środa, 3 kwietnia 2013

XVI. "I'm not much a poet, but a criminal"


Ok, wreszcie dodaje nowy rozdział :3
Dziękuje za wyświetlenia *u*
____________________________________

Gerard

Minął już prawie rok, odkąd jestem szczęśliwy z Lindsey. O Franku dość szybko zapomniałem. Znaczy... Nie martwiłem sie już tak o niego. Niech żyje własnym życiem. Przez jakiś czas myślałem, żeby do niego zadzwonić i jak starzy przyjaciele pogadać, ale nie byłoby o czym. Przecież nie zapytam co u niego. Za to zadzwoniłem do Ray'a. Jak sie dowiedziałem, nadal spotyka sie ze swoją szkolną miłością Lilly i planują ślub. Może ja też powinienem sie już ustatkować? Założyć rodzine? Zaplanować przyszłość razem z Lindsey?
Rano obudziły mnie promienie słońca. Mimo ciemnej zasłony i tak światło słoneczne się przebijało. Spojrzałem na miejsce obok mnie. Lindsey leżała blisko mnie, nadal pogrążona w śnie. Zegar wskazywał godzinę 10:12. Przydałoby sie ruszyć dupe i wstać. Po cichu wstałem z łóżka i przeszedłem przez pokój, starając sie na stanąć na skrzypiące deski. Poszedłem w strone kuchni, żeby zrobić sobie kawe. Taka kawa zaraz z rana, zawsze pomagała mi stanąć na nogi. Ale nie tylko mi. Lindsey też ją uwielbiała. Postanowiłem od razu przygotować dwie.
Spojrzałem za okno. Mimo tego, że już jest grudzień i za niedługo będą święta, słońce mocno prażyło i stopniowo roztapiało śnieg. Piękne bałwanki lepione przez dzieci z sąsiedztwa zamieniały się w kałuże.
Czekałem, aż woda się zagotuje, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Kto do cholery przychodzi tak wcześnie? Szybko ubrałem spodnie i jakąś koszulke i poszedłem otworzyć drzwi.
-Cześć Gerard-przywitał mnie wysoki blondyn
Mój brat Mikey mnie odwiedza? Po tym wszystkim, po prostu przychodzi do naszego domu?
-Cześć Mikey-odpowiedziałem nadal lekko zdziwiony zaistniałą sytuacją
-Moge wejść?-spytał
Otworzyłem szerzej drzwi i wykonałem zachęcający gest. Chłopak wkroczył do domu delikatnie sie rozglądając. Z tego co pamiętam w środku nigdy nie był, jedynie pare razy był pod tym domem. Rozejrzał sie, ściągnął kurtke i buty, a po chwili odezwał sie:
-Chciałem pogadać
Można było sie domyślić. Zaprosiłem go do salonu. Rozłożył sie na kanapie, a ja poszedłem do kuchni po kubki z kawą. Podałem bratu kubek, a on niemal od razu upił łyk.
-Jest Lindsey?-spytał szeptem
-Jest, ale śpi-odparłem
Założył noge na noge i odstawił kubek. Przypatrzył mi sie, tak jakby nie miał pewności czy to aby na pewno ja. Ale nie zmieniłem sie zbytnio. Nie z wyglądu.
-No wiesz... Zbliżają sie święta i tak sobie pomyślałem, że może z Lindsey przyjechalibyście do nas?-odezwał sie w końcu
Po całym tym czasie, kiedy sie do niego nie odzywałem zaprasza mnie na święta? Miło z jego strony. Lindsey pewnie nie będzie miała nic przeciwko, w końcu z Alice od zawsze były przyjaciółkami.
-Z chęcią-uśmiechnąłem sie-Mikey....A co u Franka?
Spiorunował mnie wzrokiem. Fakt, to tak głupio nagle o niego pytać po tym wszystkim... Ale jednak mnie to ciekawiło. Może sobie kogoś znalazł?
-Nie najlepiej-odparł
A więc nadal jest nieszczęśliwy. Zachowałem sie bezczelnie. Mógłbym sie chociaż do niego odezwać, a nie tak nagle wyparować. Przecież byliśmy przyjaciółmi. I nadal powinniśmy być.
-Mikey... A może by tak zaprosić też Franka?-zaproponowałem-Chciałbym odbudować przyjaźń
Przez chwile wpatrywał się w kubek, w milczeniu. Jego mina mówiła że sie waha. Sam sie długo wahałem. W końcu nie wiem, czy po tym wszystkim Frank chciałby mnie widzieć. Ale zrobiłbym wszystko by na nowo mi zaufał i stał sie moim przyjacielem. Nie chce mieć w nim wroga. Chce by było jak dawniej. Żebyśmy sie śmiali z głupich żartów, grali razem na gitarze, rozmawiali o byle czym. Tak jak przyjaciele.
 -Moge go zapytać-odparł w końcu
-Powiedz mu, że bardzo mi na tym zależy-dodałem
-Ale wiesz, że ciężko mu będzie patrzeć na to, jak obściskujesz sie z Lindsey?
-Ogranicze to do minimum-uśmiechnąłem sie
Zdążyliśmy już wypić kawe, kiedy usłyszeliśmy kroki. Lindsey wreszcie wstała. Mały śpioch.
-Cześć Mikey-odparła
-Witaj Lindsey-przywitał ją machając ręką
Założyła szlafrok i przysiadła sie obok nas. Wzięła mi z ręki kubek i spojrzała czy coś w nim jeszcze jest.
-Zaraz ci zrobie kawe-powiedziałem całując ją w policzek-A w ogóle to Mikey przyszedł, aby nas zaprosić do siebie na święta
Popatrzyła podejrzliwie na Mikey'go, a potem na mnie. Po chwili na jej twarzy zawitał uśmiech.
-To świetnie! Uwielbiam takie rodzinne święta-odpowiedziała 
Leniwie poszła w strone kuchni, a chwile potem Mikey zerwał sie z kanapy.
-No to ja już wam nie będe przeszkadzać-odparł
-Nie przeszkadzasz. Zawsze będziesz tu mile widziany.
Uśmiechnął sie delikatnie. Ubrał buty i kurtke, a na koniec uścisnęliśmy sie.
Po jego wyjściu poszedłem w strone kuchni. Lindsey patrzyła na dzieciaki bawiące sie w resztkach śniegu. Próbowały ratować te bałwanki, które zmieniały sie w wode. Kochane dzieciaki. Czasami lubiłem wziąć sobie kubek z gorącą kawą i patrzeć czym sie zajmują. To fascynujące, jak zwykły śnieg, może przynosić im tyle radości. My, dorośli, cały czas narzekamy. A bo przez śnieg nie możemy wyjechać. A tu znowu trzeba odśnieżać. A dzieci? Dzieci cieszą sie z tego co mają. Są magiczne.
Spojrzałem na Lindsey. Byłaby dobrą matką. Troskliwą i kochająca.

* * *
Z każdym dniem było coraz bliżej do świąt. Nadal nie do końca wiedziałem czy Frank będzie, ale miałem nadzieje, że tak.
Uwielbiam ten czas przed świętami. Uliczki są przyozdobione w przeróżne światełka, gwiazdki i inne pierdoły. W sklepach mnóstwo zabawek i uradowanych dzieci. Jedyny minus to narzekający na wszystko rodzice. Martwią sie że tyle pieniędzy wydają. Fakt, w święta schodzi dużo pieniędzy, ale ważna jest sama świadomość, że sprawiło sie komuś radość kupując prezent. Nie ważne czy drogi czy nie. Liczy sie gest.
Postanowiłem zadzwonić do każdego z moich starych znajomych. Odebrało tylko kilku, ale zawsze coś. Każdemu złożyłem życzenia i pogadaliśmy chwile. Przez chwile chciałem zadzwonić do Franka. Powinienem? Przecież to tylko telefon...W końcu zaryzykowałem i wybrałem jego numer. Po kilku sygnałach, włączyła sie poczta. Pewnie zobaczył, że to mój numer i nie chciał odbierać. Nie chciał psuć sobie tej świątecznej atmosfery. W każdym razie nagrałem mu sie i liczyłem, że oddzwoni. Pewnie nie oddzwoni, ale zawsze warto mieć nadzieje.
-Skarbie, gadałam z Alice. Mówiła, że byłoby fajnie jakbym upiekła to swoje słynne ciasto czekoladowe-powiedziała Lindsey wyrywając mnie z rozmyślań-Skoczyłbyś do sklepu po potrzebne rzeczy?
-Dla ciasta czekoladowego zrobie wszystko-uśmiechnąłem sie
Przez całą droge do sklepu i z powrotem, nasłuchiwałem czy przypadkiem nie dzwoni telefon. Jedyna osoba która zadzwoniła to Mikey, który poinformował mnie, że zaraz idzie do Franka z nim na ten temat pogadać. 
Żałuje, że wcześniej ani razu nie dzwoniłem do Franka. Z resztą, jakby tak o tym pomyśleć, to żałuje wielu rzeczy. Jedyna rzecz z której jestem naprawdę zadowolony to, że wróciłem do Lindsey.

1 komentarz:

  1. ej no on nie może się cieszyć z powrotu do Lindsey ... Frank cierpi a on sobie z nią .. :C nie podoba mi się ta sytuacja . No nic życze weny :)

    OdpowiedzUsuń