niedziela, 21 września 2014

"50 shades of Way". Rozdział 3.



 Wybaczcie, że w zeszłym tygodniu nic nie dodałam, ale jakoś nie miałam czasu.
A teraz tonę w chusteczkach bo katar i męczę się nad błędami w tym fragmencie XD No ale powinno być okay.
Życzę miłego czytania i mam nadzieję że się podoba. Dziękuję za komentarze do poprzedniego rozdziału i mam nadzieję, że teraz również mogę liczyć na wasze wsparcie :D
xoxo Chora Demolition Puppy
______________________

"Maybe tonight I'll call ya. After my blood turns into alcohol."
-Ed Sheeran "Give me love"

Przez kolejne dni byłem w pełni skupiony na nauce i kompletnie zapomniałem o Gerardzie. Jednak pewnego dnia, kiedy wróciłem po pracy do domu, pod drzwiami leżała jakaś paczka. Nie było napisane od kogo, ale zainteresowany wziąłem ją do środka i szybko rozpakowałem. Dostałem kilka książek nieznanych mi autorów, jednak po opisie mogłem stwierdzić, że będą ciekawe. I wtedy dotarło do mnie, że przecież Way polecił mi właśnie kilka z nich. Kazał mi się z nim nie widywać, a teraz nagle wysyła mi książki? I to nie byle jakie, bo z tego co widzę są to jakieś specjalne egzemplarze, które musiały kosztować majątek.
Wziąłem pierwszą książkę do rąk i popatrzyłem na okładkę. Dany egzemplarz miał twardą okładkę i z opisu fabuły z tyłu książki wynikało, że na nią mógłbym wydać spokojnie połowę mojej pensji. A co dopiero można powiedzieć o pozostałych… Moja duma mogłaby na tym ucierpieć (choć bądźmy szczerzy, ja nie mam dumy), ale wypada podziękować Gerardowi za ten prezent. Z książki kontaktowej telefonu wybrałem numer Way’a. Zastanowiłem się przez moment czy zadzwonić do niego, czy lepiej wysłać wiadomość. Wybrałem to drugie, nie miałem na tyle siły i odwagi by znów usłyszeć jego głos i w dodatku racjonalnie reagować.
Już zacząłem pisać wiadomość, kiedy przemyślałem całą sprawę i uznałem, że w zasadzie nie ma po co. Jasne, to cholernie miłe z jego strony, że podarował mi takie książki, ale stwierdził, że lepiej będzie jeśli zaprzestaniemy się spotykać, więc po co wysłał mi prezent? Odłożyłem telefon, razem z paczuszką i postanowiłem się przespać, padnięty po całym dniu pracy.
I w końcu nadszedł dzień tych pieprzonych egzaminów. Dzięki Bogu Gerard nie siedział wtedy w mojej głowie, przez co mogłem spokojnie odpowiedzieć na wszystkie pytania. Skończyłem kilka minut przed czasem i zdążyłem dwa razy sprawdzić swoje odpowiedzi. Poszło mi nieźle, jeśli mam być szczery.
Zadowolony z mojej pracy wyszedłem z pokoju egzaminacyjnego i poszedłem w stronę metra. Dzisiaj byłem na tyle zestresowany, że wolałem nie jeździć autem po drodze, bo znając moje szczęście na pewno spowodowałbym jakiś wypadek. Dawno nie jeździłem metrem i będąc w podziemiach przypomniałem sobie słodki urok bycia gówniarzem. Jeździłem metrem jeszcze gdy miałem 16 lat. Wtedy nic mnie nie obchodziło, jedynie by ledwo zdać do następnej klasy. Białe światła przyprawiały mnie zaś o klasyczny ból głowy, który orientalnie zgrywał się z muzyką grających na gitarze bezdomnych. Tego klimatu nie da się zapomnieć.
O godzinie dwudziestej zadzwonił do mnie Matt i zapytał czy nie mam ochoty opić egzaminów. Oczywiście pomysł bardzo mi się spodobał i już pół godziny później byłem z nim i Alanem w klubie. Zazwyczaj się nie upijam do nieprzytomności, ale tej nocy już wszystko było mi obojętne.
Także po dwóch godzinach byłem już dosyć nietrzeźwy, tak jak moi kumple.
-Fraaank, przynieś jeszcze piwko. -poprosił Alan
Normalnie bym się nie zgodził, ale i tak musiałem skorzystać z toalety, więc w drodze powrotnej wziąłbym piwo. Odszedłem od naszego stolika i stanąłem w kolejce do kibla, która chyba ciągnęła się w nieskończoność. Nie wiem dlaczego, ale nagle przypomniały mi się książki, które dostałem od Gerarda, a ponieważ byłem odrobinę wstawiony, postanowiłem do niego zadzwonić.
-Iero, to ty? -usłyszałem
-No cześć. -odparłem chichocząc pod nosem
-Czemu dzwonisz? Gdzie jesteś?
-Eeeej, chwila to ja tu mam zadawać pytania. -paplałem nadal się głupio śmiejąc
-Jesteś pijany? Jak wrócisz do domu? -zapytał z troską, a ja nie miałem zamiaru odpowiedzieć. -Frank, gdzie jesteś?
Powoli przesunąłem się w stronę kibla i próbowałem sobie przypomnieć o czym miałem rozmawiać z czarnowłosym.
-Frank kurwa mać gdzie jesteś?!
-W barze. -odparłem wymijająco i zacząłem żałować, że w ogóle wybrałem jego numer. Ta rozmowa kompletnie nie przebiegała po mojej myśli. -Dobra, idę do kibla, pa.
Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Po skorzystaniu z toalety, kiedy stałem przy barze i czekałem na piwo, poczułem wibracje telefonu.
-Taaaak?
-Jadę po ciebie.
Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon, w razie gdyby Gerard znów chciał do mnie dzwonić. Nie docierały do mnie sygnały z zewnątrz i akurat to, że Gerard tu przyjedzie było mi w tym momencie obojętne. Wróciłem do stolika przy okazji zahaczając o bar z piwem. Alan widząc kolejne puszki piwa w mojej dłoni zagwizdał na mój widok i zabrał dwie z nich. Usiadłem między nim a Matty'm i zacząłem pić już 4 z kolei mocne piwo. 
-Wiesz co Frank? - zaczął bełkotać Alan - Jesteś niesssamowicie sseksowny
Kurwa temu panu już nie dajemy alkoholu. Mieszanie alkoholu to był beznadziejny pomysł, bo nagle zrobiło mi się cholernie niedobrze. Postanowiłem możliwie szybko wyjść z baru i zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie zauważyłem, że razem ze mną wyszedł również Alan. Znalazłem się przed wejściem do baru i zrobiłem kilka głębokich wdechów, mając nadzieję, że mój żołądek się uspokoi.
Nagle poczułem jak Alan obejmuje mnie swoim ramieniem i przyciąga bliżej.
-Puszczaj mnie. -wydusiłem totalnie niezadowolony z zaistniałej sytuacji
-Mogę liczyć na małego buziaka Frankieee?
-Nie. Puść mnie!
Próbowałem się wyszarpać, ale każdy mocniejszy ruch kończył się fikołkiem mojego żołądka. Nie miałem siły go od siebie odepchnąć, ale ani mi się śniło lizać z tą paskudą. Nagle mój znajomy został mocno odepchnięty, choć nie bardzo mogłem dostrzec przez kogo bo wtedy zacząłem wymiotować. Po kilkunastu sekundach przy moim boku ktoś się pojawił i miałem głęboką nadzieję, że to nie Alan. Kiedy opróżniłem cały żołądek i zdołałem się wyprostować, ta sama postać podsunęła mi chusteczkę. Otarłem nią usta i wreszcie odważyłem się spojrzeć na swojego bohatera. Way.
-Co ty tu robisz? - Zapytałem przecierając swoje spocone czoło. Gerard położył dłoń na moim ramieniu lekko mnie podtrzymując po czym objął mnie drugą ręką na boku. 
-Mówiłem, że przyjadę - Powiedział podtrzymując mnie o holując w stronę swojego srebrnego Porshe. - A teraz jedziemy do mnie. 
Pozwoliłem mu, by zaprowadził mnie do swojego auta i przy okazji swojego drogiego apartamentu. Wiedziałem, że to tym gorzej dla mnie, lecz nie miałem siły i może nawet ochoty protestować.
Po tym jak wsiadłem do auta kompletnie odpłynąłem.
Kiedy się obudziłem słońce wpadało przez nie do końca zasłonięte okno. Byłem... na pewno nie u siebie. Leżałem na dużym łóżku z czarną pościelą. Co gorsza: miałem na sobie tylko bokserki. Po dłuższych przemyśleniach doszedłem do wniosku, że to musi być apartament w hotelu. Chciałem wstać, ale wtedy do pokoju wszedł Way ze szklanką soku.
-Dzień dobry. -odparł z uśmiechem. Przysiadł na skraju łóżka i podał mi szklankę.
-Czy my...? -zacząłem, jednak nie umiałem dokończyć pytania. Na szczęście Way idealnie mnie zrozumiał.
-Skądże! Byłeś tak nieprzytomny, że myślałem że umarłeś. A nekrofilia mnie nie kręci. -promiennie się uśmiechnął i gestem ręki nakazał mi wypić napój.
Odetchnąłem na wieść, że między nami do niczego nie doszło. Choć mogłoby być ciekawie. Nie Frank, niech twoje myśli nie idą tym tokiem.
Zgodnie z jego zaleceniem wypiłem sok, a potem podałem mu szklankę.
-W takim razie gdzie są moje ciuchy? -zapytałem
-Oddałem do pralni. Zarzygałeś sobie spodnie, a koszulkę miałeś przepoconą. Kupiłem ci nowe ubrania, mam nadzieję, że będą pasować. -odpowiedział i wstał z łóżka. -Ah, no i śniadanie już gotowe.
Byłby idealnym mężem dla swojej żony albo partnerem dla swojego kochanka. Ale zdążyłem oprzytomnieć i uświadomiłem sobie, że znów jestem w punkcie wyjścia. Miałem nie spotykać się z Gerardem, a tymczasem on mnie ratuje upitego w 4 dupy przed napalonym Alanem i zawozi do domu... Właśnie, co z Alanem?! 
-Dziękuję ci, nie musiałeś. Wystarczyło mnie odwieść do domu, i tak sprawiłem ci niezły kłopot tym telefonem - rzuciłem zażenowany zakrywając się czarną pościelą. 
-Zgłupiałeś do reszty? Nie trafiłbyś żywy do tego domu. Poza tym, kto wie co by się stało, gdybym nie przybył na czas i nie przerwał twojemu kumplowi...
Przytaknąłem głową, a potem zapytałem czy mogę wziąć prysznic. Way oczywiście się zgodził i wskazał mi drogę do łazienki, oraz podał mi nowe ciuchy. Widząc metki w momencie zakręciło mi się w głowie. Kupił mi rzeczy w takim sklepie, w którym zapewne nie byłoby mnie stać nawet na skarpetki. Boże, ten facet wydaje na mnie masę pieniędzy. Wziąłem szybki prysznic i założyłem swoje nowe, jakże drogie, ubrania. Pasowały idealnie.
Way siedział przy stoliku w kuchni i czytał jakąś gazetę. Usiadłem obok niego, lekko skrępowany, bo mimo wszystko przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu sprawiało mi trudności.
-Dziękuję za książki. -odezwałem się, a on zareagował na to uśmiechem. -Właściwie, czemu mi je przysłałeś?
-W ramach przeprosin. -odparł i odłożył gazetę. Nalał sobie do szklanki soku pomarańczowego i zrobił łyka. -Jak trzymałem cię w ramionach to aż słyszałem twoje myśli, które błagały o to, żebym cię pocałował. -na mojej twarzy pojawiły się rumieńce, jednak Gerard kompletnie nie zwrócił na to uwagi i kontynuował. -I przez to zrobiło mi się głupio, że tak nagle urywam kontakt.
-To bardzo miłe z twojej strony - Odpowiedziałem. Znów zapadła ta niezręczna cisza. Gerard przygotowywał sobie w swoim ekspresie kawę a ja wciąż siedziałem zamurowany z rumieńcami na twarzy. .Może powinienem już wyjść? - I to nie tak z tym pocałunkiem... Znaczy wiesz... - zacząłem się niemiłosiernie jąkać i przeklinać w myślach, że nie studiuję aktorstwa. Gerard podniósł swój wzrok na mnie i cicho zaśmiał się pod nosem. 
Wstał z krzesłu i ogarnął opadające kosmyki włosów. Podszedł do mnie na tyle blisko, że mogłem dostrzec wszystkie szczegóły i rysy na jego twarzy dokładnie jak ostatnim razem. 
-Załóżmy, że nie wiem. To jak to jest?
-Nnooo... To nie tak, że jestem w tobie zakochany czy coś... Po prostu byłeś blisko, a mnie naszła ochota. -mruknąłem i zabrzmiało to chyba w miarę przekonująco, bo Way wrócił do przygotowywania swojej kochanej kawy.
Długo się nad czymś zastanawiał, a w końcu powiedział:
-Jeśli nie masz nic przeciwko to dziś wieczorem zabiorę cię do mojego mieszkania. Pokażę ci, dlaczego nie chciałem, żebyś się ze mną spotykał. I przy okazji pokażę ci pewne dokumenty, które chciałbym abyś podpisał.
Zaskoczony przytaknąłem głową. Z jednej strony naprawdę nie chciałem mieć z tym człowiekiem nic wspólnego, ale z drugiej był cholernie pociągający i nie śmiałem mu odmówić. I chciałem wiedzieć co takiego skrywa.
-Zjedz śniadanie i odwiozę cię do domu. -polecił, a ja nie śmiałem mu odmówić. Chciał sprawować kontrolę również nade mną. Póki co wychodziło mu to całkiem nieźle.
W pośpiechu zjadłem kanapkę z serem i wypiłem herbatę, którą Gerard kupił specjalnie dla mnie. Potem wyszliśmy z apartamentu i ruszyliśmy w stronę wind. Way przycisnął guzik i już po kilku sekundach podjechała winda, całkiem pusta. Weszliśmy do środka i czarnowłosy wcisnął przycisk z numerem piętra.
-Chrzanić dokumenty. -mruknął pod nosem, a ja zdziwiony spojrzałem w jego stronę nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Jednak wtedy on rzucił się na mnie, przygniatając mnie do ściany i wpijając się mocno w moje usta. Moje ręce uniósł do góry, trzymając je w żelaznym uścisku, tak że nie mogłem go przyciągnąć bliżej siebie, ani nawet zatopić palców w jego czarnych włosach. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, a ja rozchyliłem usta, co on od razu wykorzystał. Jego język dokładnie penetrował wnętrze moich ust, a ja zapragnąłem go jak jeszcze nikogo wcześniej. W końcu rozległ się charakterystyczny dzwoneczek i Way oderwał się ode mnie. Chwyciwszy mnie delikatnie za rękę wyprowadził mnie z windy i poprowadził w stronę swojego samochodu.
Pobiegłem tuż za nim do auta i posłusznie wsiadłem na miejsce pasażera. Gerard za moment siadł za kółkiem i wyruszył z piskiem opon. Przez kilka minut jazdy nie odezwaliśmy się ani słowem. Serce wciąż mocno biło z nadmiaru wrażeń. Budzę się półnagi w jego apartamencie, potem ta gadka o dokumentach i na sam koniec przygoda w windzie. 
- A kiedy będziesz mógł mi powiedzieć o tych dokumentach? - Zapytałem nieśmiałym tonem z obawą, że poruszyłem niechciany temat. 
Gerard skupiony na drodze nie oderwał wzroku z asfaltowej powierzchni i jedynie rzucił obojętne "Cierpliwości". Spojrzałem na schowek i zauważyłem kilka płyt ułożonych w stosik. Ciekawość jednak jest cechą idiotów. Spojrzałem na opakowania i dostrzegłem dobrze znane mi logo. 
-Misfits? Też słucham! - Zachwyciłem się. Zawsze mnie podświadomie ciekawiło, czego taki znany biznesmen może słuchać, ale tego co odkryłem mnie całkowicie zaskoczyło.
Poza tym miał również płytę Kings Of Leon, oraz jakąś składankę podpisaną "Mozart". Czyli słuchał trochę wszystkiego. Włożyłem płytę Misfits do odtwarzacza, jednak długo nie nacieszyłem się piosenką, gdyż rozległ się dźwięk jego telefonu, więc Way wcisnął pauzę.
-Cześć Bob. -mruknął do telefonu. -Słuchaj potrzebuję Mansona, na 20... No dzisiaj. Może być z mojej firmy. Dasz radę? Super.
Żadnego "dziękuję", czy chociaż "miłego dnia". Te słowa zupełnie nie pasowały do Gerarda. I ciekawe kim jest ten cały Manson. Nie chciałem już wyjść na takiego ciekawskiego, więc przemilczałem sprawę.
-To chyba tutaj - Mruknął Gerard gdy podjechał swoim autem pod mój blok. Skąd on mógł wiedzieć gdzie ja mieszkam? No tak, jest bogaty i może wszystko. Obudź się idioto. 
-Tak. Dziękuję za podwózkę - Wymamrotałem i wysiadłem z Porshe. Zanim jednak zdążyłem wysiąść Gerard rzucił "Czekaj na mnie o 20" na co tylko skinąłem głową i zamknąłem drzwi. Odszedłem kilka metrów pod swoją klatkę i zacząłem się mocno zastanawiać, w jakie gówno się wpakowałem. Nie wiem czy mogę zaufać Way'owi. Wygląda na bardzo stanowczego mężczyznę i zachodzenie z nim w dalsze i głębsze relacje może być dla mnie niebezpieczne, lecz to co ze mną zrobił po dzisiejszej nocy też wywarło na mnie duże znaczenie. Ale tego już sobie nie przetłumaczę bo jestem kurwa debilem. W mieszkaniu jak zwykle panował u mnie niezły bałagan a na stoliku sterta notatek, gazet i otwarty laptop. Włączyłem go, po czym złapałem się znerwicowany za głowę. -Kurwa, wisi mi na jutro reportaż! Ja pierdolę - Zacząłem głośno na siebie klnąć. Po dobrych kilku samobójstwach popełnionych w mojej głowie zabrałem się do pracy.

sobota, 6 września 2014

"50 shades of Way". Rozdział 2.

Witajcie!
Jak tam szkoła? Chujowo, tak wiem.
Drugi rozdział tego czegoś XD 
Następny rozdział pojawi się chyba w miarę szybko. Anyway, miłego czytania i dawajcie komentarze, bo tracę motywację do pisania :c
xoxo Demolition Puppy
___________________________


"Where are you and I'm so sorry
I cannot sleep I cannot dream tonight
I need somebody an always"
-Blink 182 "I miss you"

Kilka kolejnych dni upłynęło mi całkiem spokojnie. Uczyłem się i chodziłem do pracy. Jednak piątek miał być całkiem inny. Jak co dzień, zjawiłem się w pracy dokładnie o dwunastej i zastałem szefa, więc wymieniłem z nich jakieś uprzejmości. Zaczął się czas remontów, a ponieważ pracowałem w sklepie z artykułami budowlanymi i tego typu bzdetami, był całkiem niezły ruch. Jednak mniej więcej o czternastej wszyscy byli na obiedzie, więc i w pracy panował względny spokój. Do czasu.
Wykładałem na półki farby do ścian, co z moim wzrostem i tymczasowym brakiem drabiny, było cholernie trudne.
-Dzień dobry. -usłyszałem nad uchem i aż podskoczyłem.
Obejrzałem się i dostrzegłem jego. Pana Gerarda Waya.
-Och, dzień dobry. Przepraszam, nie zauważyłem pana...- Odwróciłem się i poczułem jak krew zalewa moje policzki dając rumieńce niczym buraki. Gerard miał na sobie dziś inny strój niż zazwyczaj, czarne stylowe rurki i ciemny płaszcz. Wyglądał, jakby spieszył się na najwyżej spotkanie rodzinne w domu swoich rodziców. 
-To tu pracujesz - Powiedział rozglądając się po półkach wypełnionych farbami od kolorów śnieżnobiałej bieli do intensywnych odcieni brązu i kasztanu. 
-Tak... A co pana tu sprowadza? 
Czarnowłosy znów rozejrzał się po pułkach i zaczął grzebać w swojej czarnej torbie. 
-Szukam farby do pokoju, coś idealnie podchodzącego pod ten kolor - Podał mi kartkę koloru ciemnoczerwonego dorodnego wina. 
Zgadywałem, że może organizuje jakiś pokój wystaw dzieł sztuki w jego domu... A kto go wie, jest bogaty. Przeszedłem prawie na sam koniec długiego pasażu i przyniosłem odpowiednią puszkę z farbą. 
-Ten może być? - Zapytałem i wręczyłem puszkę Gerardowi. Ten spojrzał na nią i porównał do koloru kartki. 
-Pewnie, jest idealny. Dzięki, Frankie.
Poszedłem z nim w stronę kasy nadal odrobinę speszony.
-A jak wywiad? Spodobał się? -zapytał nagle i uśmiechnął się delikatnie
Przytaknąłem głową i nie miałem zamiaru z nim więcej rozmawiać, gdyż tylko zrobiłbym z siebie idiotę, jednak wtedy przypomniałem sobie istotną rzecz.
-Tylko Matt chciałby jakieś zdjęcia czy coś... -mruknąłem, a on spojrzał na mnie zainteresowany. Podał mi swoją kartę kredytową i chwilę nad czymś rozmyślał.
-Jutro mam wolny dzień, możemy się umówić na jakąś sesję. -stwierdził, a ja zaskoczony wysłałem mu pytające spojrzenie. On mówił poważnie? Matt będzie zachwycony! Sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął wizytówkę. -Tu jest mój numer. Zadzwoń wieczorem i się dogadamy.
Oddałem mu kartę kredytową z trudem łapiąc oddech, a potem skierował się w stronę wyjścia. Już się cieszyłem, że to koniec rozmowy z nim, kiedy on się odwrócił i rzucił do mnie:
-Swoją drogą, cieszę się, że Matt nie mógł przeprowadzić ze mną wywiadu.
Po wypowiedzeniu tych słów zniknął za drzwiami sklepu, zostawiając mnie kompletnie wmurowanego.

Kiedy tylko udało mi się wyjść z pracy, postanowiłem pojechać do Matta, który już na szczęście wyzdrowiał, i opowiedzieć mu o dzisiejszej sytuacji.
Opowiedziawszy mu o spotkaniu z Wayem i jego propozycji, mój przyjaciel chwilę siedział zamurowany. W końcu szeroko się uśmiechnął i podziękował. Później zgodnie ustaliliśmy, że poprosimy mojego kumpla Alana, który jest fotografem o zrobienie sesji.
-To teraz dzwoń do Waya! -mruknął Matt i szturchnął mnie łokciem, mrugając porozumiewawczo. Przewróciłem oczami i wyjąłem telefon.
Wybrałem numer i zadzwoniłem. Nie czułem zbyt dużego stresu dopóki nie odebrał.
-Way. -usłyszałem po trzech sygnałach
-Ee... yy... Tu Frank Iero.
Gdy usłyszałem jego prawie mruczący głos wszystkie wnętrzności w moim żołądku wywróciły się na drugą stronę. Teraz, gdy nie widziałem go i nie mogłem skupić się na jego wyglądzie, zająłem się jego głosem. Way był bardzo przystojnym mężczyzną, ale jego głos przebijał wszystko. Był taki pociągający, jakby każde jego słowo miało nutkę erotyzmu w barwie. 
-Ach, witaj Frankie. Jak robimy z tymi zdjęciami?
-Pasuje panu jutro o 10? -z trudem wydusiłem z siebie te kilka słów i przełknąłem ślinę.
Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza, za co dziękowałem, bo mogłem opanować drżenie głosu.
-Tak. Aktualnie mam wynajęty apartament w jednym hotelu, więc może tam odbędzie się sesja?
-Jasne, okay. -odparłem. Dodał jeszcze, że zaraz wyśle sms'a z adresem, a potem podziękowałem mu i wreszcie mogłem się rozłączyć.
Kiedy tylko schowałem telefon z powrotem do kieszeni, sięgnąłem po szklankę wody i w pośpiechu upiłem trzy duże łyki. Zauważyłem, że Matt przygląda mi się lekko zaskoczony, ze swoim podejrzliwym wzrokiem.
-Coś ty taki zestresowany? - Zapytał mnie Matt mierząc wzrokiem. Przez kilka sekund nie odzywałem się i próbowałem doprowadzić do spokoju swój oddech i serce. Kompletnie nie wiedziałem jak mu odpowiedzieć na to pytanie. Zestresowany z powodu rozmowy z Way'em? Wpatrzyłem się w szklankę wody i po chwili przeniosłem swój wzrok na Matta. 
-Nic takiego... - odmruknąłem a moje gęste tłumaczenia przerwał dźwięk telefonu oznajmujący, że przyszła mi wiadomość. Oczywiście nadawcą był Pan Way. Przesłał mi adres apartamentu, w którym jutro mamy się spotkać oraz godziny pracy. Potwierdziłem wszystko i schowałem telefon na dno kieszeni. Dopiero potem zorientowałem się, że jestem cały czerwony na twarzy.
-Muszę już wracać do domu i się pouczyć do egzaminów. -mruknąłem, nim Matt zdążył się jeszcze o coś zapytać. Kumpel na szczęście odpuścił, a ja pożegnałem się i wsiadłem do samochodu.
Następnego dnia ja, Alan i Matt, jechaliśmy razem do hotelu, w którym chwilowo mieszkał Way. Był to jeden z tych hoteli, w których zapewne nie byłoby mnie stać nawet na szklankę wody. Wczoraj dogadaliśmy się z pracownikami i mieliśmy dostać w celu sesji jeden z większych apartamentów. Największy zajął oczywiście Way.
W mniej więcej pół godziny przygotowaliśmy oświetlenie, ustawiliśmy statyw i obgadaliśmy jakie zdjęcia robimy. Miałem właśnie iść po Gerarda, kiedy on pojawił się w drzwiach w swoim eleganckim garniturze, z lekko wilgotnymi włosami. Oparł się o framugę i spojrzał na robotę, którą wykonujemy. Rozejrzał się i jego wzrok zatrzymał się na mnie.
- Całkiem nieźle – mruknął. – Kiedy wszystko będzie gotowe? 
Jego wzrok sparaliżował mnie od szyi w dół, a zimny pot znacząco oblał mi całe ciało. Nie wiem czy kiedykolwiek czułem się bardziej zażenowany. Momentalnie zaschło mi w gardle, jak to zwykle w jego obecności. Wszystkie moje dziwne zachowania sprowadzały się do nazwiska „Way”. -Rozstawimy jeszcze kilka drobiazgów i myślę… 
Zapomniałem języka w ustach, gdy mężczyzna wstał z framugi drzwi zrobił krok w moją stronę, a ja wyczułem zapach jego drogich perfum, zapewne z Sephory, w końcu wszyscy bogaci ludzie tam chodzą. Zaczesał swoje czarne włosy do tyłu i do ust włożył gumę miętową. Wyciągnął swoją dłoń w moją stronę, a ja skupiając wzrok na nim nerwowo przełknąłem ślinę. Jego ręka przeniosła się na moje nieułożone włosy i strzepała z nich białe piórko. 
-Miałeś je we włosach – Wymruczał z małym zadziornym uśmiechem.
Dzięki Bogu w tej samej chwili pojawił się przy nas Matt i Way w momencie przeniósł wzrok ze mnie na kumpla.
-Miło mi pana osobiście poznać. Jestem Matt Mullins. -uśmiechnął się przyjaźnie mój przyjaciel, który najwyraźniej nie był kompletnie zestresowany rozmową z Gerardem. Podał mu dłoń, którą czarnowłosy uścisnął po przywitaniu się. -Już wszystko gotowe. -poinformował i wskazał ręką na ścianę, pod którą miały być zrobione zdjęcia.
Way prowadzony przez Matta ustawił się we wskazanym miejscu, a ja uśmiechnąłem się w stronę Alana, pokazując mu uniesione kciuki. Był dobrym fotografem, ale bardziej zajmował się krajobrazami, aniżeli ludźmi, więc odrobinę bał się, że zdjęcia mu nie wyjdą.
W końcu sesja oficjalnie się rozpoczęła i biznesmen zaczął pozować, a ja bezkarnie mogłem się na niego gapić.
Mężczyzna po każdym udanym ujęciu zmieniał pozę. Na jednej stał oparty o ścianę z wbitym wzrokiem gdzieś w przestrzeń a zaraz na drugiej przeczesywał swoje pięknie wymodelowane włosy. Matty doglądał pracy Alana, a ten co chwila ustawiał obiektyw i poprawiał światło. Mogłem się spodziewać, że zdjęcia wyjdą wręcz idealne. Samą przyjemność sprawiało mi patrzenie na Gerarda, i jeszcze mieli mi za to płacić. Mogłoby być coś lepszego?
Jakieś czterdzieści minut później mieli zrobioną wystarczającą ilość zdjęć i zabrali się za porządkowanie apartamentu. Chciałem pomóc chłopakom, jednak wtedy podszedł do mnie Way.
-Wielkie dzięki za sesję. -odezwałem się i lekko uśmiechnąłem.
Czarnowłosy wzruszył obojętnie ramionami i również się uśmiechnął.
-Masz ochotę pójść ze mną na kawę? -zapytał po chwili milczenia, a ja kompletnie zaszokowany nie mogłem złapać tchu. Spojrzałem na niego, mając nadzieję, że dostrzegę na jego twarzy rozbawienie, które przekona mnie, że to tylko głupi żart. On jednak miał śmiertelnie poważną minę.
-Nie bardzo... Znaczy chętnie bym poszedł, ale muszę się uczyć i nie miałby mnie kto odwiedź do domu... -zacząłem paplać zestresowany.
-Ale panie Iero, nie można się cały czas uczyć. -stwierdził z zadziornym uśmiechem.
- Oczywiście, ale sesja sama się nie zda, a uczelnia… 
-Ależ nalegam. Wezmę odpowiedzialność na siebie, i wykładowcy na pewno zrozumieją jeśli powiemy, że byłeś na kawie z Gerardem Way’em – Odpowiedział posyłając mi kolejny z tych uśmiechów, którym wręcz nie mogłem odmówić. 
-Skoro jest taka sprawa… To z przyjemnością – Odparłem próbując opanować drżenie moich kolan. 
Po kilku minutach cały sprzęt był złożony i mogliśmy się wszyscy pożegnać. Way podszedł do każdego z nas i uścisnął dłoń. 
-To do zobaczenia jutro, Frankie – Posłał mi uśmiech na pożegnanie i wszyscy opuściliśmy jego apartament. 
W drodze na dół przedyskutowaliśmy z chłopakami temat zdjęć, potem na parkingu rozeszliśmy się w swoje strony. Dopiero w moim aucie zacząłem się zastanawiać, ile znajomości musi mieć Gerard, skoro wspomniał o moich wykładowcach i co lepsze… Umówiłem się z Way’em na kawę, a zapomniałem, że nie lubię kawy.
Resztę dnia poświęciłem na pracę, a potem naukę, choć ta szła mi kiepsko, głównie dlatego, że moje myśli były skoncentrowane na jutrzejszym spotkaniu z Gerardem. Z jednej strony troszkę się obawiałem, ale z drugiej byłem całkiem zadowolony. Najbogatszy facet w mieście, czy tam kraju, chce iść ze mną na kawę. Właśnie ze mną.


W nocy śniły mi się te jego przenikliwe oczy, o czym przypomniałem sobie w drodze na umówione spotkanie. Gdy dotarłem na miejsce dostrzegłem Waya, stojącego pod drzwiami kawiarenki w swoich rurkach i płaszczu. Jego włosy lekko zmierzwił wiatr, co tylko dodawało mu seksapilu.
Zaparkowałem samochód i podszedłem w jego stronę. Uścisnęliśmy sobie dłonie na powitanie, a potem weszliśmy do budynku.
-A więc co zamawiasz? -zapytał mnie, a ja spojrzałem w stronę menu. Na moje szczęście dostrzegłem, że dają tutaj herbatę z cytryną, więc odetchnąłem z ulgą.
-Herbatę. -odparłem, a on spojrzał na mnie lekko zdezorientowany, ale nic nie powiedział.
-W takim razie ja zamówię dużą espresso – Odpowiedział i zawołał kelnerkę. Wysoka, szczupła kobieta w czarnej spódnicy do kolan podeszła do nas i odebrała zamówienie. Miała długie czarne włosy spięte w dużego koka, a przez białą koszulę mogłem dostrzec czarny prześwitujący stanik. Była piękną kobietą, ale Gerard nie zwrócił na nią ani razu uwagi. A może to dlatego, że już kogoś ma? A z resztą, dlaczego mnie to właściwie zastanawia. Taki przystojny bogaty mężczyzna na pewno ma jakąś piękną kobietę. Albo mężczyznę, jeśli ma swoje upodobania.
Po kilku minutach kelnerka przyniosła nasze zamówienia, a ja zacząłem w głowie szukać jakiegoś tematu, żeby przerwać tą niezręczną ciszę. Spojrzałem na czarnowłosego, który przygryzał lekko dolną wargę i wydawał się być pogrążony w swoich myślach.
-Ten Alan to twój chłopak? -zapytał nagle, a ja wysłałem mu lekko zaskoczone zdziwienie. Minę miał znowu całkowicie poważną i przyglądał mi się z zainteresowaniem, cierpliwie oczekując odpowiedzi.
-Nie. Jesteśmy kumplami. Czemu pomyślałeś, że to mój chłopak?
-Bo na wczorajszej sesji wysyłaliście sobie takie spojrzenia i uśmiechy. -odparł i delikatnie ujął w dłonie filiżankę z kawą
-Co prawda Alan czasem dziwnie się zachowuje… Ale nic pomiędzy nami nie ma – wybroniłem się a Gerard odłożył kawę na stolik. Zaśmiał się pod nosem po czym założył prawą nogę na lewe kolano. -Robiłem kiedyś interesy z jego ojcem. A skoro jesteś jego kumplem, to zapewne wiesz że jest gejem – spojrzał na mnie znów ze śmiertelnie poważną miną. Prawie zakrztusiłem się herbatą, którą piłem. 
-Słucham?
-Oh, a więc nie wiedziałeś. -mruknął pod nosem i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem malującym się w kącikach jego ust.
Seksualność mojego przyjaciela to ostatni temat jaki chciałbym poruszać z Gerardem. Zapytałem go więc o zainteresowania i tak ciągnęła się rozmowa. W końcu po mniej więcej godzinie uznałem, że pora wrócić do książek, co jednak nie spodobało się mojemu towarzyszowi.
-Może jeszcze krótki spacer? -zapytał z uśmiechem. -Dotlenisz się i nauka od razu lepiej się przyswoi.
Czy Frank mógł odmówić temu cholernemu facetowi? Oczywiście, że nie. Zapłacił za rachunek i zostawił pięknej kelnerce napiwek, a potem wyszliśmy z kawiarenki. Spacerowaliśmy znowu rozmawiając o wszystkim i o niczym. Dowiedziałem się, że również lubi czytać kryminały jak ja i polecił mi kilka książek, o których nigdy wcześniej nie słyszałem.
-A ty masz dziewczynę? -spytałem zaciekawiony.
Zatrzymaliśmy się akurat przy przejściu dla pieszych i czekaliśmy aż sygnalizacja zmieni się na zielony. Way przez kilka sekund milczał i straciłem nadzieję, że odpowie na to pytanie.
-Nie bawię się w dziewczyny. -odparł po chwili.
Czyli co? Był gejem? Nie miałem zbytnio czasu nad tym rozmyślać, bo nagle poczułem jak jego ręka mocno owija się wokół mojego nadgarstka i ciągnie mnie w swoją stronę. Mniej więcej kiedy znalazłem się w ramionach mężczyzny, obok mnie przejechało slalomem jakieś auto. Gdyby nie szybka reakcja Gerarda zostałbym rozjechany. Way jedną ręką nadal trzymał mój nadgarstek, a drugą umiejscowił na moich plecach. Był wyższy ode mnie o głowę, więc żeby wyczytać coś z jego oczu musiałem się nieźle namęczyć.
Musieliśmy naprawdę przekomicznie wyglądać, skoro większość przechodniów patrzyła się na nas ze zdziwieniem lub śmiechem. Jakiś facet zatrzymał się autem przy pasach i przez małe okienko wykrzyczał „No całuj go!”. Gerard spojrzał na auto, które po chwili zniknęło za zakrętem, a potem przeniósł swój morderczo poważny wzrok na pozostałych ludzi. W przeciągu kilku sekund wszystko powróciło do normy. No może nie wszystko, ja nadal byłem w jego ramionach.
Moja podświadomość sama zaczęła błagać, żeby te jego perfekcyjne usta chociaż lekko musnęły moje. Odniosłem nawet wrażenie, że odległość między naszymi twarzami minimalnie się zmniejszyła. Jednak Way w końcu wypuścił mnie ze swoich ramion, lekko odsuwając się ode mnie. A więc z pocałunku nici.
-Wiesz Frank... Dla własnego dobra nie powinieneś się ze mną spotykać. -powiedział i wbił wzrok w swoje buty
Że co proszę? On sobie chyba żartuje. Pierwsze zaprasza mnie na kawę, proponuje spacer, ratuje mi życie, a teraz nagle mówi, że nie powinniśmy się spotykać?
Gapiłem się na niego kompletnie zdezorientowany, a potem zwróciłem uwagę na to, że jest zielone światło, więc bez pożegnania przeszedłem migiem na drugą stronę i ruszyłem do swojego auta. Okay, nie mam zamiaru się z nim więcej kontaktować. To mi nawet na rękę, bo chyba zaczął mi się podobać. Urwę kontakt, zanim moje zauroczenie przerodzi się w coś więcej.
Mimo tego toku myślenia zrobiło mi się nagle przykro. Nie znałem go zbyt dobrze, nie przywiązałem się do niego, lecz pragnąłem by go jeszcze spotkać, widywać się z nim i dowiedzieć się więcej. Zwłaszcza, że był ogromnie ciekawą i pociągającą osobowością. Biznesmen o bogatym nie tylko apartamencie… Nie Frank, nie powinieneś o nim myśleć. Zapomnij. I wpadł mi do głowy świetny pomysł – podjadę do Matta, pouczymy się razem i trochę wypijemy. Nie chciałem się schlać, ale troszkę alkoholu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

poniedziałek, 1 września 2014

"50 shades of Way". Rozdział 1.

No to moi kochani, pierwszy rozdział na próbę. Mam kilka ostrzeżeń:
1. W większości akcja jest kropla w kroplę jak w książce, więc jeśli ktoś czytał to może mu się to nie spodobać. Przepraszam za to, ale niektórych jakże inteligentnych scen po prostu nie dało się usunąć/zamienić :D
2. Nie owijamy w bawełnę. Akcja rozwija się szybko, bez niepotrzebnego przeciągania.
3. Piszę to ja i Gumi. Piszemy po kilka zdań na zmianę, więc stąd mogą wynikać dwa style pisania. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzać.
4. Będą seksy XD
5. Rozdziały będą się pojawiały co tydzień, a przynajmniej taką mam nadzieję.

6. Nie wiem jak długie będą rozdziały. Jedne pewnie będą w chuj długie, inne krótkie. Zobaczymy 
No to miłego czytania :D
Ah, no i chciałam podziękować Gumi, za to że mnie znosi i że chce jej się to ze mną pisać.
xoxo Demolition Puppy
_______________________________




"I hate you for the way you smile when you look at me."
-In This Moment "Blood"

 
Moje zmęczone oczy otworzyły się wyrwane z pięknego snu, przez dźwięk telefonu. Spojrzałem na wiszący na ścianie zegar, a po chwili pofatygowałem się i wziąłem do ręki dzwoniące urządzenie. Przetarłem zaspane oczy i w końcu odebrałem.
-Halo?
-Frank? Tu Matt. Słuchaj, jest problem. Byłem umówiony na spotkanie z takim jednym biznesmenem, żeby przeprowadzić z nim wywiad, ale kurwa się rozchorowałem. Mógłbyś zrobić to za mnie? Błagam, to cholernie ważne. -wydusił niemalże na jednym wydechu
-Wybrałeś sobie zły moment i złą osobę do pomocy, Matt - Odparłem spokojnie siadając na jeszcze ciepłej pościeli. 
-Frank posłuchaj, to jest jedna z najważniejszych osób w historii show biznesu i ja po prostu muszę cię o to prosić. Sam nie jestem z tego zadowolony. 
Zarzuciłem na plecy czarny szlafrok z mikrofibry podtrzymując telefon prawym ramieniem. 
-Kim on jest? - Zapytałem przygotowując sobie herbatę.
-Założyciel jednej z największych korporacji, Gerard Way. Wyślę ci na maila pytania, jakie masz mu zadać. Jestem twoim dłużnikiem Frank! -to powiedziawszy rozłączył się, a ja głośno westchnąłem
Nienawidzę dupka. Ale to mój najlepszy kumpel. Nalałem herbatę do swojego ulubionego kubka, mając nadzieję, że napój porządnie mnie rozbudzi. Po kilku minutach otworzyłem laptopa i sprawdziłem maila. Matt przysłał mi adres pod który mam podjechać, oraz listę pytań.
Biurowiec, w którym pracował mężczyzna, z którym mam przeprowadzić wywiad znajdował się w najbogatszej dzielnicy mojego miasta, gdzie zwykłym Mercedesem, takim jak mój lepiej się nie pokazywać. Po przeczytaniu pytań odłożyłem pusty już kubek po herbacie i odsunąłem laptop na środek stolika. Jestem dziennikarzem, lecz Matt był od rzeczy związanych ze sprawami show biznesu i tych gwiazdek, ja natomiast byłem przydzielony do sekcji, gdzie dokonywałem reportażu raz na tydzień o zwykłych potyczkach i problemach ludności takich jak „Moja ukochana kawiarenka z rogu zostaje likwidowana”. Zatem spotkanie z taką osobowością, jak ten Gerard Way może być niezłą odskocznią od moich zadań ale także zagrożeniem dla mojej zawsze nienagannie wykonanej pracy.
Niechętnie poszedłem pod prysznic, który kompletnie mnie rozbudził, a później stojąc w ręczniku, zastanawiałem się co ubrać. Niewiele myśląc zdecydowałem się na zwykłą białą koszulkę, czarne rurki i do tego marynarkę. Z Wayem byłem umówiony na dwunastą, a ponieważ zbliżała się jedenasta, postanowiłem wyjść z domu i ruszyć w stronę jego firmy. Wolałem poczekać na niego dwadzieścia minut, niż ryzykować ewentualne spóźnienie. Ubrałem szybko moje czarne trampki i wskoczyłem do samochodu, lekko zażenowany tym, że mam się pokazać w bogatej dzielnicy takim rzęchem.
Moja praca polegała przede wszystkim, by zrobić na sobie dobre wrażenie, aby mój rozmówca mógł mi nieświadomie ofiarować swoje zaufanie a co dalej za tym szło, zaciekawić i zadowolić naszych czytelników. Zatem swój samochód zaraz po dojeździe zaparkowałem z tyłu firmy wielkiego biurowca. Zanim wyszedłem przeczesałem włosy i sięgnąłem dłonią do skrytki przy oknie auta. Wyciągnąłem perfumy Lacoste i spryskałem się wokół szyi, nie za mocno bym nie sprawił wrażenia narcyza. Poprawiłem marynarkę i wyskoczyłem z mojego grata. Budynek, w którym miałem pracować przez najbliższe kilka godzin był jednym z tych bardziej luksusowych. Białe kanapy przy niskich stolikach z ciemnego dęba i białe zwisające żyrandole dały po sobie znać, że miejsce to pewnie często odwiedzał minister czy też inna sławna osobowość. Miejsce było wyjątkowo mało zatłoczone, więc moja droga do recepcji była jedną z tych łatwiejszych zadań. 
-Jestem umówiony z panem Way’em. W zastępie za Matt’a Mullinsa – Powiedziałem do kobiety siedzącej za recepcją okazując swoje dokumenty i zatwierdzenie spotkania. 
-Oczywiście, drzwi numer 313 na 16 piętrze. – Odpowiedziała nie spoglądając mi nawet w oczy. Cholerna sekretarka, nie jestem przecież aż z takich niskich sfer. Wsiadłem do windy, która w środku też okazywała, że nie jeździ nią byle kto. Po kilku minutach znalazłem się na 16 piętrze i na wprost okazały mi się drzwi z podpisem „G. Way”
Serce lekko mi przyspieszyło i poczułem cholerny skurcz żołądka. Nie jestem przyzwyczajony do sytuacji tego typu. Potrząsnąłem głową i parę razy nakląłem na siebie w myślach, nakazując wziąć się w garść. Ścisnąłem mocniej w dłoni dyktafon i kartkę z pytaniami, a potem zapukałem do drzwi. W odpowiedzi usłyszałem obojętne "Proszę wejść", więc niechętnie wślizgnąłem się do środka. Pomieszczenie w którym się znalazłem było ogromne, za duże jak dla jednej osoby. Najbardziej rzucającą się w oczy rzeczą, było okno od samego sufitu aż po podłogę, w którym widać było połowę naszego miasta. Mężczyzna, z którym miałem rozmawiać stał odwrócony do mnie plecami, stojąc zaraz przy tym oknie i wyglądając z zaciekawieniem. Bałem się cokolwiek zrobić i nie bardzo wiedziałem czy usiąść, czy nadal stać jak ostatni kretyn.
Wtedy jednak mężczyzna się odwrócił, a ja poczułem jak w momencie zmiękły mi nogi. Nie mam pojęcia czym to było spowodowane. Wyglądał na jakieś 30 lat, choć mógł mieć ich mniej lub więcej. Ubrany był w elegancki garnitur, przez co zacząłem żałować, że sam nie ubrałem się nieco dostojniej. Czarne włosy były ułożone w nieładzie, tak jakby przed chwilą wstał, co dodawało mu swego rodzaju uroku.
Wtedy wypadało z moje strony zrobić pierwszy ruch. Przełożyłem wszystkie swoje rzeczy do lewej ręki i z powagą podszedłem do ważnej persony. 
-Witam, Frank Iero, dziennikarz dziś w zastępie za Matt’a Mullinsa. Bardzo mi miło – Powiedziałem podając mu swoją dłoń. 
-Mi również miło – Powiedział bardzo oficjalnym głosem podając mi swoją rękę. Jego dłoń miała dość specyficzny dotyk, jak u mężczyzny z własną historią lub sekretem aczkolwiek bardzo przyjemny i wręcz dominujący. 
-Proszę usiąść – Wskazał mi miejsce na ciemnej brązowej sofie, na której zaraz się rozgościłem.
Sam usiadł na fotelu znajdującym się w pobliżu miękkiej sofy. Założył lewą nogę na prawą i z zaciekawieniem zaczął mi się przyglądać, przejeżdżając delikatnie opuszkiem palców po dolnej wardze. Oderwałem się od niego i położyłem dyktafon na stole, przy okazji go włączając.
Odchrząknąłem i przeczytałem w myślach pierwsze pytanie z kartki. Potem uniosłem wzrok i spojrzałem na mężczyznę. Way cierpliwie czekał, wpatrując się we mnie z lekko przechyloną głową.
-Jak udało się panu osiągnąć tak wiele? Jest pan dość młody i większość może pomarzyć o takiej karierze. -wyrecytowałem z kartki
-Po prostu zawsze dążę do celu. Jestem takim typem, że jeśli czegoś zapragnę, to muszę to mieć. -odparł. Jednak sposób w jaki to wypowiedział sprawił, że w momencie zrobiło mi się cieplej. -Kiedyś ubzdurałem sobie, że założę wielką firmę i walczyłem o to, póki mi się to nie udało. -zamilkł na chwilę i widząc moje problemy z oddychaniem najwyraźniej odrobinę się zmartwił. -Podać panu szklankę wody?
-Tak, poproszę – poprosiłem nieśmiało. Czarnowłosy mężczyzna wstał z fotelu i nalał z przeźroczystego wazonu wody do wysokiej szklanki. Ja w tym czasie próbowałem uspokoić moje mocno skołatane serce z nerwów. Zbyt oficjalny styl oraz samo miejsce sprawiło, że straciłem pewność siebie i zacząłem panikować. Nie Frank, nie daj tego po sobie poznać. 
-Proszę – Gerard postawił przede mną szklankę na niskim dębowym stoliku i usiadł na swoje miejsce. Pierwsze przechyliłem szklankę i wypiłem dwa łyki wody, potem mu za to podziękowałem. „Chyba mam lęk wysokości” – pomyślałem, gdy spojrzałem na wielkie okno i panoramę dzielnicy. -Wróćmy zatem do pytań… Czy oznacza to, że starał się pan za wszelką cenę zdominować konkurencję nawet dążąc „po trupach” – Zadałem kolejne pytanie. Nieśmiało ukradkiem oka spoglądałem na jego twarz i ekspresje. Był ze mną szczery, jego mięśnie były spięte, lecz miał postawę przyjmującą. Jego prawa dłoń jeździła powoli po kolanie a na twarzy często pojawiał się lekki uśmiech z prawego kącika ust
-W zasadzie można tak powiedzieć. -stwierdził w końcu. Chciał coś dodać, jednak wtedy do pomieszczenia wkroczyła smukła blondynka i Way od razu się na niej skupił. 
-Coś się stało Amando?
-Pan Smith przyszedł na spotkanie. -wyjaśniła
Posłał jej pełne irytacji spojrzenie i wręcz poczułem jak bije z niego zdenerwowanie.
-Nie widzisz, że mam gościa? Odeślij Smitha tam skąd przyszedł. -powiedział z pewnością w głosie, z nutą groźby. Mężczyzna rozsiadł się wygodniej w swoim miękkim fotelu i oderwał spojrzenie od blondynki.
-Ale... -zaczęła nieśmiało.
-Rób co mówię. -wtrącił podniesionym głosem. Amanda poddała się i niepewnie ruszyła do drzwi. Obejrzałem się za nią, a potem spojrzałem na Waya, który już raczej się uspokoił.
-Lubi mieć pan kontrolę nad innymi? -spytałem, choć takie pytanie nie znajdowało się na liście.
Mężczyzna przez chwilę się zastanawiał patrząc w swoje uniesione kolano, na moment otworzył usta i zaraz z powrotem zamilkł. 
-Tak. Muszę mieć władzę. Jestem zawsze tym dominującym, jeśli chodzi o wszystkie sprawy. – Wypowiedział się, w ostatnim słowie patrząc na mnie, i wydaje się że doskonale wiedział że to pytanie dodałem sam z własnej ciekawości.
Zapragnąłem, żeby ten wywiad już się kończył, ale miałem jeszcze kilka pytań. Zrobiłem kilka łyków chłodnej wody i odchrząknąłem. Przeczytałem kolejne pytanie w głowie, a potem podniosłem wzrok na Waya. Znowu delikatnie opuszkiem palców jeździł po dolnej wardze i z zainteresowaniem mi się przyglądał.
-Ma pan dużo pracy. Znajduje pan czas dla rodziny? -zapytałem i dostrzegłem, że na jego twarzy pojawił się zarys uśmiechu
-Oprócz rodziców i rodzeństwa nie mam rodziny i póki co nie planuję jej powiększać. -odparł i delikatnie przeczesał swoje rozczochrane włosy.
Kolejne pytanie przeczytałem od razu na głos, nie zwracając uwagi na to, że jest naprawdę krępujące. Dopiero po przeczytaniu dotarło do mnie o co go pytam.
-Jest pan gejem?
Wydawał się mocno zaskoczony tym pytaniem. Nie zły, nie wściekły. Tylko najzwyczajniej w świecie zaskoczony.
Czarnowłosy zaśmiał się pod nosem a z jego zaciśniętych ust wyczytałem zakłopotanie. 
-Wolałbym, żeby to pytanie zostało ominięte, choćby z tego względu, że wątpię by moja seksualność była głównym tematem przeglądu finansowego lub publikowane w poważnych magazynach czy gazetach. Możemy iść na tą ugodę? – Zaproponował zwilżając swoje usta językiem. 
-Oczywiście, proszę mi wybaczyć błąd znajomego… Zatem w jakimkolwiek razie, wytnę ten wątek z wywiadu – Odparłem cały czerwony i zażenowany. 
-W takim razie cieszy mnie, że się rozumiemy, Frank.
Sposób w jaki wypowiedział moje imię sprawił, że zalała mnie kolejna fala gorąca. Spojrzałem na swoją szklanką, ale ze smutkiem stwierdziłem, że już ją opróżniłem.
-Mógłbym poprosić o jeszcze trochę wody? -zapytałem lekko piskliwym głosem, zupełnie jakbym przytrzasnął sobie rękę drzwiami.
Czarnowłosy uśmiechnął się i chętnie wstał ze swojego miejsca i zabrał mi szklankę sprzed nosa. Wziąłem kilka głębokich wdechów na uspokojenie. Po chwili Way podał mi szklankę do ręki i nasze dłonie lekko się dotknęły, przez co poczułem jakieś dziwne napięcie. W pośpiechu zrobiłem kilka łyków, a mężczyzna ponownie rozsiadł się na swoim miejscu.
-Lęk wysokości? – Zapytał z uśmiechem patrząc z góry w moje zażenowane oczy. 
-Zgaduję, że tak. Rzadko zdarza mi się pracować na takich wysokościach – Powiedziałem i spiłem kolejne łyki wody. 
-Idzie się czasem przyzwyczaić, mieszkam we wcale nie niższym apartamencie, lubię mieć wszystko na oku i pod pewną mentalną kontrolą – Powiedział, po czym wyjrzał przez wielką ścianę szyb. – Swoja drogą, podoba mi się twój samochód, Frankie.
Zakręciło mi się w głowie i w duchu dziękowałem, że nie muszę w tym momencie stać. Odchrząknąłem i uśmiechnąłem się delikatnie.
-Stary gruchot. -stwierdziłem lekko zachrypniętym głosem. Chciałem jak najszybciej zmienić temat i nie gadać o moim aucie, a już w szczególności chciałem zapomnieć o tym, jak zdrobnił moje imię, jednak niestety teraz to chyba on przejął wywiad.
-Chciałbym się dowiedzieć czegoś o tobie. Wydajesz się ciekawą osobą. -odparł i delikatnie potarł palcami brodę.
-Ja? Ciekawą? No spójrz na mnie. -mruknąłem i zalałem się rumieńcem.
-Właśnie patrzę.
Odważyłem się i podniosłem na niego wzrok. W istocie, świdrował mnie wzrokiem, a jego twarz nie wyrażała kompletnie żadnych emocji.
-Jesteś ciekawą osobą. Podoba mi się twój styl, zwłaszcza że umiesz postawić szczegół na elegancję. Pozwolisz, że zapalę? – Zapytał mnie patrząc spod oka. 
-Oczywiście, proszę – Odpowiedziałem zakłopotany. 
Gerard wyjął z kieszeni swojej czarnej marynarki, która usiała być zapewne dopiero co zwożona od projektanta z Paryża paczkę cygar, włożył jedno do ust i zapalił. -Pozwolisz Frank, że ja teraz po dominuję i zadam ci kilka pytań? – Zapytał i wypuścił długi dym ze swoich ust.
Kompletnie mnie zamurowało i siedziałem gapiąc się na niego z lekko rozchylonymi ustami. Chciałem zakończyć wywiad, a teraz on postanawia mnie przepytać. Co to do cholery miało być?
-Czym się w zasadzie zajmujesz Frank? Bo domyślam się, że dziennikarzem nie jesteś. -stwierdził wpatrując się w zapalonego papierosa.
Chwilę milczałem i musiałem uspokoić myśli. Zamiast w momencie zareagować jakoś w stylu "Nie mam czasu na coś takiego", to postanowiłem mu odpowiedzieć. Jestem idiotą.
-W zasadzie jeszcze studiuję. We wtorek zaczynają się egzaminy na które powinienem się właśnie uczyć. Przy okazji dorabiam w gazecie i sklepie. -odparłem, a Way przytaknął głową ze zrozumieniem. Ponownie zaciągnął się papierosem, a ja nie spuszczałem z niego wzroku.
-A czym chcesz się zająć po studiach?
-Jeszcze nie do końca wiem. -mruknąłem i zrobiłem kolejnego łyka wody, patrząc na przesuwające się wskazówki zegara.
-Może chciałbyś dostać staż u mnie? Na pewno coś by się dla ciebie znalazło.
Pokręciłem przecząco głową, uśmiechając się odrobinę onieśmielony i dostrzegłem, że na jego ustach również zawitał delikatny zarys uśmiechu.
Na ten widok w gardle powstała wielka kula, która uniemożliwiała mi wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. 
- A szkoda… - Nagle poderwał się z fotela i zgasił cygaro o szklaną popielniczkę – Ale gdy się namyślisz i podejmiesz dobrą decyzję, ja nadal chętnie cię przyjmę. Wypowiadał te słowa bez jakiegokolwiek spojrzenia w moją stronę i mocno wyróżnił „dobrą decyzję”. 
-Zapewne… Dziękuję – wymruczałem i kompletnie zapomniałem po co tu w ogóle przyszedłem. Bacznie obserwowałem zachowania czarnowłosego. Czuł się całkiem swobodnie podczas wywiadów, był nadzwyczajnie spokojny i otwarty. Nawet sam zaczął bawić się w rolę typowego dziennikarza i chciał o mnie napisać swój reportaż. Czy on robi tak ze wszystkimi ludźmi?
Nagle zerknął na wskazówki zegara i na jego twarzy pojawił się grymas.
-Niestety, czas mnie goni. -odparł lekko zażenowany i zrozumiałem, że wreszcie mogę opuścić jego gabinet. Wstałem z jego miękkiej sofy i skierowałem się w stronę drzwi, słysząc jego kroki za sobą. -Odprowadzę pana do windy. -zaproponował, a ja nie śmiałem odmówić. Oboje jeszcze wyjrzeliśmy za okno i dostrzegliśmy jedną wielką ulewę. Wyszedłem z pomieszczenia nieco skrępowany, a on zaraz za mną. W ręku mocno ściskałem dyktafon i kartkę z pytaniami, za które chyba zabiję Matta. Way natomiast wydawał się wyjątkowo opanowany i spokojny. Poprowadził mnie do windy i swoim smukłym palcem wskazującym włączył guzik. Kiedy winda podjechała, a ja już znalazłem się wewnątrz, dostrzegłem na jego twarzy uśmiech i usłyszałem ostatnie słowa. 
-Jedź ostrożnie, Frankie.
Przez całą drogę windą w dół (a nie ukrywajmy, była całkiem długa) w uszach brzęczała mi klasyczna muzyka z głośnika i moje zdrobnione imię w jego głosie „Frankie…”. Pamiętam, że mówił o tym że nie ma rodziny, poza rodzicami i rodzeństwem. Nie kwestionowałem jego pracowitości oraz pewności siebie, ale myślę że ktoś kto mógłby go pokochać byłby dla niego wielkim plusem. Gerard, jako osoba dla otoczenia wydaje się oziębły, lecz jego dłonie są delikatne i ciepłe. Pewnie nie jedna kobieta marzy o tym, by te dłonie ją dotykały. Zapewne recepcjonistce pan Way też nie jest całkowicie obojętny, widziałem te rumieńce gdy pytałem o jego nazwisko. Nie potrafiłem rozgryźć tego człowieka.
Wsiadłem do auta i postanowiłem przestań o nim myśleć. Zgodnie z jego zaleceniami prowadziłem ostrożnie i nie przekraczałem dozwolonej prędkości. Postanowiłem pojechać do Matta i osobiście wręczyć mu dyktafon, oraz przy okazji opieprzyć go za pytanie o orientację. Kiedy tylko przypominam sobie tą żenującą sytuację, mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Zjechałem z ulicy głównej i opuściłem drogą dzielnicę udając się do skromnej kawalerki Matt’a. Zabrałem wszystkie papiery oraz dyktafon i zamknąłem samochód. Przebiegłem w deszczu kilka metrów i znalazłem się tuż pod mieszkaniem mojego kumpla. Widocznie zdążył zobaczyć mnie już z okna, bo stał w otwartych drzwiach owinięty w szlafrok i gruby koc. Aż szkoda mi się zrobiło widząc go marniejącego w oczach i dobitnie rozebranego przez chorobę.
Wpuścił mnie do środka i zaproponował herbatę. Przyjąłem propozycję i już po kilku minutach rozsiadłem się z nim na kanapie, przeglądając materiały.
-Jaki on jest? Tak twoim zdaniem. -zapytał nagle Matt, a mnie to pytanie odrobinę zaskoczyło i nie mogłem znaleźć dobrych słów.
-Pewny siebie, odrobinę arogancki, charyzmatyczny, uprzejmy... -mruknąłem po chwili i w pośpiechu zrobiłem kilka łyków napoju.
Matt uśmiechnął się i ze zrozumieniem przytaknął głową. Miałem nadzieję, że temat pana Waya już się zakończył, bo nie wiedzieć czemu, był dla mnie odrobinę krępujący.
-Świetny materiał Frank. -stwierdził mój przyjaciel ze szczerym uśmiechem. Po chwili sięgnął po chusteczkę i po wydmuchaniu nosa, kontynuował. -Szkoda tylko, że nie miałeś okazji porobić mu zdjęć, czy coś.
-Jasne… A ty jak się czujesz? Bo nie mam zamiaru znów latać i załatwiać za ciebie twoją robotę. – Mruknąłem i przepiłem kolejny łyk kawy. Matt poprawił się w fotelu i zagrzebał w swój cieplutki kocyk. 
-Stary, rozłożyło mnie totalnie. Jak do jutra nie przejdzie mi gorączka, to będę prawdopodobnie w szpitalu. Ale nie martw się, teraz czarną robotę załatwię komuś innemu. 
Z Mattem rozmawialiśmy jeszcze kilka minut, po czym pożegnałem się i wyszedłem. Jechałem autem do domu i nie mogłem oderwać swoich myśli od Way’a. Co on w sobie takiego miał?
Niewątpliwie był niesamowicie przystojny i nawet ja musiałem to przyznać. Aby zagłuszyć myśli włączyłem w samochodzie radio i ustawiłem w miarę głośno. W końcu po kilku minutach znalazłem się w domu i mogłem w spokoju wrócić do nauki na egzaminy. Dzięki Bogu dzisiaj miałem wolne w pracy, więc resztę dnia mogłem spędzić z nosem w książce. Way już nie pojawiał się w mojej głowie, za co naprawdę dziękowałem, bo inaczej niczego nie wyciągnąłbym z czytanego tekstu.
Była już godzina druga w nocy a ja nadal pochłaniałem temat z dziedziny ekonomii przeplatanej z dziennikarstwem. Chyba powinienem to kiedyś przemyśleć o jeden raz więcej, gdy decydowałem się na dziennikarstwo. Po całych kilku godzinach nieustannej nauki mój mózg był niezdatni do niczego a w głowie huczało mi od ogromnego bólu migreny. 
-Na dziś koniec mistrzu – wymruczałem sam do siebie i zmierzyłem w stronę prysznica. Pozbyłem się szybko ubrań rzucając je wszystkie do sterty ubrań do prania i wskoczyłem do kabiny. Odczekałem, aż woda się zagrzeje po czym stałem bez ruchu przez dobre 10 minut. Zmyłem z siebie wszystkie dzisiejsze (a dokładniej wczorajsze) wspomnienia i po krótkim czasie leżałem nieprzytomny z przemęczenia w łóżku.