Jak zobaczyłam te wasze komentarze to po prostu wiedziałam, że musze dzisiaj dodać kolejny rozdział :D
Zdobyłam 850 wyświetleń w 2 tygodnie *u*
Rozdział z dedykacją dla Fun Puppy i ~Till których komentarze po prostu kocham xd <3 Sprawiłyście że mój dzień stał sie lepszy ;D I też uważam że Gee to @#$%^ Biednej księżniczki Franczeski sie nie zostawia samej ;___;
I jeszcze z dedykacją dla Zoombie bo twój komentarz bardzo mnie ucieszył :3
Troche sie rozpisałam... xd
No to jeszcze raz, kocham was :* <przytula każdego z osobna>
_____________________________________
Frank
Stałem pod drzwiami z 10 minut. Nie wrócił. Odszedł. Po prostu
odszedł. Tak bez słowa. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy. I mieliśmy
przejść. Nie, to nie mogła być prawda. Po prostu nie mogła.
Położyłem sie na łóżku i podkuliłem nogi. Nie ma go i nie
będzie. Wszystko co mówił było kłamstwem. Okłamał mnie. Miał być na zawsze i
jeszcze dłużej.
Po moim policzku popłynęła łza. Myślałem, że byliśmy dla
siebie stworzeni, a tu sie okazuje że nie. Czy ja zrobiłem coś nie tak?
Przecież nikt nie odchodzi bez powodu. Coś musiało sie stać. Może uznał, że
taki związek jest bez przyszłości? Może zechciał założyć prawdziwą rodzine?
Zapragnął mieć dzieci?
Poduszka była już mokra od moich łez. Nawet nie próbowałem
ich powstrzymywać. Teraz moje życie już totalnie nie ma sensu.
Postanowiłem ze sobą skończyć. Nie miałem nikogo, nie miałem
żadnego wsparcia. Po co miałem żyć? Po to aby nadal być ranionym? Być
nieszczęśliwym? Gdybym umarł to i tak nikogo by to nie obchodziło.Pewnie nawet moi rodzice nie przyszliby na pogrzeb.
Wstałem i poszedłem w strone sypialni. Tak jak myślałem w
szufladzie nadal były żyletki. Od kiedy tylko pamiętam zadawałem sobie ból.
Będąc nastolatkiem odkryłem, że dzięki temu nie myśle o przykrych rzeczach.
Uciekam od rzeczywistości. Skupiam się na bólu fizycznym.
Przysiadłem na łóżku. Nie chciało mi sie nawet ciąć. Nie
chciałem sie zabić, ale tym bardziej nie chciałem żyć. Położyłem sie, a jakieś
10 minut później zasnąłem.
Obudziły mnie promienie słońca. Niechętnie otworzyłem oczy,
ciężkie od łez. Dotarło do mnie, że to nie był sen i że faktycznie odszedł.
Sięgnąłem po żyletke leżącą na szafce. Przyłożyłem sobie do nadgarstka i chwile
sie wahałem. W końcu powoli przejechałem po ręce i już po chwili na pościel
kapały czerwone krople krwi.
Usłyszałem huk i szybko otarłem łzy.
-Frank! Jesteś tu?
Odłożyłem żyletke i ubrałem bluze aby zasłonić ślady. Powoli
zszedłem po schodach.
-Mikey? Co ty tu robisz?-zdziwiłem sie
-Przyszedłem sprawdzić co z tobą-odpowiedział
Czyli jednak byłem dla kogoś ważny. Chociaż jedna osoba
przyszłaby na mój pogrzeb.
Poczułem jak struga krwi spływa po mojej ręce. Spojrzałem w
dół i zobaczyłem że na podłodze jest już kilka kropli. Popatrzyłem na Mikey'go.
Już to zauważył.
-Frank-westchnął-Ja wiem, że mój głupi brat cie zranił, ale
prosze, nie rób tego
Zranił mnie? On zabrał część mnie. Część mojego serca.
Zostawił tylko marne wspomnienia, które będą nawiedzały mnie co noc.
-Mikey... dlaczego on odszedł?
Popatrzył na mnie zaskoczony. Wpatrywał sie przez chwile w
swoje buty, ale w końcu sie odezwał:
-Wiesz Frank, to nieistotne
-Powiedz!-rozkazałem i wybuchnąłem płaczem
Zapadła cisza. Było słychać jedynie moje szlochanie. Długo
wahał sie co mi powiedzieć i jak mi to powiedzieć.
-On... on wrócił do Lindsey
Wrócił do dziewczyny o której ja pomagałem mu zapomnieć.
Zraniła go, a on i tak jej ponownie zaufał. Zapomniał o tym co ja dla niego zrobiłem.
"Na zawsze razem", póki nie wpieprzy sie trzecia osoba. Miało być tak
wspaniale. Chciałem mu zrobić niespodzianke że już wróciłem, ale to on zrobił
niespodzianke mi. I to nie do końca miłą. Czyli nic nigdy dla niego nie
znaczyłem. Byłem tylko głupim pocieszeniem po Lindsey. Byłem dla niego zabawką.
Miał gdzieś moje uczucia.
-Frank, będzie dobrze-uśmiechnął sie Mikey-Znajdziesz kogoś
kto cie naprawdę pokocha
Nie wierzyłem w to. Myślałem, że to Gerard mnie naprawdę
kocha. Że zależy mu na mnie. Ale jemu
przez cały czas zależało na Lindsey. Na tej głupiej suce. Oszukał mnie. Po
prostu oszukał.
-Pójdziemy sie gdzieś przejść?-spytał Mikey-Wspaniała pogoda
dzisiaj
Zaprzeczyłem. Wole siedzieć w domu, w samotności. Nie chce
żeby ludzie mnie widzieli w tym stanie. Ani ja nie chce widzieć ludzi. W tym
małym mieście nietrudno byłoby trafić na Gerarda. Nie wiem jakbym zareagował
gdybym go zobaczył. Upadł i po prostu płakał? Rzucił sie na niego prosząc by
wrócił? Odszedł bez słowa? Wygarnął mu co o nim myśle?
-Frank, musisz stać sie silny-odezwał sie blondyn po chwili
milczenia-A ja ci pomoge
Spojrzałem na niego zaskoczony. Czemu miałby mi pomagać?
Tylko dlatego, że coś łączyło mnie z jego bratem? Może czuje sie winny? Tylko
czy mi można pomóc? Czy ja chce otrzymać tą pomoc? Samemu sie z tym wszystkim
nie zmierze. Po prostu przegram tą walke. Umre. Już umieram od środka.
Przysiadłem na schodach, a Mikey w tym czasie pozbierał
niebezpieczne przedmioty. Wiedziałem, że sie polubimy, ale nie wiedziałem że on
sie będzie aż tak o mnie martwił. Po chwili przysiadł obok i podwinął mi rękaw.
-Głupi Gerard-stwierdził
Idiota! Przecież go zostawiła, a on ma zamiar do niej tak po
prostu wrócić?! Kiedy Frank jest szczęśliwy, coś zawsze musi sie spieprzyć.
ZAWSZE.
-Jaka jest Lindsey?-spytałem
-Hm... Szczerze mówiąc... Nienawidze jej. Według mnie nie
pasuje do Gerarda. Chyba jedyne co ich łączy to miłość do muzyki. Jest
strasznie wredna, myśli głównie o sobie, zawsze zadowolona, a według Gerarda jest
wyjątkowa.
Musiała być wyjątkowa, skoro tak bez niczego do niej wrócił.
Wszystko straciło jakikolwiek sens.
-Jestem zmęczony, chyba sie położe-stwierdziłem
Mimo tego, że przecież niedawno sie obudziłem, to byłem
strasznie padnięty.
-Posiedzieć z tobą?-spytał
-Nie trzeba
Po co on to wszystko robił? Nawet sie zbytnio nie znamy. Po
jednym spotkaniu już tak bardzo mnie polubił?
Może Mikey miał racje. Prędzej
czy później chyba trafie na kogoś kto mnie pokocha.
* * *
Pierwszy tydzień spędziłem w łóżku co jakiś czas wstając do
toalety. Mikey cały czas mnie odwiedzał i zmuszał do jedzenia i pilnował żebym
nie zrobił sobie krzywdy. Łzy nadal leciały mi policzkach przez prawie cały
czas.
-No prosze, rusz sie z domu-błagał Mikey-Chociaż na chwile.
Do sklepu obok
-Dobra-poddałem sie w końcu
Musiałem wyglądać naprawdę strasznie bo ludzie dziwnie
patrzyli w moim kierunku. Idąc do sklepu starałem sie nie patrzeć na innych. Bałem sie że gdzieś zobacze Gerarda. Mikey pare razy musiał mnie
szturchać, bo wpadłbym na drzewo albo znak.
W sklepie blondyn poszedł w strone owoców, a ja na słodycze.
Nienawidze swojego niskiego wzrostu. Ledwo dotykałem ręką półki, a co dopiero
miałbym ściągnąć z niej czekolade.
-Może pomóc?-usłyszałem przyjazny głos
Obok mnie stanęła jakaś czarnowłosa dziewczyna. Miała podarte
rurki, koszulke z Iron Maiden i glany. Podała mi do ręki czekolade.
-Dzięki-odparłem i chciałem sie wycofać
-Hej, ty przypadkiem nie grasz w zespole...?-zaczęła-Nazwa
mi teraz wyleciała z głowy...Jesteś gitarzysta, Frank?
Spojrzałem na nią zaskoczony. Jakaś dziewczyna mnie poznała.
W sklepie.
-Jestem Lindsey-uśmiechnęła sie
Lindsey? Nie no, przecież ze sto dziewczyn w tym mieście
może mieć tak na imie. Nie, to nie może być ona. Nie jest w stylu Gerarda. No
dobra, może jest troche w jego stylu. Nawet bardzo. Nie, to nie ona.
-Ładne imie-uśmiechnąłem sie
-Dziękuje. Moge prosić o autograf?
-Nie ma problemu
Wyciągnęła z torebki jakiś notesik i długopis. Podpisałem sie i chwile jeszcze pogadaliśmy.
-Frank! Tu jesteś!-usłyszałem Mikey'go
Po chwili chłopak stanął obok mnie i spiorunował wzrokiem
dziewczyne.
-Cześć Mikey-powiedziała zimno
-Hej Lindsey-odpowiedział tym samym tonem
Spojrzałem na Mikey'go a potem na dziewczyne. Czyli to
jednak ta Lindsey. Ta która zabrała mojego Gerarda. Skoro ona tu była, to
Gerard też mógł sie gdzieś tu kręcić.
-Mikey idziemy?-spytałem
-Tak-odpowiedział nadal piorunując wzrokiem czarnowłosą
Wychodząc ze sklepu znowu miałem łzy w oczach. Wiedziałem że
to będzie zły pomysł, żeby wyjść z domu. Mogłem siedzieć sam w tych czterech
ścianach, pogrążony we własnych myślach i wspomnieniach.
Mikey to taki pomocny i przyjacielski człowiek <3
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to zajebisty :3
EH... coraz bardziej nie cieprpię Gee ... znaczy się GERARDA i LINDSEY. @#%$@* z nich :D kocham takie określenia, a tak wgl to dziękuję za rodział :D Czeakam na dalszy ciąg :D Życzę dużoooo weny ! XD
OdpowiedzUsuńTak jak zawsze napisze, ze rozdział świetny. Czekam nn.
OdpowiedzUsuńUuu, dzięki za dedykację! <3 A teraz mój niesamowicie głupi komentarz: (przed przeczytaniem skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każde zdanie... i tak dalej i tak dalej) Co za @#$%^!!! Tak, mówię o Lindsey. Nie zasłużyłaś na autograf, szatanie! ;___; Nie zasłużyć na nic, no chyba że na wieczne potępienie. ;__;
OdpowiedzUsuńDobra, zostawmy ją w spokoju i przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy. Mikey coś tak dziwnie się do Franka zbliża. Czyżby coś? Tak, na pewno! Mmmm... czuję mięte! Mrr, mięta, mięta! (Przepraszam, ale tak mój kolega gada, kiedy ja stoje za blisko innych chłopaków... xD )Ciekawie by było, gdyby jakimś dziwnym sposobem Frank zaczął chodzić z Mikey'm... Gerard pewnie byłby zazdrosny i nagle zachciałoby mu się wrócić do Frania. I przyczołgałby się do Iero na kolanach, błagając o przebaczenie i o przyjęcie z powrotem... A wtedy Frank tak sassowato machnie rączką, mówiąc "Yy... No chyba nie? Trochę już za późno, bitch", a potem odwróci się do Mikey'ego, złapie go za rączkę i powie "Zostawmy go z jego sassowatością samego, niech przemyśli parę spraw. Chodź, Michaelu. Łóżko czeka..." (wtf? XD Dodajmy jeszcze elegancką postawę i akcent... Albo lepiej nie xD ) Dobra, kończę ten komentarz. Życzę dużo weny i dawaj szybko! <'3
xoxo FP
Podoba mi się ta wypowiedź Franka! "Chodż Michaelu . Łóżko czeka " ^^ jak nie w opowiadaniu to takiego walniętego shota napisać XD To by było <3
UsuńHahahaha :D Może kiedyś specjalnie dla was napisze takiego powalonego shota xd Wyjdzie bynajmniej dziwnie :P
UsuńHyhyhy, ostatnio zauważyłam, że moje głupie komentarze robią furorę. xD
UsuńTaaak, powalony shot! *u* Ale najpierw rozdział. Zasuwaj Michaelu, czekamy. *u*