poniedziałek, 1 września 2014

"50 shades of Way". Rozdział 1.

No to moi kochani, pierwszy rozdział na próbę. Mam kilka ostrzeżeń:
1. W większości akcja jest kropla w kroplę jak w książce, więc jeśli ktoś czytał to może mu się to nie spodobać. Przepraszam za to, ale niektórych jakże inteligentnych scen po prostu nie dało się usunąć/zamienić :D
2. Nie owijamy w bawełnę. Akcja rozwija się szybko, bez niepotrzebnego przeciągania.
3. Piszę to ja i Gumi. Piszemy po kilka zdań na zmianę, więc stąd mogą wynikać dwa style pisania. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzać.
4. Będą seksy XD
5. Rozdziały będą się pojawiały co tydzień, a przynajmniej taką mam nadzieję.

6. Nie wiem jak długie będą rozdziały. Jedne pewnie będą w chuj długie, inne krótkie. Zobaczymy 
No to miłego czytania :D
Ah, no i chciałam podziękować Gumi, za to że mnie znosi i że chce jej się to ze mną pisać.
xoxo Demolition Puppy
_______________________________




"I hate you for the way you smile when you look at me."
-In This Moment "Blood"

 
Moje zmęczone oczy otworzyły się wyrwane z pięknego snu, przez dźwięk telefonu. Spojrzałem na wiszący na ścianie zegar, a po chwili pofatygowałem się i wziąłem do ręki dzwoniące urządzenie. Przetarłem zaspane oczy i w końcu odebrałem.
-Halo?
-Frank? Tu Matt. Słuchaj, jest problem. Byłem umówiony na spotkanie z takim jednym biznesmenem, żeby przeprowadzić z nim wywiad, ale kurwa się rozchorowałem. Mógłbyś zrobić to za mnie? Błagam, to cholernie ważne. -wydusił niemalże na jednym wydechu
-Wybrałeś sobie zły moment i złą osobę do pomocy, Matt - Odparłem spokojnie siadając na jeszcze ciepłej pościeli. 
-Frank posłuchaj, to jest jedna z najważniejszych osób w historii show biznesu i ja po prostu muszę cię o to prosić. Sam nie jestem z tego zadowolony. 
Zarzuciłem na plecy czarny szlafrok z mikrofibry podtrzymując telefon prawym ramieniem. 
-Kim on jest? - Zapytałem przygotowując sobie herbatę.
-Założyciel jednej z największych korporacji, Gerard Way. Wyślę ci na maila pytania, jakie masz mu zadać. Jestem twoim dłużnikiem Frank! -to powiedziawszy rozłączył się, a ja głośno westchnąłem
Nienawidzę dupka. Ale to mój najlepszy kumpel. Nalałem herbatę do swojego ulubionego kubka, mając nadzieję, że napój porządnie mnie rozbudzi. Po kilku minutach otworzyłem laptopa i sprawdziłem maila. Matt przysłał mi adres pod który mam podjechać, oraz listę pytań.
Biurowiec, w którym pracował mężczyzna, z którym mam przeprowadzić wywiad znajdował się w najbogatszej dzielnicy mojego miasta, gdzie zwykłym Mercedesem, takim jak mój lepiej się nie pokazywać. Po przeczytaniu pytań odłożyłem pusty już kubek po herbacie i odsunąłem laptop na środek stolika. Jestem dziennikarzem, lecz Matt był od rzeczy związanych ze sprawami show biznesu i tych gwiazdek, ja natomiast byłem przydzielony do sekcji, gdzie dokonywałem reportażu raz na tydzień o zwykłych potyczkach i problemach ludności takich jak „Moja ukochana kawiarenka z rogu zostaje likwidowana”. Zatem spotkanie z taką osobowością, jak ten Gerard Way może być niezłą odskocznią od moich zadań ale także zagrożeniem dla mojej zawsze nienagannie wykonanej pracy.
Niechętnie poszedłem pod prysznic, który kompletnie mnie rozbudził, a później stojąc w ręczniku, zastanawiałem się co ubrać. Niewiele myśląc zdecydowałem się na zwykłą białą koszulkę, czarne rurki i do tego marynarkę. Z Wayem byłem umówiony na dwunastą, a ponieważ zbliżała się jedenasta, postanowiłem wyjść z domu i ruszyć w stronę jego firmy. Wolałem poczekać na niego dwadzieścia minut, niż ryzykować ewentualne spóźnienie. Ubrałem szybko moje czarne trampki i wskoczyłem do samochodu, lekko zażenowany tym, że mam się pokazać w bogatej dzielnicy takim rzęchem.
Moja praca polegała przede wszystkim, by zrobić na sobie dobre wrażenie, aby mój rozmówca mógł mi nieświadomie ofiarować swoje zaufanie a co dalej za tym szło, zaciekawić i zadowolić naszych czytelników. Zatem swój samochód zaraz po dojeździe zaparkowałem z tyłu firmy wielkiego biurowca. Zanim wyszedłem przeczesałem włosy i sięgnąłem dłonią do skrytki przy oknie auta. Wyciągnąłem perfumy Lacoste i spryskałem się wokół szyi, nie za mocno bym nie sprawił wrażenia narcyza. Poprawiłem marynarkę i wyskoczyłem z mojego grata. Budynek, w którym miałem pracować przez najbliższe kilka godzin był jednym z tych bardziej luksusowych. Białe kanapy przy niskich stolikach z ciemnego dęba i białe zwisające żyrandole dały po sobie znać, że miejsce to pewnie często odwiedzał minister czy też inna sławna osobowość. Miejsce było wyjątkowo mało zatłoczone, więc moja droga do recepcji była jedną z tych łatwiejszych zadań. 
-Jestem umówiony z panem Way’em. W zastępie za Matt’a Mullinsa – Powiedziałem do kobiety siedzącej za recepcją okazując swoje dokumenty i zatwierdzenie spotkania. 
-Oczywiście, drzwi numer 313 na 16 piętrze. – Odpowiedziała nie spoglądając mi nawet w oczy. Cholerna sekretarka, nie jestem przecież aż z takich niskich sfer. Wsiadłem do windy, która w środku też okazywała, że nie jeździ nią byle kto. Po kilku minutach znalazłem się na 16 piętrze i na wprost okazały mi się drzwi z podpisem „G. Way”
Serce lekko mi przyspieszyło i poczułem cholerny skurcz żołądka. Nie jestem przyzwyczajony do sytuacji tego typu. Potrząsnąłem głową i parę razy nakląłem na siebie w myślach, nakazując wziąć się w garść. Ścisnąłem mocniej w dłoni dyktafon i kartkę z pytaniami, a potem zapukałem do drzwi. W odpowiedzi usłyszałem obojętne "Proszę wejść", więc niechętnie wślizgnąłem się do środka. Pomieszczenie w którym się znalazłem było ogromne, za duże jak dla jednej osoby. Najbardziej rzucającą się w oczy rzeczą, było okno od samego sufitu aż po podłogę, w którym widać było połowę naszego miasta. Mężczyzna, z którym miałem rozmawiać stał odwrócony do mnie plecami, stojąc zaraz przy tym oknie i wyglądając z zaciekawieniem. Bałem się cokolwiek zrobić i nie bardzo wiedziałem czy usiąść, czy nadal stać jak ostatni kretyn.
Wtedy jednak mężczyzna się odwrócił, a ja poczułem jak w momencie zmiękły mi nogi. Nie mam pojęcia czym to było spowodowane. Wyglądał na jakieś 30 lat, choć mógł mieć ich mniej lub więcej. Ubrany był w elegancki garnitur, przez co zacząłem żałować, że sam nie ubrałem się nieco dostojniej. Czarne włosy były ułożone w nieładzie, tak jakby przed chwilą wstał, co dodawało mu swego rodzaju uroku.
Wtedy wypadało z moje strony zrobić pierwszy ruch. Przełożyłem wszystkie swoje rzeczy do lewej ręki i z powagą podszedłem do ważnej persony. 
-Witam, Frank Iero, dziennikarz dziś w zastępie za Matt’a Mullinsa. Bardzo mi miło – Powiedziałem podając mu swoją dłoń. 
-Mi również miło – Powiedział bardzo oficjalnym głosem podając mi swoją rękę. Jego dłoń miała dość specyficzny dotyk, jak u mężczyzny z własną historią lub sekretem aczkolwiek bardzo przyjemny i wręcz dominujący. 
-Proszę usiąść – Wskazał mi miejsce na ciemnej brązowej sofie, na której zaraz się rozgościłem.
Sam usiadł na fotelu znajdującym się w pobliżu miękkiej sofy. Założył lewą nogę na prawą i z zaciekawieniem zaczął mi się przyglądać, przejeżdżając delikatnie opuszkiem palców po dolnej wardze. Oderwałem się od niego i położyłem dyktafon na stole, przy okazji go włączając.
Odchrząknąłem i przeczytałem w myślach pierwsze pytanie z kartki. Potem uniosłem wzrok i spojrzałem na mężczyznę. Way cierpliwie czekał, wpatrując się we mnie z lekko przechyloną głową.
-Jak udało się panu osiągnąć tak wiele? Jest pan dość młody i większość może pomarzyć o takiej karierze. -wyrecytowałem z kartki
-Po prostu zawsze dążę do celu. Jestem takim typem, że jeśli czegoś zapragnę, to muszę to mieć. -odparł. Jednak sposób w jaki to wypowiedział sprawił, że w momencie zrobiło mi się cieplej. -Kiedyś ubzdurałem sobie, że założę wielką firmę i walczyłem o to, póki mi się to nie udało. -zamilkł na chwilę i widząc moje problemy z oddychaniem najwyraźniej odrobinę się zmartwił. -Podać panu szklankę wody?
-Tak, poproszę – poprosiłem nieśmiało. Czarnowłosy mężczyzna wstał z fotelu i nalał z przeźroczystego wazonu wody do wysokiej szklanki. Ja w tym czasie próbowałem uspokoić moje mocno skołatane serce z nerwów. Zbyt oficjalny styl oraz samo miejsce sprawiło, że straciłem pewność siebie i zacząłem panikować. Nie Frank, nie daj tego po sobie poznać. 
-Proszę – Gerard postawił przede mną szklankę na niskim dębowym stoliku i usiadł na swoje miejsce. Pierwsze przechyliłem szklankę i wypiłem dwa łyki wody, potem mu za to podziękowałem. „Chyba mam lęk wysokości” – pomyślałem, gdy spojrzałem na wielkie okno i panoramę dzielnicy. -Wróćmy zatem do pytań… Czy oznacza to, że starał się pan za wszelką cenę zdominować konkurencję nawet dążąc „po trupach” – Zadałem kolejne pytanie. Nieśmiało ukradkiem oka spoglądałem na jego twarz i ekspresje. Był ze mną szczery, jego mięśnie były spięte, lecz miał postawę przyjmującą. Jego prawa dłoń jeździła powoli po kolanie a na twarzy często pojawiał się lekki uśmiech z prawego kącika ust
-W zasadzie można tak powiedzieć. -stwierdził w końcu. Chciał coś dodać, jednak wtedy do pomieszczenia wkroczyła smukła blondynka i Way od razu się na niej skupił. 
-Coś się stało Amando?
-Pan Smith przyszedł na spotkanie. -wyjaśniła
Posłał jej pełne irytacji spojrzenie i wręcz poczułem jak bije z niego zdenerwowanie.
-Nie widzisz, że mam gościa? Odeślij Smitha tam skąd przyszedł. -powiedział z pewnością w głosie, z nutą groźby. Mężczyzna rozsiadł się wygodniej w swoim miękkim fotelu i oderwał spojrzenie od blondynki.
-Ale... -zaczęła nieśmiało.
-Rób co mówię. -wtrącił podniesionym głosem. Amanda poddała się i niepewnie ruszyła do drzwi. Obejrzałem się za nią, a potem spojrzałem na Waya, który już raczej się uspokoił.
-Lubi mieć pan kontrolę nad innymi? -spytałem, choć takie pytanie nie znajdowało się na liście.
Mężczyzna przez chwilę się zastanawiał patrząc w swoje uniesione kolano, na moment otworzył usta i zaraz z powrotem zamilkł. 
-Tak. Muszę mieć władzę. Jestem zawsze tym dominującym, jeśli chodzi o wszystkie sprawy. – Wypowiedział się, w ostatnim słowie patrząc na mnie, i wydaje się że doskonale wiedział że to pytanie dodałem sam z własnej ciekawości.
Zapragnąłem, żeby ten wywiad już się kończył, ale miałem jeszcze kilka pytań. Zrobiłem kilka łyków chłodnej wody i odchrząknąłem. Przeczytałem kolejne pytanie w głowie, a potem podniosłem wzrok na Waya. Znowu delikatnie opuszkiem palców jeździł po dolnej wardze i z zainteresowaniem mi się przyglądał.
-Ma pan dużo pracy. Znajduje pan czas dla rodziny? -zapytałem i dostrzegłem, że na jego twarzy pojawił się zarys uśmiechu
-Oprócz rodziców i rodzeństwa nie mam rodziny i póki co nie planuję jej powiększać. -odparł i delikatnie przeczesał swoje rozczochrane włosy.
Kolejne pytanie przeczytałem od razu na głos, nie zwracając uwagi na to, że jest naprawdę krępujące. Dopiero po przeczytaniu dotarło do mnie o co go pytam.
-Jest pan gejem?
Wydawał się mocno zaskoczony tym pytaniem. Nie zły, nie wściekły. Tylko najzwyczajniej w świecie zaskoczony.
Czarnowłosy zaśmiał się pod nosem a z jego zaciśniętych ust wyczytałem zakłopotanie. 
-Wolałbym, żeby to pytanie zostało ominięte, choćby z tego względu, że wątpię by moja seksualność była głównym tematem przeglądu finansowego lub publikowane w poważnych magazynach czy gazetach. Możemy iść na tą ugodę? – Zaproponował zwilżając swoje usta językiem. 
-Oczywiście, proszę mi wybaczyć błąd znajomego… Zatem w jakimkolwiek razie, wytnę ten wątek z wywiadu – Odparłem cały czerwony i zażenowany. 
-W takim razie cieszy mnie, że się rozumiemy, Frank.
Sposób w jaki wypowiedział moje imię sprawił, że zalała mnie kolejna fala gorąca. Spojrzałem na swoją szklanką, ale ze smutkiem stwierdziłem, że już ją opróżniłem.
-Mógłbym poprosić o jeszcze trochę wody? -zapytałem lekko piskliwym głosem, zupełnie jakbym przytrzasnął sobie rękę drzwiami.
Czarnowłosy uśmiechnął się i chętnie wstał ze swojego miejsca i zabrał mi szklankę sprzed nosa. Wziąłem kilka głębokich wdechów na uspokojenie. Po chwili Way podał mi szklankę do ręki i nasze dłonie lekko się dotknęły, przez co poczułem jakieś dziwne napięcie. W pośpiechu zrobiłem kilka łyków, a mężczyzna ponownie rozsiadł się na swoim miejscu.
-Lęk wysokości? – Zapytał z uśmiechem patrząc z góry w moje zażenowane oczy. 
-Zgaduję, że tak. Rzadko zdarza mi się pracować na takich wysokościach – Powiedziałem i spiłem kolejne łyki wody. 
-Idzie się czasem przyzwyczaić, mieszkam we wcale nie niższym apartamencie, lubię mieć wszystko na oku i pod pewną mentalną kontrolą – Powiedział, po czym wyjrzał przez wielką ścianę szyb. – Swoja drogą, podoba mi się twój samochód, Frankie.
Zakręciło mi się w głowie i w duchu dziękowałem, że nie muszę w tym momencie stać. Odchrząknąłem i uśmiechnąłem się delikatnie.
-Stary gruchot. -stwierdziłem lekko zachrypniętym głosem. Chciałem jak najszybciej zmienić temat i nie gadać o moim aucie, a już w szczególności chciałem zapomnieć o tym, jak zdrobnił moje imię, jednak niestety teraz to chyba on przejął wywiad.
-Chciałbym się dowiedzieć czegoś o tobie. Wydajesz się ciekawą osobą. -odparł i delikatnie potarł palcami brodę.
-Ja? Ciekawą? No spójrz na mnie. -mruknąłem i zalałem się rumieńcem.
-Właśnie patrzę.
Odważyłem się i podniosłem na niego wzrok. W istocie, świdrował mnie wzrokiem, a jego twarz nie wyrażała kompletnie żadnych emocji.
-Jesteś ciekawą osobą. Podoba mi się twój styl, zwłaszcza że umiesz postawić szczegół na elegancję. Pozwolisz, że zapalę? – Zapytał mnie patrząc spod oka. 
-Oczywiście, proszę – Odpowiedziałem zakłopotany. 
Gerard wyjął z kieszeni swojej czarnej marynarki, która usiała być zapewne dopiero co zwożona od projektanta z Paryża paczkę cygar, włożył jedno do ust i zapalił. -Pozwolisz Frank, że ja teraz po dominuję i zadam ci kilka pytań? – Zapytał i wypuścił długi dym ze swoich ust.
Kompletnie mnie zamurowało i siedziałem gapiąc się na niego z lekko rozchylonymi ustami. Chciałem zakończyć wywiad, a teraz on postanawia mnie przepytać. Co to do cholery miało być?
-Czym się w zasadzie zajmujesz Frank? Bo domyślam się, że dziennikarzem nie jesteś. -stwierdził wpatrując się w zapalonego papierosa.
Chwilę milczałem i musiałem uspokoić myśli. Zamiast w momencie zareagować jakoś w stylu "Nie mam czasu na coś takiego", to postanowiłem mu odpowiedzieć. Jestem idiotą.
-W zasadzie jeszcze studiuję. We wtorek zaczynają się egzaminy na które powinienem się właśnie uczyć. Przy okazji dorabiam w gazecie i sklepie. -odparłem, a Way przytaknął głową ze zrozumieniem. Ponownie zaciągnął się papierosem, a ja nie spuszczałem z niego wzroku.
-A czym chcesz się zająć po studiach?
-Jeszcze nie do końca wiem. -mruknąłem i zrobiłem kolejnego łyka wody, patrząc na przesuwające się wskazówki zegara.
-Może chciałbyś dostać staż u mnie? Na pewno coś by się dla ciebie znalazło.
Pokręciłem przecząco głową, uśmiechając się odrobinę onieśmielony i dostrzegłem, że na jego ustach również zawitał delikatny zarys uśmiechu.
Na ten widok w gardle powstała wielka kula, która uniemożliwiała mi wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. 
- A szkoda… - Nagle poderwał się z fotela i zgasił cygaro o szklaną popielniczkę – Ale gdy się namyślisz i podejmiesz dobrą decyzję, ja nadal chętnie cię przyjmę. Wypowiadał te słowa bez jakiegokolwiek spojrzenia w moją stronę i mocno wyróżnił „dobrą decyzję”. 
-Zapewne… Dziękuję – wymruczałem i kompletnie zapomniałem po co tu w ogóle przyszedłem. Bacznie obserwowałem zachowania czarnowłosego. Czuł się całkiem swobodnie podczas wywiadów, był nadzwyczajnie spokojny i otwarty. Nawet sam zaczął bawić się w rolę typowego dziennikarza i chciał o mnie napisać swój reportaż. Czy on robi tak ze wszystkimi ludźmi?
Nagle zerknął na wskazówki zegara i na jego twarzy pojawił się grymas.
-Niestety, czas mnie goni. -odparł lekko zażenowany i zrozumiałem, że wreszcie mogę opuścić jego gabinet. Wstałem z jego miękkiej sofy i skierowałem się w stronę drzwi, słysząc jego kroki za sobą. -Odprowadzę pana do windy. -zaproponował, a ja nie śmiałem odmówić. Oboje jeszcze wyjrzeliśmy za okno i dostrzegliśmy jedną wielką ulewę. Wyszedłem z pomieszczenia nieco skrępowany, a on zaraz za mną. W ręku mocno ściskałem dyktafon i kartkę z pytaniami, za które chyba zabiję Matta. Way natomiast wydawał się wyjątkowo opanowany i spokojny. Poprowadził mnie do windy i swoim smukłym palcem wskazującym włączył guzik. Kiedy winda podjechała, a ja już znalazłem się wewnątrz, dostrzegłem na jego twarzy uśmiech i usłyszałem ostatnie słowa. 
-Jedź ostrożnie, Frankie.
Przez całą drogę windą w dół (a nie ukrywajmy, była całkiem długa) w uszach brzęczała mi klasyczna muzyka z głośnika i moje zdrobnione imię w jego głosie „Frankie…”. Pamiętam, że mówił o tym że nie ma rodziny, poza rodzicami i rodzeństwem. Nie kwestionowałem jego pracowitości oraz pewności siebie, ale myślę że ktoś kto mógłby go pokochać byłby dla niego wielkim plusem. Gerard, jako osoba dla otoczenia wydaje się oziębły, lecz jego dłonie są delikatne i ciepłe. Pewnie nie jedna kobieta marzy o tym, by te dłonie ją dotykały. Zapewne recepcjonistce pan Way też nie jest całkowicie obojętny, widziałem te rumieńce gdy pytałem o jego nazwisko. Nie potrafiłem rozgryźć tego człowieka.
Wsiadłem do auta i postanowiłem przestań o nim myśleć. Zgodnie z jego zaleceniami prowadziłem ostrożnie i nie przekraczałem dozwolonej prędkości. Postanowiłem pojechać do Matta i osobiście wręczyć mu dyktafon, oraz przy okazji opieprzyć go za pytanie o orientację. Kiedy tylko przypominam sobie tą żenującą sytuację, mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Zjechałem z ulicy głównej i opuściłem drogą dzielnicę udając się do skromnej kawalerki Matt’a. Zabrałem wszystkie papiery oraz dyktafon i zamknąłem samochód. Przebiegłem w deszczu kilka metrów i znalazłem się tuż pod mieszkaniem mojego kumpla. Widocznie zdążył zobaczyć mnie już z okna, bo stał w otwartych drzwiach owinięty w szlafrok i gruby koc. Aż szkoda mi się zrobiło widząc go marniejącego w oczach i dobitnie rozebranego przez chorobę.
Wpuścił mnie do środka i zaproponował herbatę. Przyjąłem propozycję i już po kilku minutach rozsiadłem się z nim na kanapie, przeglądając materiały.
-Jaki on jest? Tak twoim zdaniem. -zapytał nagle Matt, a mnie to pytanie odrobinę zaskoczyło i nie mogłem znaleźć dobrych słów.
-Pewny siebie, odrobinę arogancki, charyzmatyczny, uprzejmy... -mruknąłem po chwili i w pośpiechu zrobiłem kilka łyków napoju.
Matt uśmiechnął się i ze zrozumieniem przytaknął głową. Miałem nadzieję, że temat pana Waya już się zakończył, bo nie wiedzieć czemu, był dla mnie odrobinę krępujący.
-Świetny materiał Frank. -stwierdził mój przyjaciel ze szczerym uśmiechem. Po chwili sięgnął po chusteczkę i po wydmuchaniu nosa, kontynuował. -Szkoda tylko, że nie miałeś okazji porobić mu zdjęć, czy coś.
-Jasne… A ty jak się czujesz? Bo nie mam zamiaru znów latać i załatwiać za ciebie twoją robotę. – Mruknąłem i przepiłem kolejny łyk kawy. Matt poprawił się w fotelu i zagrzebał w swój cieplutki kocyk. 
-Stary, rozłożyło mnie totalnie. Jak do jutra nie przejdzie mi gorączka, to będę prawdopodobnie w szpitalu. Ale nie martw się, teraz czarną robotę załatwię komuś innemu. 
Z Mattem rozmawialiśmy jeszcze kilka minut, po czym pożegnałem się i wyszedłem. Jechałem autem do domu i nie mogłem oderwać swoich myśli od Way’a. Co on w sobie takiego miał?
Niewątpliwie był niesamowicie przystojny i nawet ja musiałem to przyznać. Aby zagłuszyć myśli włączyłem w samochodzie radio i ustawiłem w miarę głośno. W końcu po kilku minutach znalazłem się w domu i mogłem w spokoju wrócić do nauki na egzaminy. Dzięki Bogu dzisiaj miałem wolne w pracy, więc resztę dnia mogłem spędzić z nosem w książce. Way już nie pojawiał się w mojej głowie, za co naprawdę dziękowałem, bo inaczej niczego nie wyciągnąłbym z czytanego tekstu.
Była już godzina druga w nocy a ja nadal pochłaniałem temat z dziedziny ekonomii przeplatanej z dziennikarstwem. Chyba powinienem to kiedyś przemyśleć o jeden raz więcej, gdy decydowałem się na dziennikarstwo. Po całych kilku godzinach nieustannej nauki mój mózg był niezdatni do niczego a w głowie huczało mi od ogromnego bólu migreny. 
-Na dziś koniec mistrzu – wymruczałem sam do siebie i zmierzyłem w stronę prysznica. Pozbyłem się szybko ubrań rzucając je wszystkie do sterty ubrań do prania i wskoczyłem do kabiny. Odczekałem, aż woda się zagrzeje po czym stałem bez ruchu przez dobre 10 minut. Zmyłem z siebie wszystkie dzisiejsze (a dokładniej wczorajsze) wspomnienia i po krótkim czasie leżałem nieprzytomny z przemęczenia w łóżku.

1 komentarz:

  1. O dobry Boże, to było cudowne, idealne!
    Cóż, to co będziesz pisać razem z Gumi będzie dla mnie zupełną nowością, ponieważ nie czytałam książki "50 twarzy Greya" xD Moja mama tylko bardzo chwaliła tą książkę, więc twój pomysł na to opowiadanie bardzo mi się spodobał... :3
    Nie wytrzymam aż tygodnia do następnej części ;_;
    Tak więc piszcie, piszcie! Weny życzę! :D

    OdpowiedzUsuń