Ostatecznie z pomocą waszych głosów wybrałam opowiadanie numer 2. Mam już napisane dwa rozdziały, trzeba je tylko sprawdzić. No i muszę znaleźć oficjalny tytuł do opowiadania, ale nie mam pomysłów.
A na razie macie tutaj takiego kiepskiego, krótkiego Shota, bez głębszego sensu i przesłania.
Mogłam już wyjść z wprawy, bo naprawdę dawno nie pisałam, ale mam nadzieję, że przypadnie wam chociaż odrobinę do gustu.
Myślę, że jeszcze w tym tygodniu pojawi się pierwszy rozdział nowego opowiadania.
Dziękuję za pamięć i komentarze! <3
xoxo Demolition Puppy
________________________
(Gerard)
Nie skłamię, jeśli powiem, że ja i Frank znaliśmy się
dosłownie od kołyski. Mieszkaliśmy w tej samej starej kamienicy, dokładnie na
przeciwko siebie. Kiedy się urodziłem wystarczyło poczekać kilka miesięcy, aż
urodzi się Frank. Gdy tylko podrośliśmy na tyle, by samemu spacerować staliśmy
się nierozłączni. Nasze mamy oczywiście nie miały nic przeciwko, a potem robiły
wszystko byleby nas na moment nie rozdzielić. Dlatego nawet na wakacje
jeździliśmy razem, a później zapisano nas do tego samego przedszkola.
Oboje byliśmy bardzo nieśmiali i głównie dlatego nie
zawieraliśmy żadnych nowych znajomości. Mieliśmy siebie, po prostu.
Na początku byliśmy zwykłymi kolegami- bawiliśmy się razem w
piaskownicy, wymyślaliśmy swoje własne zabawy, nawet stworzyliśmy własny język,
który tylko my rozumieliśmy. Byliśmy dla siebie jak rodzeństwo, którego oboje
nie mieliśmy.
Potem jednak urodził mi się braciszek- Mikey. I ja i Frank
byliśmy tym niesamowicie zafascynowani i nie mogliśmy się doczekać, aż
podrośniemy i będziemy mogli się nim opiekować.
W podstawówce również trafiliśmy do jednej klasy. Na każdej
lekcji siedzieliśmy razem, na przerwach bawiliśmy się tylko w swoim
towarzystwie, nawet nie próbowaliśmy poznać kogoś nowego. Po lekcjach razem
wracaliśmy do domu, odrabialiśmy zadania i uczyliśmy się. Chyba nigdy się nie
kłóciliśmy. A nawet jeśli to przecież nie potrafiliśmy długo bez siebie
wytrzymać.
W tych latach naszym ulubionym miejscem do przesiadywania był
trzepak, za kamienicą. W lecie było to idealne schronienie przed cieniem.
Szczególnie zapamiętałem wakacje, jakoś między 5 a 6 klasą
podstawówki. Frank był z rodzicami na mieście, a ja czekałem na niego na naszym
trzepaku. Gdy tylko wrócił, poszedł się przebrać i przysiadł obok mnie. Poczęstował
mnie cukierkiem, którego chętnie zabrałem.
-Ej Gerard, jak byłem teraz z rodzicami na mieście to w
pewnym momencie się tak dotknęli ustami. Mówili, że to pocałunek. -zaczął
-Moi rodzice też tak czasem robią, ale nie wiem po co.
-odparłem
-Ja właśnie też. Może sprawdzimy?
Wzruszyłem obojętnie ramionami. Pochyliliśmy się w swoje
strony i daliśmy sobie delikatnego buziaka. Wtedy to nie było dla nas w
jakikolwiek sposób złe, byliśmy po prostu strasznie ciekawi.
Chodzenie do szkoły i nauka o różnych nowych rzeczach coraz
bardziej budziła naszą ciekawość. Jeszcze wielokrotnie próbowaliśmy różnej
formy pocałunku, którą zauważaliśmy u rodziców- począwszy od buziaków w policzek,
aż po jakieś głębsze, namiętne pocałunki.
Po tym wszystkim zachowywaliśmy się czasem jak para, choć
nic do siebie nie czuliśmy. Byliśmy za mali na miłość. Jednak czasem
trzymaliśmy się za ręce, dawaliśmy sobie buziaki i tuliliśmy się. Nie
uważaliśmy tego za dziwne. Taka szczeniacka miłość.
Jak teraz o tym myślę, to na pewno musieliśmy coś do siebie
czuć.
W gimnazjum również byliśmy w tej samej klasie i nadal
byliśmy nierozłączni. Frank był rozchwytywany wśród dziewczyn, jednak on nadal
wolał ten nasz niby związek. Wtedy dowiedzieliśmy się, że miłość pomiędzy
osobami tej samej płci nie jest zbyt dobrze postrzegana wśród ludzi. Dlatego
był to nasz mały sekret. Taki zakazany owoc- a jak wiadomo, on smakuje
najlepiej. Wtedy liczyliśmy się tylko my, żyliśmy jak w naszym wymarzonym śnie. Nie dbaliśmy o nic.
Jednak pod koniec drugiej klasy Frank ze łzami w oczach
oznajmił mi, że jego tata znalazł pracę w innym mieście i że się
przeprowadzają. Nasz świat posypał się wtedy jak domek z kart. Przepłakaliśmy
razem całą noc, rozmawiając długo o tym co będzie. Spędziliśmy razem 14 lat i
nagle mieliśmy się rozstać. Wtedy komputery, a już tym bardziej telefony nie
były aż tak rozpowszechnione, więc moglibyśmy kontaktować się co najwyżej
poprzez listy. I tak na początku robiliśmy. Bez przerwy do siebie pisaliśmy,
czasem dzwoniliśmy. Jednak po jakimś czasie Frank znalazł tam sobie przyjaciół.
Nie byłem mu aż tak potrzebny, skoro miał przyjaciół na miejscu.
Zabolało mnie to, jednak w pełni go rozumiałem. Choć często
żałowałem, że nie mamy okazji się znowu spotkać, przytulić się, dać sobie
buziaka i pogadać.
Wtedy doszedłem do wniosku, że ja chyba naprawdę coś do
niego czułem. Ale byłem wtedy młody, uważałem to za głupie zauroczenie.
Potem miałem kilka przelotnych związków, których szukałem
chyba tylko po to, by zapełnić pustkę po Franku. Na nic się to jednak nie
zdało, bo jego po prostu nie dało się zastąpić.
Teraz, kiedy mam 24 lata, wiem że to była miłość.
Oczywiście, że była i nadal gdzieś głęboko we mnie się ukrywała, bo gdy pewnego
dnia zadzwonił do mnie stary znajomy Ray i oznajmił, że dostał zaproszenie na ślub
Franka, coś we mnie pękło. Dowiedziałem się od niego, że Frank bierze ślub z
dziewczyną o imieniu Jamia, jednak nie jest w stu procentach pewny tej decyzji
i że to nacisk od strony rodziców.
Bolało nie tylko to, że bierze ślub, ale również to, że
nawet mnie nie poinformował. Mnie, swojego najbliższego niegdyś przyjaciela.
* * *
Dowiedziałem się od
Raya gdzie ten ślub ma się odbyć i pojechałem tam. Chciałem go zobaczyć,
powiedzieć mu "cześć" i złożyć życzenia.
Usiadłem w kościele gdzieś z tyłu, żeby nie rzucać się w
oczy. Wtedy zauważyłem jak Frank wchodzi do budynku. Ubrany był w elegancki
garnitur, włosy miał dość długie, niemalże sięgające ramion i rozglądał się po
kościele tymi oliwkowymi oczami. Wyglądał tak pięknie. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, prezentował się niesamowicie.
Nim się obejrzałem stał przed ołtarzem razem ze swoją
wybranką. Zauważyłem, że ona bez przerwy szeroko się uśmiecha, Frank natomiast
nie wyglądał na zadowolonego. Może Ray rzeczywiście miał rację?
Im dłużej patrzyłem na Franka, tym bardziej żałowałem, że to
ja nie stoję z nim na ołtarzu. Gdyby się nie przeprowadził 10 lat temu mogłoby
być tak pięknie. Może nadal bylibyśmy w swoim niby związku? Może teraz to by był nasz ślub? Wszystko mogło się potoczyć całkiem inaczej.
-Jeśli ktoś zna powód, dla którego ta para nie powinna się
pobrać, niech powie to teraz. -usłyszałem głos księdza
Z mocno bijącym sercem, podchodzącym do gardła wstałem i
wyszedłem na środek. Byłem świadom konsekwencji, ale nie darowałbym sobie,
gdybym przepuścił tą okazję naprawienia sytuacji.
-Ja znam. -odezwałem się i oczy wszystkich zgromadzonych na
mnie spoczęły
Najpóźniej w moją stronę spojrzał Frank. Gdy tylko mnie
rozpoznał dostrzegłem zmieszanie i zaskoczenie w jego oczach, ale również błysk
radości. Na początku chyba nie mógł uwierzyć, że to naprawdę ja i wpatrywał się we mnie nie dowierzając własnym oczom.
-Frank nie kocha tej dziewczyny. -kontynuowałem i zrobiłem
kilka kroków w stronę ołtarza
Większość osób zaczęła coś szeptać między sobą i wysyłać
zaskoczone spojrzenie Frankowi. Jego wybranka natomiast wyglądała na oburzoną i
zdenerwowaną, że ktoś śmie niszczyć jej ceremonię.
-Sądziłeś, że to się tak skończy? -zapytałem Franka, który
nadal stał w bezruchu i wpatrywał się we mnie. -Że będę musiał niszczyć ci
ślub, żeby przez moment z tobą porozmawiać? Nie dziwię się, że mnie nie
zaprosiłeś. -zaśmiałem się sarkastycznie pod nosem. Znalezienie odpowiednich
słów w tym momencie graniczyło dla mnie z cudem -Zaraz wyjdę i już nigdy mnie
nie zobaczysz. Chciałem ci tylko powiedzieć, że tęsknię za tobą. Wciąż pamiętam każdy dzień spędzony razem, te wspomnienia nigdy nie odejdą. Nadal pamiętam
nasz mały sekret i jest mi trochę przykro, że jest nieaktualny.
Zauważyłem, że po policzku Franka spływa pojedyncza łza.
Jamia natomiast wpatrywała się na zmianę w niego i we mnie, tupiąc nogą
zniecierpliwiona.
-Kochałem cię wtedy i kocham teraz, Frank. -mruknąłem na koniec i zamierzałem wyjść
Frank walczył przez chwilę ze sobą. Postawiłem go w
niekomfortowej sytuacji wyznając miłość przed całą jego rodziną. W końcu jednak
chłopak zszedł z ołtarza i podszedł do mnie. Stał przez moment przede mną i
wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy. Po upływie kilkunastu sekund rzucił mi się
na szyję, a ja objąłem go mocno korzystając z tego, bo byłem świadomy, że to
być może moja ostatnia szansa. Po chwili Frank odsunął się ode mnie i wytarł
łzy z policzków. Potem spojrzał na swoją wybrankę, która nadal stała
zdezorientowana przy ołtarzu.
-Przepraszam cię Jamia... I przepraszam wszystkich tu
obecnych. Nigdy nie chciałem tego ślubu. -odezwał się po chwili. Zerknął na
mnie i uśmiechnął się delikatnie -Jak dobrze, że tu jesteś. Tak bardzo
tęskniłem -dodał i ponownie się do mnie przytulił -Mam ci tyle do
powiedzenia...
-Mamy dużo czasu, najdroższy. -uśmiechnąłem się delikatnie i
mocno objąłem go w pasie
Staliśmy tak na środku ołtarza, nie zwracając uwagi na cały
ten cyrk, który dział się wokół nas. Nawet niewiele pamiętam z tamtych
kilkudziesięciu minut, oprócz tego, że Frank nadal stał wtulony we mnie, a jego
nosek łaskotał mnie po szyi. A co najważniejsze- wszystko było jak dawniej. No,
może z wyjątkiem tego, że mieliśmy po 24 lata i nasz związek nie był już takim
sekretem.