tego, że jest słoneczna pogoda, to nade mną wisi czarna, deszczowa chmura. Nauczyłem się nie zwracać uwagi na te wszystkie zakochane pary. Stałem się odporny na szczęście. Nie wierzyłem w coś takiego jak "szczęście". Jaka jest definicja szczęścia? Większość ludzi by odpowiedziała, że szczęście to czucie bezgranicznej radości, czy zadowolenie z życia. Dla mnie szczęściem byłaby śmierć. Pierwszy raz mi to przyszło do głowy, ale wtedy po prostu miałbym spokój. Skończyłaby się moja ziemska wędrówka.
Patrząc na wszystkie te szczęśliwe osoby, nagle dostrzegłem jego. Tak. To na pewno był on. Wszędzie poznam te delikatne rysy twarzy i te kruczoczarne włosy. Moje serce momentalnie przyspieszyło, a oddech stał się głębszy.
-Frank...-szepnąłem sam do siebie
W jednej sekundzie zapragnąłem do niego podejść, powiedzieć jak bardzo go kocham i błagać by do mnie wrócił. Ale wtedy... Obok niego pojawiła się czarnowłosa piękność i pocałowała Franka.
Moje serce zaczęło szwankować. Raz biło szybko, chwilę potem momentalnie zwalniało. Nie umiałem oderwać wzroku od tego szczęśliwego obrazka.
Śmierć.
Śmierć.
Śmierć
Tylko tego pragnąłem. Ale nie pomyślałem o swojej śmierci. Lepiej by było gdyby to on zniknął. Gdybym wreszcie uwolnił się od wspomnień. Nie byłoby jego, nie byłoby niczego.
Musieliśmy umrzeć. Nie mogliśmy żyć.
Zapragnąłem podejść do niego i powiedzieć mu wszystko co czuję i myślę. Opowiedzieć mu o tym bólu i wszystkich tych cięciach, które przez niego zrobiłem. Patrzyłem na niego i jego nową ukochaną i wyobrażałem sobie, co by się stało gdybym przeciął mu aortę. Wolałem, żeby nie istniał, niż żył obok mnie z kimś innym.
Tak wiem, to było bezsensowne. Pierwsze mówiłem, jak bardzo za nim tęsknię, a teraz po prostu myślę o tym jak go zabić. Jak można zabić kogoś kogo kochało się najbardziej na świecie? Pogubiłem się w tym wszystkim i mimo moich wszelkich starań, nie byłem w stanie się ogarnąć. Uważałem, że lepiej by było gdybyśmy byli martwi.
Jeszcze raz rzuciłem okiem w kierunku Franka. Patrzył na mnie ze swoich przepraszającym uśmiechem. Sztucznie się uśmiechnąłem, aby nie zobaczył, jak bardzo cierpię i jak kłócę sie z własnymi myślami. Żeby nie wiedział, że właśnie stoję na granicy życia i śmierci.
Wiedziałem, że kiedyś to zrobię. Nie mogłem żyć, ze świadomością, że on jest szczęśliwy z kimś innym. A nasze plany na wspólną przyszłość poszły się jebać! Musiałem jakoś wytrwać, więc najlepiej by było gdyby Frank po prostu zniknął. Ale nie mogłem go tak po prostu zabić.
Poczułem kilka łez spływających po moich policzkach. Walczyłem sam ze sobą, chciałem krzyczeć na całe miasto. Nie chciałem już dłużej dusić tych wszystkich uczuć w sobie.
Zabiję nas obu, pomyślałem. Zabiorę go w ciemność. W mrok. Niech poczuje to co ja.
-Cześć Gerard...- usłyszałem jego głos. Tak, na pewno należał do niego
Spojrzałem na niego, z oczami pełnymi łez.
-Co u ciebie? -spytał, choć wiedziałem, że naprawdę gówno go to obchodzi, bo tak w zasadzie nikogo nigdy nie obchodzi co w danej chwili czujesz. NIKOGO.
Było tak chujowo, że po prostu zacząłem się śmiać.
-Wszystko dobrze- rzekłem w końcu- A na pewno lepiej niż wcześniej
Zaczął coś opowiadać, jednak jego słowa nie docierały do mnie.
-Musimy umrzeć- szepnąłem
-Co?
-Tak będzie lepiej- kontynuowałem, sam nie wiedząc, czy ja mówię do siebie, czy do niego. Jeśli bym umarł to wreszcie zniknąłby ten ból, ten mrok, te łzy, ta samotność, te blizny, ten strach o kolejny dzień. Straciłem wszystko na czym mi najbardziej zależało. Nie miałem nikogo innego. Cały mój świat był pogrążony w mroku i chciałem się stamtąd wydostać. Jedyne słowa jakie teraz przychodziły mi do głowy to "Kurwa mać". -Pogubiłem się, wiesz?- zwróciłem się do niego- A tak po za tym, to... Nie jest dobrze. I nigdy nie będzie dobrze. Chyba że umrzemy. Tak... Śmierć...- spojrzałem na niego- Śmierć...- powtórzyłem, odwróciłem się na pięcie i poszedłem w swoją stronę.

Będąc w domu, patrzyłem na te wszystkie niebezpieczne przedmioty, które posiadałem. Wtedy zwróciłem uwagę na pistolet i dwa naboje. Idealnie.
Schowałem go w kieszeni bluzy i wyszedłem z domu. Automatycznie ruszyłem w kierunku domu Franka. Nie zwracałem najmniejszej uwagi na wszystkich przechodniów których mijałem. Jedyne co się liczyło to śmierć. Nasza śmierć.
W mgnieniu oka dotarłem pod dom Franka. Chwilę się wahałem, ale w końcu zadzwoniłem na dzwonek. Wiedziałem, że takie zakończenie będzie najlepsze. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się i dostrzegłem uśmiechniętego Franka.
-Gerard? -zdziwił się- Wchodź... - wpuścił mnie do środka- Napijesz się czegoś?
-Nie...- zaprzeczyłem i wsadziłem ręce do kieszeni- Ja tylko na chwilę...-spojrzałem na niego
Kąciki jego ust delikatnie unosiły się ku górze, ale wiedziałem, że jest odrobinę przerażony.
Odwróciłem się do niego plecami i chwyciłem pistolet, choć nadal go nie wyciągałem.
-Gerard, o co chodzi? -spytał
-Kocham cię...-szepnąłem, odwróciłem się i wymierzyłem pistoletem w jego stronę. Odczekałem kilka sekund, aby zobaczyć przerażenie na jego twarzy, a potem pociągnąłem za spust. Kula trafiła w serce.- Kochałem cię
Widziałem jak umiera na moich oczach. Ale właśnie taki cel chciałem osiągnąć. Został mi jeszcze jeden nabój. Akurat dla mnie. Wtedy będziemy razem już na zawsze. W raju.
Spojrzałem na ciało Franka. To było jedyne wyjście. Usiadłem przy nim, nawet nie zauważając jak maczam palce w jego krwi.
-Teraz już zawsze będziemy razem, dobrze? -wyszeptałem do martwego Franka -Tak będzie lepiej... Musimy umrzeć...
Przystawiłem sobie pistolet do skroni. Wreszcie pozbędę się tego mroku, tych łez i po prostu będę z nim. Przymknąłem oczy. I pociągnąłem za spust. 

~~
"To była zła śmierć
Śmierć może być dobra
Co wynika z życia
To była zła śmierć
Opowiedz sobie wszystko dokładnie
Wtedy zrozumiesz to co się naprawdę stało"
~~

środa, 18 września 2013

"The Umbrella Academy". Uno

 Póki co, ja nie mam weny, a rozdział się tworzy. Ale...
Macie tu dzieło mojej wspaniałej dziewczyny <3 Według mnie jest to wspaniałe i jeśli was również to zaciekawi to z chęcią dodam kolejne części c:
Jeśli chodzi o moje opowiadanie... No cóż. Teraz jestem chora, więc może coś napiszę. 
Tak czy inaczej... Miłego czytania!
_______________________

(Czas w opowiadaniu: 4 czerwiec, środa, 2014 r.) 
Kolejne południe spędzam w szkole... W sumie już czerwiec i powinienem zostawać w domu niż włóczyć się do tej budy. Siedziałabym a raczej leżałabym w swoim wygodnym łóżku gdyby nie to, że muszę poprawić tą fizykę i chemię... Jakim kurwa cudem jestem z tego zagrożony?! Okay może dlatego że miałem mieć z tego nieklasyfikowanie ale no... Ja to przecież... Walić to, i tak nie będę w przyszłości chemikiem, a na pewno nie fizykiem. Cóż, takie życie. Nauczyciel w sumie też nie obraziłby się gdybym sobie to lekko olał. Sam chętnie bym to zrobił gdyby nie moja kochana mamusia, która zagroziła mi że jak nie zdam to wyśle mnie do cioci Ali na calutkie wakacje. Ciocia Ali mieszka na wsi, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, więc pobyt u niej wiąże się z codziennym wstawaniem o 6 i pracą, bardzo ciężką prawdą na polu do 21. Po za tym Ali nienawidzi moich nieco dłuższych kruczoczarnych włosów. Zawsze gdy tylko do niej przyjeżdżałem z rodziną to ona czaiła się z nożyczkami. H2SO4, H3PO4... Nie... Nie rozumiem tego! Nie dam sobie rady... Chyba czas pożegnać z moimi kochanymi włosami. Zrezygnowany po prostu wyszedłem z klasy. Zabrałem torbę, zeszyt i wyszedłem. Byłem jedyny w klasie. Nauczyciela nawet nie zdziwiło moje zachowanie. Ciekawe czy w ogóle zauważył że wyszedłem. W sumie mnie to nie obchodzi, przecież nie wrócę do sali i powiem "Panie profesorze, ja wyszedłem jakby co. Do zobaczenia w tej samej klasie." Czemu ja w ogóle o tym myślę? Dobra, mam dosyć. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem trochę drobnych. Hmm… starczy mi na kawę. To już dzisiaj 3 kubek pysznego napoju. Przecież każdy ma coś od czego po prostu się odstresowuje. Jedni mają fajki, inni mają muzykę, słodycze, sprzątanie czy cokolwiek. Ja mam właśnie kawę. Wyszedłem z budynku mojego liceum. Słońce rzucało blask na drzewa i moją twarz. Było ciepło, nawet gorąco. Ale za nic nie zdejmę mojej ukochanej bluzy. Nienawidzę opalenizny, wolę pozostać blady. Zajdę do mojej ulubionej kawiarenki za rogiem. Zawsze przed i po szkole idę tam na kawę. Zawsze dostaję tam jakiś mały rabat albo za darmo dostaję espresso. W sumie od dwóch lat już tam godzę. Kelnerzy znają mnie tam znakomicie, więc gdy tylko mnie zobaczą to od razu parzą mi kawę. Dzisiaj jak zwykle 3-4 osoby. No tak, mamy godziny lekcyjne, a szczególnie przed wakacjami wszyscy jeszcze o 11 śpią. Tak jak myślałem, kawa czekała na mnie przy „moim” stoliku. Podziękowałem moim uśmiechem. Właścicielką kawiarenki jest starsza kobieta. Tak na moje oko ma jakieś 60 lat. Często gdy siedziałem sam to ona przysiadała się do mnie przysiadała. Rozmawialiśmy na milion rożnych tematów. Czasem przychodząc do kawiarenki o 16 wychodziłem z niej o 21. Ta kobieta stała się dla mnie moją starą przyjaciółką. Ma na imię Vica. Zna dobrze moje myśli, sekrety oraz problemy. Wie o mnie więcej niż ktokolwiek inny mógł wiedzieć. Ona wiedziała o moich problemach ze szkołą oraz z samym sobą. Ja wiem o jej problemach i śmierci męża, czy nawet spadku własnych rodziców. Vica nie ma wnuków a nawet dzieci. 10 lat temu zmarł jej mąż. Podziwiam tą kobietę za wytrwałość i siłę. Mimo swojego wieku nadal jest szczęśliwa i energiczna. Dzisiaj Vica do mnie się nie dosiadła. Widocznie miała jakieś ważniejsze sprawy niż gadanie z zdesperowanym 17-latkiem. Wziąłem ciepłą filiżankę do rąk i wypiłem łyczek kawy. Ahh ten smak… Nie minęła minuta zanim filiżanka stała się pusta. Potrzeba kofeiny została zaspokojona. Teraz czas na słodkie poddanie się wenie i narysowanie czegoś. O ile szanowna wena nadejdzie. Ostatnio ona nawet mnie opuściła. To się nazywa być forever alone, kiedy nawet wena Cię opuszcza. Trudno, łaski bez. Jeszcze raz podziękowałem uśmiechem i wyszedłem z kawiarenki. Być może nawet jeszcze dzisiaj tu zajdę. Nie mam gdzie iść… Lepiej wrócę do domu. Mieszkam sam. Mimo że mam 17 lat to moja mama na tyle mi ufa i uważa mnie za odpowiedzialnego że pozwoliła mi mieszkać samemu. Oczywiście co tydzień wpada do mnie sprawdzić czy jeszcze nie umarłem od nadmiaru kawy i przemęczenia. Wszedłem do domu, rzuciłem torbę gdzieś na bok, zdjąłem czarne trampki i od razu rzuciłem się na bordową kanapę. Mimo tego że przespałem całą noc to byłem strasznie zmęczony. Kanapa może nie była najpiękniejsza, ale za to mega wygodna. Aż chciało się usnąć. W domu jak zwykle syf, nawet nie można zobaczyć podłogi. Każdy artysta powiedziałby że to „artystyczny nieład” ale bądźmy realistami i powiedzmy po prostu że to jest burdel. Nie miałem siły i ochoty żeby sprzątać. Z resztą to nic nowego. Zamknąłem oczy a sen sam przyszedł… Obudziłem się jak na moje oko dwie godziny później. Otworzyłem powoli oczy i doznałem szoku. Podłoga! Widzę podłogę! Ja mam porządek… Jakim cudem?! Chyba że… 
-No ładnie tak mieć burdel w domu i olewać szkołę? Chyba naprawdę się stęskniłeś się za Ali… - Zaśmiała się postać. 
-Mamo… - Uścisnąłem kobietę w pasie jak małe dziecko – Co ja bym bez Ciebie zrobił… 
-No nie wiem synku. Ale wiedz ze się martwię o Ciebie… 
Tak, moja mama. Jest jedną z dwóch kobiet które darzę wielkim szacunkiem. Ona i Vica w życiu naprawdę dużo przeszły. 
-Oh, mamo… - mruknąłem. 
-Gerard… - Oho, zrobiło się poważnie – Dzwonili dzisiaj ze szkoły. Kochanie, musisz się poprawić. Posłuchaj, nie robisz tego dla mnie tylko dla siebie. Ten college do którego chcesz iść ma jednak swoje wymagania. Chcę żebyś bez problemu tam się dostał – powiedziała matka z troską. Wstałem z kanapy. 
-Wiem mamo… Ale ja nie daję sobie z tym rady, po prostu nie daję. 
-Widzę, Gerry, załatwiłam Ci kolegę do nauki, takiego korepetytora – Powiedziała. „Kolegę” O nie… Czy wspomniałem że nie mam znajomych? Nie? Okay. To od razu powiem że nie mam znajomych. Tak, brzmię jak z jakiegoś taniego filmu. Po za tym mama powiedziała „kolega” czyli postać męska. Tak, moja mama wie o mojej orientacji. Tak, moja mama chce abym sobie znalazł tą osobę. Ale ja nikogo nie potrzebuję… Wystarcza mi ręka. Okay, to był żart. Nie chodzi mi o zaspokojenie się. Po prostu nikogo nie potrzebuję. Radzę sobie sam. 
 - T-tak? Kogo…? – Wydusiłem. Byłem przerażony. A co jeśli to kolejny ktoś kto będzie mnie chciał zabić we własnym domu? Jeśli to kolejna osoba która będzie znowu mnie poniżać…? 
-Syn lekarza ze szpitala, chodzi do Twojej szkoły. On to umie… Z resztą zobaczysz go, poznasz itd. -Super… - Odpowiedziałem 
-Synku, dasz sobie radę. Po prostu wierz że możesz i Ci się uda. Niektóre rzeczy same przychodzą, tylko trzeba im trochę pomóc. – Uśmiechnęła się – A teraz misiu musze lecieć zrobić Mikeyowi obiad. Korepetytor będzie o 20. Lepiej się naszykuj. O 20, ale dopiero jutro. Do zobaczenia, trzymam kciuki! – Powiedziała do mnie i posłała jednoznaczny uśmiech po czym wyszła.
 A ja ciągle stałem jak wryty. Kochana mama…. Może ona ma rację? Warto spróbować… Ale miło z jej strony że posprzątała cały ten bałagan i załatwiła mi kogoś, kto ma mi podobno pomóc. Cóż, co cię nie zabije to Cię wzmocni. Nadszedł właśnie mój czas przemyśleń. Tak ogólnie to po co nam to wszystko? Jaki w tym sens? Po co nam ta chemia, fizyka, kawa czy drugi człowiek? Owszem, życie bez tego byłoby Inne, ale czy na pewno ty wszystko jest nam potrzebne? Wszyscy w koło opowiadają że nie można żyć bez drugiego człowieka, że drugi człowiek to wartość najważniejsza. Dla każdego co innego może mieć wartość najwyższą. Dla mnie taką rzeczą są moje rysunki. I kawa. Tak. Rysunki i kawa. Chociaż czasem (bardzo często) gdy wieczorem wyczerpany całą weną i rysunkami siadam na kanapie w kocu przed telewizorem czuję coś… Czuje się wyczerpany. Ale właśnie w takich momentach czuję się dość samotny. Wtedy przydałby mi się nawet pies do przytulania. Tak, ja też mam uczucia. Ba, nawet wielkie uczucia. Wbrew pozorom jestem wrażliwy. Bo kochać to znaczy być wrażliwym. Chociaż w prawdzie nigdy nie kochałem nikogo poza matką, ojcem i bratem. Ale w każdym razie nie potrzebuję nikogo. Nawet nie zauważyłem jak minęła godzina 22. Czas zabrać się za rysunki. Wstałem i poszedłem do swojej pracowni, czyli mojego pokoju. Tu też panuje ten artystyczny burdel. Dzisiaj będę rysował ołówkiem. Siedziałem dobre 15 minut i zastanawiałem się co narysować. Normalnie mi się to nie zdarza. W końcu przez moją wyobrażnię przeleciał biały gołąb. Tak, dzisiaj narysuję gołębia. 
~ I could fall apart on you right now I don’t want to die alone. (Sleeping With Sirens “Alone”)

środa, 11 września 2013

How I met your father. 1. "Poznałaś już Gerarda?"

Hej, hej hej!
Wspominałam wam, że mam pomysł na nowe opowiadanie.. Akuku xD
Na pewno zauważycie powiązanie do "How I met your mother" Ale no kocham ten serial i nie mogłam się powstrzymać xd
Wybaczcie mi smutne zakończenie I brught you my bullets, you brought me your love, ale nie miałam pomysłów no... 
Mam nadzieję, że na tym nowym opowiadaniu będziecie ryczeć ze śmiechu czy coś.. xd
Pierwszy rozdział będzie taki krótki, żeby sprawdzić czy to ma w ogóle sens. Więc byłabym wdzięczna gdybyście pisali mi swoje opinie c:
Z dedykacją dla Agaty, która jest moją inspiracją <3
P.S. Opowiadanie może być bardzo zboczone, momentami głupie, lub może być mnóstwo przekleństw. 
__________________

2030 rok
Drogie dzieci, myślę, że jesteście już na tyle dojrzałe by dowiedzieć się, jak poznałem waszego ojca. Historia jest dosyć dziwna, ale myślę, że was zaciekawi. 
Więc, zacznijmy...
Cała historia ma początek w roku 2013. Miałem wtedy 22 lata, mnóstwo ambicji, pracę w Mc'Donaldzie i... No cóż. Byłem singlem. Mieszkałem razem z moim przyjacielem ze szkoły Ray'em, oraz jego dziewczyną Christą. Ray również miał mnóstwo ambicji, ale żaden z nas nie miał chęci. 
Mój drugi najlepszy kumpel, Jared, miał się o wiele lepiej od nas. Mieszkał w jakimś wypasionym mieszkaniu, do którego z Ray'em wpadaliśmy, żeby oglądać mecze, czy Szybkich I Wściekłych. Dziewczyny zmieniał jak rękawiczki i pomagał mi w poszukiwaniach tej jedynej. Nikomu nie chciał zdradzić czym się zajmuje, ale nas w sumie mało to interesowało. 
Najważniejszymi rzeczami w moim życiu było robienie hamburgerów i spędzanie czasu ze znajomymi. Nie myślałem wtedy o poważnych związkach. 
Ja, Jared, Ray i Christa mieliśmy swój ulubiony bar, do którego chodziliśmy prawie codziennie. Jared wyrywał tam dziewczyny, ale zazwyczaj po prostu piliśmy sobie piwo. 


  Moje włosy przechodziły różne metamorfozy...
Może dlatego nie mogłem zdobyć lepszej pracy...
I dziewczyny. 
Z Jaredem

Z Ray'em i jego afro
Nie myślałem o swoim życiu towarzyskim, dopóki Ray nie powiedział mi, że myśli o zaręczynach z Christą. Wtedy zapaliła się u mnie taka lampka, "Hej, może ty również powinieneś sobie kogoś znaleźć?! Masz 22 lata i jesteś singlem!". I właśnie w tym dniu, rozpocząłem poszukiwania przyszłej pani Way. Tylko u mnie był pewien problem... Jeśli chodziło o dziewczyny, to nie miałem zbytnio szczęścia. Głównie dlatego, że za dużo myślałem, a za mało robiłem. Albo podobały mi się dziewczyny, które były niedostępne, były w związkach i tak dalej, albo okazywało się, że to debilki, gwiazdy porno, psychopatki i takie tam.
 Postanowiłem zadzwonić do Jareda, bo to on był mistrzem w podrywaniu dziewczyn, i poprosiłem go o spotkanie w naszym ulubionym barze.W sumie, nawet nie wiedziałem, czemu dziewczyny tak leciały na Jareda. Czasami zachowywał się jak skończony debil, podrywał dziewczyny tekstami w stylu "Jestem Jared, zapamiętaj to imię, bo niedługo będziesz wykrzykiwać je przez całą noc" lub "Ta sukienka świetnie na tobie leży, ale lepiej będzie wyglądała, leżąc na podłodze w mojej sypialni" a one i tak na niego leciały. Naprawdę, nie wiedziałem jak on to robił. Twierdził, że to jego uroda i urok osobisty.
Siedziałem z Jaredem przy naszym ukochanym stoliku i piliśmy drinka. 
-A ta dziewczyna?- mruknął mój kumpel, kiwając głową, w stronę dziewczyny która właśnie weszła do baru
-To, że szukam dziewczyny, to nie znaczy, że będę jej tak desperacko szukał- spiorunowałem go wzrokiem
Chłopak przewrócił oczami i zaczął obracać szklankę w palcach. 
-To może zagramy w grę "Poznałaś już Gerarda?" ?- uśmiechnął się
"Poznałaś już Gerarda?" polegało na tym, że Jared podchodził do wybranej dziewczyny, pytał "Ślicznotko, poznałaś już Gerarda?", wycofywał się i ja zagadywałem do dziewczyny. Gra zazwyczaj nie przynosiła żadnych korzyści, a czasami nawet źle się to kończyło, np. zostałem oblany drinkiem, lub oberwałem z liścia. A czyja to była wina? No oczywiście kochanego Jareda. Ale on czerpał z tego satysfakcję i przez kilka dni potrafił mi wypominać "Ej, a pamiętasz jak ta dziewczyna przywaliła ci z prawego sierpowego i to tak mocno, że zaryłeś mordą o podłogę?". Chuj. 
-Gerd, jeśli będziesz tak bezczynnie siedział, to okazja przejdzie ci koło nosa. 
Miał rację. Miałem nadzieję, że zobaczę jakąś dziewczynę i po prostu poczuję, że to właśnie ta. Że to ta jedyna. Że spojrzę na nią i pomyślę "To właśnie z nią chcę spędzić resztę życia".
I właśnie wtedy ją dostrzegłem. Przy barze siedziała dziewczyna o długich blond włosach... Nie byłem w stanie powiedzieć jakiegokolwiek słowa. Była po prostu taka piękna...
-Jared... Dziewczyna przy barze...- szepnąłem
Chłopak odłożył szklankę na stolik i delikatnie obrócił się w stronę baru. W jego oczach dostrzegłem błysk. 
-Idź! Zagadaj do niej! Już! Teraz! Natychmiast! Rusz dupę debilu! Jak ty do niej nie podejdziesz, to ja to zrobię! Może to akurat ta której szukasz!
-Podejdę i co mam powiedzieć? -przeraziłem się
-No nie wiem... Może... "Oj mała gdybyś była rzodkiewką już dawno bym Cię wyrwał."
-Nie jestem tobą- stwierdziłem 
Jared westchnął, pociągnął mnie w stronę baru i stanął obok dziewczyny. 
-Hej... Poznałaś już Gerarda? -spytał i odszedł, zostawiając mnie z dziewczyną
-Cześć...- mruknąłem lekko speszony zaistniałą sytuacją 
-Hej- powitała mnie z szerokim uśmiechem- Jestem Avril. I niech zgadnę... Ty jesteś Gerard- mrugnęła do mnie
-Zgadłaś- uśmiechnąłem się- Postawić ci drinka?
-A poproszę... 
No i tak się zaczęła moja znajomość z Avril. Wypiliśmy kilka drinków, porozmawialiśmy i umówiliśmy się na randkę. 
Pierwsza kandydatka na panią Way.

poniedziałek, 9 września 2013

XVII. "Cancer"

 Okay, okay. 
Po 1. Jest to ostatni rozdział
Po 2. Pisany na szybko, bo Ola chce mnie zajebać

Po 3. Mam pomysł na nowe opowiadanie
Tyle w temacie ;_;
___________________


Frank
Kiedy się obudziłem było już grubo po 16. Głowa mnie napierdalała, byłem zmęczony i dosłownie nic mi się nie chciało. Ale zadzwonił Ray, mówiąc, że ma nam do pokazania coś przezabawnego. Więc o 20 umówiliśmy się na piwko w domu Gerarda.
Próbowałem sobie przypomnieć co działo się na imprezie, ale naprawdę nic nie pamiętałem.
W końcu spotkaliśmy się u Gee. Ray od razu zapytał nas czy pamiętamy co działo się na imprezie. Ja od razu zaprzeczyłem, a Gerard tak jakby pierwsze próbował sobie coś przypomnieć, a dopiero po chwili zaprzeczył .
-Ja też bym nie pamiętał, ale znalazłem ciekawe zdjęcia na telefonie...- uśmiechnął się Ray
Zauważyłem, że twarz Gerarda momentalnie się zmieniła. Wyczytałem coś w stylu przerażenia i załamania. Natychmiast sięgnął po kolejną butelkę piwa i wypił połowę.
-No pokaż...- mruknąłem
-No to patrzcie -Ray pokazał w naszą stronę telefon z faktycznie dosyć ciekawymi zdjęciami






-Ray, błagam Cię... -westchnął Gee- Usuń to. Po prostu usuń.
Ray spojrzał pytająco na mnie. Zrobiłem łyk piwa i wzruszyłem ramionami. Nie miałem u niego szans, to było jasne. Jak słońce. Chciał sobie ułożył życie z jakąś dziewczyną, nie z kimś takim jak ja. Nie z kimś, kto go zranił, po prostu zostawił po tych wszystkich cudownych chwilach.
-Na ile jeszcze zostajecie? -zmieniłem temat
-Ja wyjeżdżam pojutrze. -odparł Gerard
-Ja prawdopodobnie też. -odpowiedział Ray- To co... Dzisiaj ostatnia wspólna impra?
Spojrzałem na Gerda. On tylko zaprzeczył głową. Cały czas unikał patrzenia w moją stronę. Czy moim wczorajszym wyznaniem, że go kocham, straciłem szansę na przyjaźń? Trzeba było się zamknąć. Ray chyba zauważył, że chyba potrzebujemy chwili dla siebie, więc stwierdził, że idzie do domu, bo się strasznie źle czuje po imprezie. Ja i Gerard przez jakieś 10 minut siedzieliśmy w ciszy. Chciałem coś powiedzieć i przerwać panującą ciszę, ale naprawdę nie wiedziałem co.
-Idę się przejść... Jeśli chcesz ze mną pogadać czy coś, to możesz pójść ze mną- odezwał się w końcu Gerard
-Pójdę z tobą...- mruknąłem
-Akurat będzie zachód słońca- szepnął
Zdziwiło mnie to zdanie, no ale pewnie po prostu się przesłyszałem.
Zaczęliśmy spacerować brzegiem morza i patrzyć na zachodzące słońce. Cały czas spoglądałem na chłopaka, ale trudno było mi cokolwiek wyczytać z jego twarzy. Szliśmy w milczeniu, podziwiając zachodzące słońce. Robiło się coraz chłodniej, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Kiedy w końcu postanowiłem powiedzieć jakiekolwiek słowo, Gee zatrzymał się i popatrzył wprost na mnie.
-Frank... Jest coś co naprawdę, powinieneś wiedzieć... -zaczął, a ja spojrzałem na niego pytająco- Kocham cię, ale nie mogę do ciebie wrócić...
-Czemu?
Chłopak zasłonił usta i zakaszlał kilkakrotnie. Potem położył dłoń na klatce piersiowej i kontynuował:
-Jestem chory.
-Okay... Co ci jest?
Dostrzegłem w oczach chłopaka łzy. Szybkim ruchem ręki starł je, kiedy zaczęły spływać po policzkach. Zaczął unikać mojego wzroku.
-Gee...- chwyciłem go za rękę- Powiedz mi.
W końcu po chwili spojrzał na mnie.
-Mam raka płuc.
Zaskoczony nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa. Wpatrywałem się w niego w milczeniu. Chłopak z którym kiedyś chciałem spędzić całe życie, jest chory. Nieuleczalnie chory.
-Ale... Przecież przez cały ten tydzień imprezowaliśmy, paliliśmy...- wydusiłem
-Bo... Skoro i tak mi niewiele zostało, to chcę korzystać z życia na maksa- mruknął
Poczułem jak kilka łez spływa po moich policzkach. Położyłem dłoń na jego policzku i przybliżyłem do niego. Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy, jednak po chwili delikatnie musnąłem jego usta.
-Frank...
-Chcę sprawić, aby twoje ostatnie miesiące, były jak najlepsze- uśmiechnąłem się przez łzy
Nie czekałem na jego reakcje, tylko wpiłem się w jego usta. Było tak jak dawniej. Zapomniałem o całym świecie, o tym, że chłopak którego kocham jest chory. Liczyło się tylko to, że jesteśmy razem. Że właśnie się całujemy.

Przez kilka kolejnych miesięcy sprawiałem, aby czuł się jak najlepiej. Zabierałem go w różne miejsca, które zawsze chciał zobaczyć. Zawaliłem naukę, ale liczył się tylko on.
Aż w końcu pół roku później odbył się pogrzeb Gerarda. Nie wygrał z tym.
Jedyne co mi po nim pozostało, to były najwspanialsze wspomnienia, jego teksty piosenek pisane z myślą o mnie i wszystkie te wspólne zdjęcia. Tęsknie za nim.

poniedziałek, 2 września 2013

XVII. "Every hit hurts like your kiss, like a needle to a vein"

Okay... Rozdział jest krótki i wybaczcie mi to, ale naprawdę nie miałam nic więcej do opisania.
Myślę, że rozdziały będą się pojawiały regularnie w weekendy, bo wiecie... Szkoła ;_;
Dziękuję za to całe wasze wsparcie i tak dalej... No i... Myślę że zbliżamy się do końca. Ale nie martwcie się zbytnio, bo chyba mam nowy pomysł na opowiadanie XD
Miłego czytania XD
___________________ 


Gerard
Leżeliśmy z Frankiem bardzo blisko siebie. Jego drobne ciało przylegało do mojego.Chyba już przestał płakać, ale nadal nie wypuszczałem go ze swoich ramion.
-Gee..
-Hm..?
-Bo ja...
-No co?- ponagliłem go
-Chcę cię poczuć...
-Frankie, jestem przy tobie- uśmiechnąłem się
-Nie, Gee. Nie rozumiesz. Ja chcę się z tobą kochać.
Delikatnie odsunąłem się od niego. Spojrzał na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. Wiedział, że ja też tego chcę. Powstrzymywała mnie tylko jedna myśl. Czemu miałbym sobie niszczyć związek z Lindsey?
Zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta. Brakowało mi jego delikatnych pocałunków. Jednak po chwili zaczął rozpinać pasek moich spodni.
-Nie, Frank. -wstałem z łóżka- Później będziesz tego żałował.
-Nie będę, bo cię kocham
-Nie, przestań- machnąłem na niego ręką i zacząłem spacerować po pokoju- Zdrzemnij się, przemyśl to wszystko...- wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów
-Gee... A ty mnie kochasz? -spytał nagle
Zapaliłem papierosa i przyglądałem mu się w milczeniu. Czy go kochałem? Odpowiedź była oczywista. Mimo całej tej krzywdy jaką mi zrobił, wiedziałem że odpowiedź będzie brzmieć...
-Tak.- odpowiedziałem po chwili- Ale nie chcę przeżywać tego jeszcze raz.
-Gerard, wybacz mi..- zaczął
-Przestań... -mruknąłem- Ty wiesz co się ze mną działo?! Gdzie ty kurwa byłeś wtedy kiedy cię potrzebowałem?! Obściskiwałeś się z Hayley! Byłeś szczęśliwy! A ja chciałem umrzeć!
Ze złością zrzuciłem z szafki telefon i inne rzeczy.
 -Idę się przejść- mruknąłem- A ty się lepiej zdrzemnij.
Wyszedłem z sypialni i dostrzegłem kogoś kogo w tej chwili naprawdę nie chciałem widzieć. Lindsey stała kilka metrów ode mnie z obrażoną miną, przytupując nogą. Miałem nadzieję, że nie słyszała tej rozmowy. Ale z drugiej strony nie chciałem jej oszukiwać. Właściwie to sam nie wiedziałem czego chcę. Gorzej jak baba w ciąży. Ale w tych włosach wyglądam trochę jak baba...Gerard, co? Powinieneś być w tej chwili poważny.Wziąłem głęboki wdech i czekałem na jakiś jej ruch.
-Słyszałam waszą rozmowę...- zaczęła
A więc jednak. No cóż... Chyba rozstania nadszedł czas. Przecież nie mogę jej wiecznie oszukiwać. Moje sumienie mi na to nie pozwala. Ale jednocześnie nie chciałem, żeby odeszła. Ale przecież nie mogę mieć ich obu. Tylko kto jest dla mnie ważniejszy? Frank, dzięki któremu zrozumiałem co to miłość, ale przez którego potem cierpiałem czy Lindsey, która cierpiała przeze mnie, a potem pomogła mi wyjść z depresji? Gdyby nie ona, to pewnie nadal siedziałbym zamknięty w pokoju, albo co gorsza w grobie. Ale jednak Frank... Nadal pamiętam wszystkie chwile spędzone z nim. Nadal pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Jak wpadliśmy na siebie na korytarzu i od razu się znienawidziliśmy. A potem połączył nas wspólny wróg... Staliśmy się przyjaciółmi, chodziliśmy razem na imprezy. Potem ta pamiętna sylwestrowa noc... I nasz pierwszy raz na trzeźwo w piwnicy szkolnej... Wszystkie te piosenki jakie dla niego napisałem, nadal mam w swoich papierach....
-Ty go nadal kochasz? -spytała, choć bardziej zabrzmiało to na stwierdzenie
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a w żołądku odbywała wojna stulecia. Zaschło mi w gardle i nie byłem w stanie nic powiedzieć. Nawet nie wiedziałem co jej odpowiedzieć. Mogłem odpowiedzieć "Tak", ale wtedy na pewno bym ją stracił, a tego nie chciałem. Mogłem też odpowiedzieć "Nie", ale wtedy bym ją oszukał, czego również nie chciałem.
-Nic nie mów.- machnęła ręką, widząc moje starania- Rozumiem.
-Lindsey... Przepraszam
-Rozumiem. Wróć do niego. Oboje tego chcecie. Nie będę wam stawać na drodze.
Wyszła trzaskając drzwiami.
Kurwa. Jak zawsze wszystko zjebałem. Ale... Czy naprawdę powinienem dawać Frankowi drugą szansę? Przecież zostawił mnie dla innej. Cierpiałem przez niego. A jeśli za jakiś czas sytuacja się powtórzy? Jeśli znowu Frank znajdzie sobie jakąś dziewczynę? Ale... On był dla mnie ważny przez cały ten czas. Zawitał w moim sercu kilka lat temu i najprawdopodobniej zostanie tam już na zawsze.Błagam, niech mi ktoś da jakąś wskazówkę, bo sam sobie kurwa nie poradzę. Przydałyby mi się teraz jednorożce Mikey'go. A może by tak zadzwonić do Mikey'go... Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nienienienienie. Skąd w ogóle do głowy przyszedł mi plan, żeby dzwonić do tego ułoma, pogrążonego w świecie jednorożców i tosterów? Pierwsze jego słowo to nie było "Mama" tylko "Jedniojozieć". To nie jest normalne. Więc nie będę dzwonić do kogoś tak tępego i pytać co powinienem zrobić ze swoim życiem. Po za tym mama mi powiedziała, że ten kretyn stoi pod domek i wróży z pluszowych jednorożców. Naprawdę nie wiem, po kim on odziedziczył taką głupotę. I cieszę się, że ja jej nie mam.
Z moich dziwnych  rozmyślań wyrwał mnie telefon.
-Halo...?
-Gerd! Mam plan nie do odrzucenia! Zabieraj Franka i ruszamy na imprę!- zaproponował Ray
-... Okay- mruknąłem. Może impreza to to czego obydwoje potrzebujemy?- Tylko spróbuje zmyć te włosy.

Rano obudziłem się u siebie w domu. Nawet na łóżko się doczołgałem. Wziąłem do ręki telefon i zauważyłem że jest 16.
-Wow, tak długo spałem?- zdziwiłem się
Przez przypadek kliknąłem galerię. Jedyna myśl jaka przyszła mi do głowy po zobaczeniu zdjęć to była "O kurwa, następnym razem się nie upijam".


Na początku wszystkie zdjęcia były takie normalne...




  
Ale potem...