Dzisiaj taki trochę dłuższy rozdział :3
I pytanie dla was: Jak myślicie, co takiego zrobił Gerard :3 ? (logiczne jest tylko jedno wyjście, no chyba że ktoś ma baardzo bujną wyobraźnie... Tak Olka o tobie mowa :P)
____________________________________
Gerard
Te walentynki były najlepszymi walentynkami na świecie.
Frankowi najwyraźniej też sie podobało. Boże, byłem taki szczęśliwy. Nawet do
Lindsey nie czułem takiego silnego uczucia, jak teraz do Franka. Był dla mnie
wszystkim.
-Co ty jakiś taki szczęśliwy?-spytał mój brat Mikey, na
wspólnych zakupach-Lindsey wróciła?
-Znalazłem kogoś o wiele lepszego od Lindsey-uśmiechnąłem
sie-I bardzo mu zależy na poznaniu ciebie
-Mu?-zdziwił sie
-O, czyli nie wspomniałem że to chłopak
-Jakoś zapomniałeś-odwzajemnił uśmiech
Mikey. Najlepszy brat na świecie. Można z nim pogadać o
wszystkim i zawsze jest wsparciem. Szkoda, że troche go wcześniej olałem. Ale
wybaczył mi. Nigdy nie obchodził go mój wygląd, ani to z kim sie umawiam.
Kochał mnie za to kim jestem. Kolejna taka ważna osoba w moim życiu. Zawsze dbałem
o jego bezpieczeństwo i aby czuł sie dobrze. Broniłem go przed rodzicami i
pomagałem w nauce. Starałem sie jak najbardziej, by miał wspaniałe dzieciństwo.
Szczerze mówiąc nigdy zbytnio sie nie kłóciliśmy.
Szliśmy już w strone kasy, kiedy Mikey nagle zatrzymał sie.
-Kurde, zapomniałem płatków-westchnął
-Mam nadzieje, że nie masz na myśli płatków z
jednorożcami...
Uśmiechnął sie i poszedł w głąb sklepu. Tak jak myślałem wrócił
z płatkami z jednorożcami. Jego miłość z dzieciństwa. W wieku 10 lat oglądnął
jakąś głupią bajke z jednorożcami i je pokochał. Zaczął kupować pluszaki,
pościel i wszystko inne z ich wizerunkiem. I nadal je kocha. Wariat. Jego
dziewczyna jest naprawdę wyjątkowa. No i powinien być mi wdzięczny, bo skromnie
powiem, że to moja zasługa, że teraz są razem. Alice, to moja najlepsza
przyjaciółka. Mikey poznał ją na mojej imprezie urodzinowej.
W końcu wyszliśmy ze sklepu.
-No to zaprosze was w jakiś dzień do mnie na
obiad-uśmiechnął sie
-Z chęcią przyjdziemy-odzwajemniłem uśmiech
* * *
Zadzwoniła do mnie Lindsey i poprosiła o spotkanie.
Zgodziłem sie, no bo czemu nie? Chciałem usłyszeć co ma po tym wszystkim do
powiedzenia. Frankowi nic nie mówiłem. Nie wiem czemu. Żeby sie nie martwił?
Nie to głupie.
W każdym razie postanowiliśmy sie spotkać w restauracji do
której kiedyś zawsze chodziliśmy. Miłe wspomnienia.
Kiedy byłem już prawie pod restauracją zobaczyłem dziewczęcą
postać. To na pewno była Lindsey.
-Hej-ucieszyła sie na mój widok i delikatnie mnie uścisnęła
Minęło tyle czasu a ona się nadal nie zmieniła. Nadal miała
czarne włosy, które idealnie pasowały do jej brązowych oczu. Wciąż ten sam
szczery uśmiech i wesoły głos. Do tego ten jej typowy rockowy styl. Nie dziwie
sie, że kiedyś mi sie podobała. Wyróżniała sie wśród innych dziewczyn.
Większość to jakieś głupie plastiki, które bardzo przejmowały sie modą. A ona?
Ona ubierała to co sie jej w danej chwili podobało i miała gdzieś czy to jest
modne czy nie. Nigdy nie nosiła szpilek tylko trampki, a czasami nawet glany. I
uwielbiała te same zespoły co ja. Ideał, po prostu ideał.
Weszliśmy do restauracji i usiedliśmy.
-Lindsey... czemu chciałaś sie spotkać?-spytałem po
chwilowej ciszy
Zaczęła bawić sie szklanką wody, a wzrok wbiła w jeden
punkt. Powoli sie niecierpliwiłem ale w końcu odezwała sie:
-Chciałam coś wyjaśnić
Spojrzałem na nią pytająco. Po chwili kontynuowała:
-Gerard.. Zerwałam z tobą, nie dlatego, że przestałam cie
kochać, tylko po prostu musiałam wyjechać na jakiś czas do Francji, a taki
związek na odległość jest według mnie bez sensu...
Zostawiła mnie, bo musiała wyjechać? Nawet nie mogła mi
powiedzieć prawdy? Wprost powiedzieć o co chodzi? Niszczyłem sie od środka
przez nią. Przez jej głupote.
-Wiem, że to tak troche głupio...Ale chciałbyś do mnie
wrócić?
Wrócić? Po tym wszystkim co zrobiła? No chyba ją coś do
reszty pojebało. Chociaż, jak ją tak zobaczyłem to coś mnie ukuło w sercu.
Wspomnienia.
-Możemy zostać przyjaciółmi-odezwałem sie w końcu-Ja już
kogoś mam
Popatrzyła na mnie troche zasmucona. Nie spodziewała sie
takiej odpowiedzi. Pewnie myślała, że owinęła mnie sobie wokół palca i rzuce
sie na nią i powiem "Jasne że wróce".
Nie wróce. To już przeszłość.
-No to przyjaźń-uśmiechnęła sie po chwili i podniosła
kieliszek z szampanem
Jeżeli troche wypije to przecież nic sie nie stanie. Nie
chce sie schlać w trzy dupy, tylko uczcić przyjaźń. Wziąłem do ręki kieliszek i
stuknęliśmy o nie nawzajem i upiliśmy łyk. O dziwo, nie wypiłem więcej niż ten
jeden kieliszek. W końcu koło 21 postanowiliśmy wrócić do domu.
-Dzięki za spotkanie-powiedziała na koniec i pocałowała mnie
w policzek
Wróciłem do domu najciszej jak mogłem.
-Nareszcie jesteś!-usłyszałem-Boże, ja sie tu martwie, a ty
nawet nie raczysz odebrać telefonu!
-Przepraszam Frankie...-odparłem i cmoknąłem go w usta-Chyba
nie jesteś na mnie zły..?
-Nie, po prostu sie martwiłem-uśmiechnął sie
* * *
Jakiś czas później Frank i Mikey w końcu sie poznali. I
bardzo sie polubili. Ale nie o tym chciałem mówić.
W sobote wróciłem dość późno do domu, bo musiałem w pracy
pisać jakieś dziadostwo. Wchodząc do domu dostrzegłem szczerzącego sie w moim
kierunku Franka. Uwielbiałem ten jego uśmiech. Był taki... szczery i uroczy
jednocześnie.
-Coś sie stało?-spytałem
-Mam nowine-poinformował mnie
No tak. Nie rzuci konkretem, tylko będzie robił z tego jakąś
tajemnice. Poszedł w strone kuchni, a ja po chwili ruszyłem za nim. Było tak..
romantycznie? Nie, to złe określenie. Czy szarlotke z piekarni obok i puszke
coli można nazwać romantyczną kolacją? No, ale nie czepiajmy sie.
-Co to za nowina?-zniecierpliwiłem sie
-Jedziemy z chłopakami zagrać koncert gdzieś tam za
granicą!-krzyknął-Tylko jest problem... Matt mówił że nie będzie nas z tydzień
-Kochanie, rozwijaj kariere! Ja będe musiał zostać, bo mnie
w pracy zawalili robotą...-odparłem i mocno przytuliłem
Byłem z niego dumny. Musiał jechać, nie zwracając uwagi na
mnie. Tydzień szybko zleci.
* * *
Wszystko spierdoliłem. Po co ja jeszcze żyje? Po to żeby
ranić innych? Żeby wszystkim których kocham zadawać ból? Jeżeli tak ma wyglądać
moje życie, to wole nie żyć. Wole leżeć w jakimś zapomnianym grobie. Chociaż,
nawet jeśli będe martwy to moje czyny będą w pamięci innych osób. Ale
przynajmniej nie będe musiał obserwować ich cierpienia. Tego jak powoli
umierają od środka. Tego jak powoli umiera w nich zapał do życia i wszelka
radość. Ale najbardziej boli świadomość, że to twoja wina. Że ty sie
przyczyniłeś do całej tej sytuacji.
To opowiadanie jest zajebiste !!! <3 ;3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Jak zawsze. Trochę koniec taki tajemniczy. O co chodzi? Dawaj następny, bo jestem ciekawa. Zapraszam do mnie na nowy rozdział:
OdpowiedzUsuńreal-life-sophie.blogspot.com
P.S. Nominowałam cie do The Versatile Blogger