Pogoda za oknem idealnie pasuje do tego rozdziału xd
Dziękuje za te wyświetlenia :D (Tak, bede tak pisać przy każdym rozdziale, bo to wiele dla mnie znaczy .___.)
Zastanawia mnie co po tym rozdziale będziecie myśleć o Gerardzie :3 Huehuehue, nic więcej nie móie. Czytajcie ^^
_______________________________________
Frank
Zbliżały sie święta. Chyba pierwszy raz miałem je spędzić
sam. Mikey pewnie będzie z rodziną, a nie chce sie na siłe wtrącać. Niby mógł
je spędzić z moją rodziną, ale oni nawet do mnie nie zadzwonili i nie zapytali
czy mam z kim spędzić święta. Miło z ich strony.
Leżałem na kanapie wpatrując sie w sufit. Już minął prawie
rok odkąd jestem sam. Z każdym dniem jest ze mną coraz lepiej. Chyba.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Byłem pewny że to Mikey.
Ewentualnie Alice. Nikt inny mnie nie odwiedza. Nie pomyliłem sie. Przyszedł
Mikey.
Rozsiedliśmy sie wygodnie na kanapie i czekałem aż coś
powie.
-Frank, zbliżają sie święta i tak sobie pomyślałem, że
przydałoby sie je spędzić w rodzinnym gronie...-zaczął-Zaprosiłem do siebie
Gerarda i Lindsey. Chciałbyś do nas dołączyć?
-Nie-odpowiedziałem natychmiast
-Ale Frank... Gerardowi bardzo zależy na tym żebyś był
Zależy mu? Po tym wszystkim? Po całym tym czasie chce abym
pojawił sie na jakiś głupich świętach?
-Zrób to dla mnie. I dla Alice-kontynuował
Tym argumentom nie mogłem ulec. Przecież nie musze rozmawiać
z Gerardem i Lindsey skoro mam Mikey'go i Alice. Jesteśmy taką małą rodzinką.
W końcu zgodziłem sie. Mikey był tą wiadomością bardzo
uradowany. Po jego wyjściu ruszyłem do pokoju. Spojrzałem na telefon. Jedno
nieodebrane połączenie. Gerard. Dzwonił do mnie, a ja głupi nie odebrałem!
Oddzwonić? Jeżeli będzie coś chciał to zadzwoni znowu. Nie będe sie narzucał. A
po za tym czy ja chce z nim gadać? Dobra, nie oszukujmy sie. Marze o tym. Cały
czas czekałem na ten jeden jedyny telefon, a kiedy już zadzwonił, to akurat
siedziałem w innym pokoju i nie słyszałem. Szczyt nieszczęścia.Chwila, zostawił wiadomość. Posłuchać, czy nie posłuchać, oto jest pytanie...
W końcu zdecydowałem się i postanowiłem odsłuchać wiadomość:
-Cześć Frank. Wiem, że długo się nie odzywałem i w ogóle, ale chciałem ci życzyć wesołych świąt. I dużo zdrowia i szczęścia. Fajnie by było jakbyś oddzwonił, no.. chyba że nie chcesz... No to jeszcze raz wesołych świąt. Trzymaj się!
Krótko, zwięźle i na temat. Przez chwile miałem ochotę kliknąć zieloną słuchawkę i do niego zadzwonić. Ale po co? Odłożyłem telefon i położyłem się na łóżku.
* * *
Mikey przyszedł do mnie dzień przed Wigilią. Wolał mieć
pewność, że w drodze do jego domu nie rzuce sie pod jakieś auto. Czasami chyba
troche przesadzał.
Zaraz po wejściu do domu poczułem przepiękny zapach
dochodzący z kuchni. Alice to wspaniała kucharka. Po zapachu mogłem stwierdzić,
że przyrządza właśnie pierniczki. Zdjąłem kurtke i buty, a po chwili wkroczyłem
do zabałaganionej kuchni.
-O, Frank! Wspaniale że jesteś-ucieszyła sie i cmoknęła mnie
w policzek
Mikey w tym czasie zabrał moją małą walizke i zaniósł ją do
pokoju w którym zazwyczaj sypiałem.
-Pomóc ci w czymś?-spytałem Alice biegającą po kuchni
-Byłoby wspaniale-uśmiechnęła sie-Bo Mikey jest zbyt leniwy
-Nie jestem leniwy!-usłyszeliśmy krzyk blondyna-Robie dużo
innych rzeczy!
Podczas pomagania w gotowaniu niecierpliwiłem sie cholernie.
Nie mogłem sie doczekać, aż przyjdzie czarnowłosy. To nic, że przyjdzie z tą
szkapą. Chce go zobaczyć. Porozmawiać z nim.
Pomagałem Alice ogarnąć kuchnie, gdy usłyszałem dzwonek do
drzwi. Mikey leniwie wstał z krzesła i poszedł je otworzyć. Przymknąłem oczy i
próbowałem uspokoić myśli. Nie widziałem bo tak długo i sam nie wiedziałem jak
mam zareagować.
Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Otworzyłem oczy i
zobaczyłem wpatrującą sie we mnie z uśmiechem Alice.
-Będzie dobrze-szepnęła
Naprawdę wyjątkowa dziewczyna. Mikey ma szczęście. Niech
tylko tego nie spieprzy.
Usłyszałem jakieś powitania w przedpokoju. "Hej
Lindsey", "Cześć Mikey!" i jakieś śmiechy. Po chwili w progu
kuchni stanął on. Mój czarnowłosy. Taki sam jak kiedyś. Ze swoim uśmiechem i
kochanym spojrzeniem. Ogarnął wzrokiem kuchnie, a po chwili podszedł do Alice.
-Hej Alice-przywitał ją i pocałował w policzek
-Cześć Gee
Po chwili spojrzał na mnie. Uśmiechnął sie szeroko.
-Wspaniale, że jednak jesteś Frank-powiedział i uścisnął
mnie
Tego mi brakowało. Jego silnego i przyjemnego uścisku. Jego
głosu. Po prostu jego.
Po chwil w kuchni pojawiła sie również Lindsey. Popatrzyła
na mnie wzrokiem mordercy, a potem podeszła do Alice. W sklepie wydawała sie
być taka milutka. Dziewczyna z charakterkiem.
Gerard poszedł pogadać z Mikey'em, a Lindsey udała się do
łazienki.
-Wszystko w porządku?-spytała Alice
-Tak. Nie. Nie wiem-odparłem
Podała mi pudełeczko ulubionych ciastek. Zawsze kiedy byłem
smutny mi je dawała. Z resztą sama je uwielbiała. Zaczęliśmy sie obżerać
ciasteczkami z kawałkami czekolady.
Gerard jest w pokoju obok. Uścisnął mnie. Ale to nie zmienia
faktu, że nie może być mój. Ale przynajmniej mam okazje spędzić z nim troche
czasu. Tylko czy to nie sprawi, że potem będe tęsknił jeszcze bardziej? Może
lepiej byłoby gdybym nie zwracał na niego uwagi? Nie rozmawiał z nim? Problem
tkwi w tym, że ja chce z nim rozmawiać. Potrzebuje tego. Zależało mu na tym,
żebym przyjechał. Chyba, że Mikey mnie okłamał. Nie, nie zrobiłby mi tego.
Jedynym problemem w całej tej sytuacji była pewna osoba imieniem Lindsey.
Pewnie będzie specjalnie kręciła sie koło Gerarda utrudniając mi wszystko. I
będe musiał widzieć ich obściskujących sie na każdym kroku. Mogłem zostać w
domu. Spędzać święta samotnie. Tu będe sie czuł jak piąte koło u wozu.
-Przygotowałam to pyszne ciasto-usłyszeliśmy Lindsey
-Mmmm... to wspaniale-uśmiechnęła sie Alice-Ja ze słodkości,
to przygotowałam pierniczki, sernik i szarlotke.
-Kochana i kto to wszystko zje?-obydwie wybuchnęły śmiechem
Damskie pogaduchy to nie dla mnie. Wycofałem sie z kuchni i
poszedłem do salonu, gdzie bracia Way zawzięcie dyskutowali. Widząc mnie
chwilowo sie zawahali a potem zmienili temat. Świetnie, jestem niechciany.
-Frank siadaj-zachęcił Mikey-Będzie leciała jakaś fajna
komedyjka
Spojrzałem na Gerarda, a on uśmiechnął sie zachęcająco. W
końcu przysiadłem obok blondyna. Co chwila spoglądałem na czarnowłosego. Czy ja
coś jeszcze dla niego znacze? Pewnie po prostu chce odbudować przyjaźń. Tylko czemu
cały ten czas sie nie odzywał? Myślał że tak będzie dla mnie lepiej? Myślał, że
jeżeli sie nie będzie odzywał to o nim zapomne? Nigdy o nim nie zapomne. Cały
czas będe myślał o tych wszystkich wspólnie spędzonych chwilach.
Jak sie okazało, państwo czarnowłosy i czarnowłosa szkapa,
mieli mieć pokój zaraz obok. Świetnie, będe miał czego słuchać po nocach.
W nocy leżałem bezczynnie na łóżku. Nie chciało mi sie spać.
Nic mi sie nie chciało. W pokoju obok spał sobie z wymarzoną dziewczyną mój
ukochany. Dlaczego życie mi to robi? Mogłem siedzieć w domu i wspominać. Po
moim policzku popłynęła łza. Co Lindsey ma w sobie takiego czego nie mam ja? A
tak, ona jest dziewczyną.
Usłyszałem uchylające sie drzwi. Obstawiałem, że to Mikey,
przyszedł sprawdzić co ze mną. Mimo panujących egipskich ciemności,
dostrzegłem, że to na pewno nie jest Mikey. A co jeżeli to Lindsey, która okaże
sie psychopatką?! Będzie chciała nas wszystkich pozabijać i zacznie właśnie ode
mnie?! Za dużo horrorów.
-Co sie stało?-usłyszałem
Nie, ten głos na pewno nie należał do psychopatycznej
Lindsey. Do Alice stanowczo też nie. Gerard. Wierzchem dłoni otarłem łzy.
-Co ty tu robisz?-spytałem
-Szedłem do kuchni i usłyszałem szloch, więc postanowiłem
sprawdzić co sie stało-odpowiedział
Wpatrywałem sie w niego przez chwile. Przez to, że było
cholernie ciemno, nie mogłem wyczytać emocji z jego twarzy. A zawsze było to
wyjątkowo łatwe. Chyba, że Lindsey nagle tak go zmieniła.
-Frank, ja cie przepraszam, że sie nie odzywałem. Przecież
byliśmy przyjaciółmi... Ale uznałem że tak będzie lepiej-odezwał sie
Wybuchnąłem płaczem. Jestem beznadziejny. Nie powiedział nic
takiego, a ja musiałem sie poryczeć. Przytuliłem sie do niego. Zaskoczyło go
to, ale mnie nie odepchnął. Po chwili mojego płaczu, odwzajemnił uścisk.
Potrzebowałem jego silnych ramion. Potrzebowałem jego bliskości. Rękaw jego
koszulki był już mokry od moich łez. Trzymał mnie w ramionach tak długo, aż sie
nie uspokoiłem.
-Już dobrze?-szepnął z troską
Przetarłem dłonią oczy.
-Tak, chyba tak-odpowiedziałem
-To teraz idź już spać
Spojrzałem na zegar. Był ze mną dobre pół godziny. A przecież
nie musiał. Mógł olać moje głupie szlochanie i zostawić mnie z tym samego.
No okay, przeczytałam sobie całość kilka dni temu i cóż, wypadałoby teraz napisać jakiś długi, niesamowicie mądry i błyskotliwy komentarz o tym, jaka to wściekła jestem na beznadziejnego Gerarda, który nie wie, czego chce, który jest beznadziejny, płytki i rani wszystkich, których kocha i co więcej, robi to specjalne, a ma się za nie wiadomo kogo, ale chyba sobie to odpuszczę.
OdpowiedzUsuńOgólnie fabuła typowo frerardowa, ale cóż poradzić? Jak blogosfera szeroka i głęboka, można się natknąć na masę opowiadań o tym paringu, więc bycie oryginalnym jest niezwykle trudne. Ale mimo wszystko, mimo to, że czeka cię dużo pracy, jeżeli chcesz pisać lepiej, często gubisz kropki na końcu zdań, i przydałoby się popracować nad interpunkcją, to opowiadanie niezwykle poprawiło mi humor. Kiedy je czytałam, cały czas się uśmiechałam. Nawet jeśli w opowiadaniu akcja gnała jak samolot na pasie startowym i nie działy się zbyt przyjemne rzeczy. Zrobiłaś z Franka taką panienkę z masą problemów. Lubię go w takim wydaniu, ale mam wrażenie, że momentami przesadzasz. Chociaż... no ludzie mają różne mentalności. Ale twój Frank zdecydowanie powinien wybrać się do psychologa. Z resztą, Gerarda tyczy się to samo. A moją ulubioną postacią jest niezaprzeczalnie Mikey. Taki wujek dobra rada. ;D
No i miałam się nie rozpisywać... no sama popatrz, co mi z tego wyszło? No ale dobra, bo mój pokój błaga o to, żeby go chociaż trochę ogarnąć, we wtorkowej filiżance po kawie wyhodowałam sobie mrowisko, więc to chyba znak, ze czas trochę to ogarnąć xD
Pisz, pisz, pisz. Jeszcze raz pisz, bo czeka cię dużo pracy, jednak chęci i potencjału ci nie brak, i to mnie cieszy ;)
Pozdrawiam!
Geeeerard, nie załamuj mnie. D: Nagle się z ciebie taki och i ach, cudowny przyjaciel? Won, won, won od Frania. ;c Idź się pieprzyć ze swoim babsztylem. :<
OdpowiedzUsuńBy the way, z kolei ta blondynka... Niby miła, NIBY, ale jej nie lubię. Za bardzo się narzuca. Według mnie Frank nie potrzebuje takiego blondasa. I takie czarnucha też. >__< Franio sobie adoptuje pieska i będzie szczęśliwy, o. :3
Nie wiem co jeszcze napisać, więc pożyczę weny i poproszę o szybkie dodanie kolejnego.
Gee będzie się musiał ostro przyłożyć, żeby odzyskać moją sympatię. :<
xoxo Fun Puppy
O nie Gee coś klręci ... niech się facet zdecyduje .. a co do tej blondynki poznanej to nie . ona nie może się teraz wtrancać . XDD
OdpowiedzUsuńNiech Gee się zastanowi a nie kurde no jak tak można ? .