Wiem że chuj was to obchodzi, ale no... .___. Trochę krótka ta historia ale chuj ._.
Kocham Cię Agata <3
_______________________
Większość historii miłosnych rozpoczyna się od słów
"Dawno, dawno temu...". Moja na pewno nie zacznie się od tych słów,
ponieważ zaczęła się dosyć niedawno. Chociaż wtedy nie wiedziałam, że wyniknie
z tego tak wiele.
Był 23 maj. Wyjątkowo nudny wieczór. Przeglądałam facebooka,
ale nawet tam nie działo się coś ciekawego. Mimo ponad 60 aktywnych znajomych,
nie miałam z kim pisać. Postanowiłam zapytać na mojej stronie "Killjoys
powinni trzymać się razem" czy przypadkiem ktoś nie chciałby ze mną popisać.
Znalazły się 3 chętne osoby. Między innymi Agata. Nasze rozmowy na początku
polegały na lepszym poznaniu się. Okazało się, że obie lubimy zespoły takie jak
Mindless Self Indulgence, Green Day, Bring Me The Horizon czy Sum 41. W krótkim
czasie w pełni sobie zaufałyśmy i powierzałyśmy sobie sekrety, oraz pomagałyśmy
sobie kiedy miałyśmy problemy. Stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami i nikt
nie był dla mnie tak ważny jak Agata.
Pewnego dnia leżałam sobie na łóżku i gapiłam się w sufit.
Agata była na zajęciach tanecznych i czułam jakąś pustkę w sercu. W pewnym
momencie nasunęło mi się pytanie: "Czy ja się w niej zakochałam?".
Odpowiedź przyszła niemal tak szybko jak pytanie. Tak. Tak, zakochałam się w
Agacie.
15 lipca wyjeżdżałam na wakacje. I mnie i Agatę to załamało.
Obiecałam jej, że będę z nią pisała tak często jak się da. Będąc w pociągu
postanowiłam, że jednak wyznam jej co czuję. Co się mogło stać? Mogła co
najwyżej... przestać się do mnie odzywać. W każdym bądź razie napisałam jej, że
ją kocham i czy chciała by zostać moją
dziewczyną. Odpowiedź dostałam po kilkunastu sekundach. Serce zaczęło mi walić
jak oszalałe, a w brzuchu czułam stado szerszeni. Otworzyłam wiadomość. Spodziewałam
się odpowiedzi w stylu "Aga, weź się odwal. Nic do ciebie nie czuję"
czy coś. A jaką odpowiedź dostałam? "Jezu, czekałam aż o to
zapytasz". Nie mogłam w to uwierzyć. Kiedy jednak wreszcie to do mnie
dotarło, prawie się poryczałam ze szczęścia. Kilka łez spłynęło po moich
policzkach. Mama się na mnie patrzyła jak na debila, tak jak połowa ludzi z
przedziału. Wyszłam na korytarz i delikatnie uchyliłam okno. Trochę się
rozmarzyłam, ale jakieś drące się dzieciaki sprawiły, że wróciłam do
rzeczywistości.
Przez kilka kolejnych dni, gdy leżałam na plaży, myślałam
tylko o niej. Oglądając zachód słońca, marzyłam, o tym, że pewnego dnia,
zabiorę ją nad morze i przytulone do siebie, będziemy spacerować brzegiem morza
przy zachodzie słońca.
Taką "naszą" piosenką została Sum 41- With me.
Jutro mija miesiąc, od kiedy jesteśmy razem. A przed nami jeszcze cała przyszłość. Agata jest osobą, dzięki której jestem szczęśliwa. Dzięki niej, wiem co to prawdziwa miłość. Wiem, że większość pomyśli, że my jesteśmy razem dla lansu. Ale my naprawdę się kochamy. Bez niej jestem niczym. Kiedy upadam, ona mnie podnosi. Jest moim natchnieniem, wsparciem, nadzieją, moim życiem... Po prostu wszystkim. Kocham ją nad życie i niech cały ten pierdolony świat o tym wie.
O moj Boze... Aga... Poryczalam sie... Jezu, jestes moim wszystkim <3 To juz bedzie miesiac. Nie moge w to uwierzyc, po prostu Cie kocham noo <3
OdpowiedzUsuńAnonimek spaghetti xoxo
Piękna historia :) Miło wiedzieć, że pomijając te wszystkie stereotypy, którymi obarcza nas społeczeństwo, nadal jesteście szczęśliwe. Sama jestem zakochana w pewnej dziewczynie, ale... no cóż. Boję się, ze to zniszczy całą przyjaźń. W każdym bądź razie, gratuluję z okazji 'miesięcznicy' i życzę dużo, dużo chemicznego szczęścia! :)
OdpowiedzUsuńojej. wzruszyłam się tą historią. to jest piękne, że znalazłyście szczęście. :)
OdpowiedzUsuńgratuluję Wam miesiąca i oczywiście życzę wytrwałości i dużo, dużo, duuużooo szczęścia. ;)
Miłość, miłość everywhere... Q.Q ale szczęścia życzę.
OdpowiedzUsuńNie widziałyście się nigdy na żywo, prawda? Mam tak samo, tylko że u mnie trwa to już dłużej. W sumie tak bardzo zbliżyłyśmy się, kiedy uchroniłam moją już dziewczynę przed samobójstwem (23 marzec, heheee).
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że wam się uda. Pewnie wiesz jak to jest ze związkami przez internet. Łatwo się przywiązać. Z drugiej strony łatwo to wszystko skończyć i zranić tą drugą (przywiązaną) osobę. Bywa, że niektórym się to po jakimś czasie nudzi, w końcu to tylko rozmowy przez internet lub telefon. Niekoniecznie musi przeważać chęć ciekawszych "przeżyć", ale też np potrzeba realnego partnera. Przez internet nie można przytulić czy faktycznie pomóc w jakimś problemie, którego nie da się rozwiązać rozmową online. Ogromnym minusem jest też brak wspólnych przeżyć. Można by powiedzieć, że to marzenia nastolatków, ale...ale wynaleziono eDarling .___.
W każdym razie, powodzenia.
xoxo
...ta, która dźgała cię w oko przez internet ;p