Stwierdzam iż nie umiem pisać długich rozdziałów ._.
Z dedykacją dla mojej narzeczonej: Anominka od spaghetti <3
A po za tym z dedykiem dla: Kathi i Rainbow Exorcist
Dziękuję za 6174 wyświetleń <3
____________________
Frank
Z każdym dniem, moje uczucie do Gerarda się pogłębiało. Nie był dla mnie obojętny. Bałem się, że w końcu to zauważy. W każdym razie, starałem się z nim spędzać jak najwięcej czasu, co o dziwo mu nie przeszkadzało. Miałem nawet wrażenie, że zaczął ignorować Lindsey. Ale to pewnie tylko moje schizy.
W sobotę zaoferowałem rodzicom Rose, że się nią zajmę (jakbyście zapomnieli-Rose to moja mała przyjaciółeczka). Oni wyszli chyba na jakieś spotkanie ze znajomymi, a Rose wręcz krzyczała, że chcę zostać ze mną.
Siedzieliśmy u mnie w domu i rysowaliśmy jakieś kotki, psy i inne bzdety. Na moje szczęście Steva nie było, bo poszedł do jakieś kumpla się upić, a mama była w pracy. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Rose spojrzała na mnie zdziwiona. Wstałem i podszedłem do drzwi, a moja przyjaciółeczka pobiegła za mną i trzymała się mojej ręki. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem czarnowłosego. Oddech momentalnie mi przyspieszył i zrobiło mi się mega gorąco.
-G..G..Gee? -wyjąkałem
-No a kto inny? -uśmiechnął się
-Kto to jest? -spytała Rose, delikatnie się za mnie chowając
Czarnowłosy spojrzał na dziewczynkę i uśmiechnął się szeroko. Uśmiech był po prostu tak uroczy, że myślałem, że serce mi wyskoczy i będę je musiał zbierać z podłogi.
-Jestem Gerard -powiedział do dziewczynki
-A ja Rose -odwzajemniła uśmiech
-Chcecie gdzieś wyjść? Ładna pogoda jest -zaproponował Gee
-Tak! Franiu, chodźmy! -pisnęła radośnie dziewczynka
Zgodziłem się, no bo to jednak Gerard, tak?
Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy pustymi uliczkami. Zdziwiło mnie, że nikogo nie ma, w końcu pogoda dopisywała. Był początek marca, a pogoda jak w maju. Nie żeby mi to przeszkadzało, czy coś. Poszliśmy w stronę parku, żeby Rose mogła pójść się pobawić na huśtawkach czy coś.
W trójkę usiedliśmy na ławce. Rose rozglądała się z uśmieszkiem, a ja co jakiś czas spoglądałem na Gerarda. Był taki piękny. Jego zielono-brązowe oczy były wpatrzone w jakiś odległy punkt, jego długie, czarne włosy delikatnie powiewały na wietrze, a jego usta... Nie marzyłem o niczym innym, żeby je po prostu ucałować.
-Wiecie co moja babcia mówiła na taki wiatr? -zaczął Gee, a ja i Rose, spojrzeliśmy na niego zaciekawieni -Że to jest wiatr zmian. No wiecie... Wrogowie się w sobie zakochują, albo przynajmniej się lubią, Ci co byli w sobie zakochani nagle przestają się kochać.... I ja w to wierzę.
-Nie rozumiem...- stwierdziła Rose
-Jesteś za mała -mruknął Gee -Ale znaczy to tyle, że szykują się jakieś zmiany.
Mam na nadzieję, pomyślałem.
-Dobra, pora wracać- odezwałem się -Rose, twoi rodzice za niedługo przyjdą. Gerard idziesz z nami czy zostajesz?
-Idę, idę -uśmiechnął się
Gerard
Przekręciłem kluczyk w drzwiach i po cichu wszedłem do środka.
-Hej mamo! -krzyknąłem w głąb domu
-Cześć Gerdu- usłyszałem z kuchni- Chcesz kolację?
-Nie, nie jestem głodny-odparłem i poszedłem do swojego pokoju
Usiadłem na łóżku i wpatrywałem się w sufit. Czułem się jakoś dziwnie. Nie, że mi było niedobrze czy coś. Tylko tak jakby..pustka. Tak, pustka to dobre określenie. Brakowało mi czegoś lub kogoś. Pierwsze do głowy mi przyszło, że to pewnie tęsknota za Lindsey, jednak po chwili dotarło do mnie, że chodzi o Franka. Tak, o mojego przyjaciela Franka. Czyli ten tekst babci o wietrze zmian był prawdziwy. Boże, ja go kocham.
* * *
Po kilku dniach podkochiwania się w Franku, postanowiłem zerwać z Lindsey. Przecież to nie miało sensu. Nie kochałem jej.
Po lekcjach, czekałem na nią od szkołą. Chciałem to załatwić jak najszybciej i po prostu wrócić do domu Albo najlepiej pójść do Franka.
-Hej skarbie- usłyszałem- Długo czekasz?
-Lindsey... Ja...
-Tak...? -zniecierpliwiła się
- Jeśli wierzysz, że jest to częścią mojej duszy Wypowiedziałbym wszystkie słowa, które znam Tylko po to, żeby zobaczyć czy widać Że staram się dać Ci znać Że lepiej mi będzie samemu
Dziewczyna spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
-Przepraszam- szepnąłem na koniec, odwróciłem się i poszedłem, zostawiając ją tam samą